[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzyma w piwnicy ponad pięćdziesiąt tysięcy butelek.Taylor zrobiła wielkie oczy.Zaiste imponujący zbiór.Najadła się tak, że aż czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku.Nie była nawet w stanie dokończyć ulubionej tarty.Odsunęła talerzyk i napisała w notesie:O Boże, niesamowite.Dziękuję.– Też uważam, że wszystko było pyszne.Może przejdziemy do salonu na kieliszek porto?Wino ułatwia trawienie.Mam wrażenie, że wskoczyłam do powieści z epoki wiktoriańskiej.– Nie, nie… Gdyby to były tamte czasy, wyszedłbym z dżentelmenami na porto i cygara, a ty zostałabyś z babińcem, rozprawiając… Sam nie wiem, o czym wy tam rozprawiacie.– Ha, ha – mruknęła, dając mu lekkiego szturchańca w ramię, po czym napisała:Dobrze wiesz, o czym rozmawiają kobiety we własnym gronie.– Pewnie omawiają długość, szerokość i głębokość.Ot, i cała dyskusja.Memphis, przywołuję cię do porządku!Było jej tak przyjemnie, że nawet ból głowy znacznie zelżał.Wino, tabletki i zmęczenie podróżą wprawiły ją w płochy nastrój.Salon, do którego zaprosił ją Memphis, prezentował się trochę zwyczajniej.Na ścianach panele z ciemnego drewna, komplet skórzanych mebli, niski stolik i oczywiście nieodzowny kominek.Część pomieszczenia została przeznaczona na bibliotekę z regałami sięgającymi sufitu, a część mogła służyć za gabinet z imponującym dębowym biurkiem.Całość robiła wspaniałe wrażenie.– Ładnie – wymamrotała.– To fragment mojego mieszkania – powiedział Memphis – a konkretnie gabinet.Kiedy tu przyjeżdżam, lubię mieć odrobinę prywatności.Może spróbujesz ze mną porozmawiać?Wiem, że powinnaś ćwiczyć, tym bardziej że głos ci wraca.– Ja… – Nic więcej nie wydobyło się z jej ust.Przeklęte gardło pod wpływem presji znowu się skurczyło.Cóż, nie była jeszcze gotowa.Prośba o wypowiedzenie paru prostych słów odbierała jej mowę.Memphis zbliżył się do niej i delikatnie powiódł dłonią po policzku, po czym ujął ją pod brodę.Zdradzieckie serce od razu zaczęło bić szybszym rytmem.Czuła puls trzepoczący pod kciukiem Memphisa.Gdy ich oczy się spotkały, w jego wzroku wyczytała jawną żądzę.– Spróbuj teraz.– Gdy tylko potrząsnęła głową, dodał: – Wiem, jak cię to męczy.Tak bardzo chciałbym ci pomóc.Unieważnić, odebrać ci ból z tych kilku ostatnich miesięcy.Stali naprzeciw siebie jak przymurowani.Taylor czuła się dziwnie bezbronna, wydana na łaskę i niełaskę gospodarza.Memphis był silnym mężczyzną.Wystarczyło, żeby zwiększył ucisk na jej krtani i odciąłdopływ powietrza, a faktycznie wyzwoliłby ją od bólu.Koniec zmagań, koniec współczujących spojrzeń.Żadnych więcej szeptów za plecami, choć akurat to nie musiało być prawdą.Plotki nie ustają nawet po śmierci, tyle że już by ich nie słyszała.Odpłynęłaby w niebyt z zapachem wody kolońskiej Memphisa w nozdrzach.Taylor, na miłość boską, weźże się w garść! – nakazała sobie w duchu.Memphis mówił serio.Nie litował się nad nią, nie próbował pocieszać, po prostu pragnął,by nie musiała przez to wszystko przechodzić.Nikt inny jej tego nie powiedział.Mijały minuty.Jego oczy przemawiały do niej, zadawały pytania.Nie umiała na nie odpowiedzieć.W końcu powoli przysunął do niej twarz, a wtedy zesztywniała.Natychmiast opuścił ręce, odwrócił się i odszedł.– Nie przejmuj się tym.Z czasem odzyskasz mowę.– Podszedł do barku i nalał porto do małych kieliszków.– Mam nadzieję, że docenisz ten smak.Wręczył jej kieliszek, jakby nic między nimi nie zaszło.Serce Taylor nadal biło niespokojnym rytmem.Starała się oddychać powoli, miarowo.Żałowała, że nie cechuje jej słynna angielska rezerwa.Upiła łyczek porto i chwyciła notes.Jest pyszne.Doskonale wytrawne.Dzięki, że mnie poczęstowałeś.Naprawdę wyborne.Nigdy dotąd nie rozmawiali o zaletach porto.Trunek musiał być bardzo drogi, co wcale Memphisowi nie przeszkadzało.Po prostu gdy miał na to ochotę, bez ostentacji korzystałz rodzinnego majątku i statusu społecznego.Zamierzała usiąść, gdy nagle poczuła coś bardzo dziwnego w okolicy pleców, czemu towarzyszył podmuch zimnego powietrza.Błyskawicznie sprężyła się, stała się czujna i gotowa do działania.Dostatecznie długo była policjantką, żeby rozpoznać to uczucie.Ktoś ich obserwował.Obróciła głowę, by sprawdzić, czy może któryś ze służących wszedł do pokoju, ale nikogo takiego nie było.Przeszedł ją lodowaty dreszcz.Przecież sobie tego nie wymyśliła…Spojrzała na Memphisa, który pogwizdując cicho, nalewał drugą kolejkę porto.Na drugą nóżkę, jak zwykł mawiać jej ojciec.Robił tak z każdym drinkiem, pochłaniał go jednym haustem i nalewał następny.A może za dużo wypiła do kolacji?Memphis pochwycił jej wzrok i spytał:– Co się stało? Jesteś taka niespokojna… – Usiadł obok niej na kanapie i wziął ją za ręce.– Boże, jak zmarzłaś! Mówiłem, że trudno tu ogrzać…Cofnęła prawą rękę.Przed chwilą wydawało mi się, że jesteśmy obserwowani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki