[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym momencie zadzwonił telefon.Qwilleranpodbiegł do słuchawki, sądząc, że to Susan chce go poinformować o stanie zdrowia Edythe.- Qwill! - ze słuchawki dobiegł go głos Gary'ego Pratta.- Słyszałeś wiadomości oszóstej? Na Bixby Highway miał miejsce tragiczny wypadek! To była Lish Carroll!- Skąd wiesz?- Zastępca szeryfa, z którym chodziłem do szkoły średniej, wpadł do baru, abypodzielić się tą informacją.Obaj z zainteresowaniem przyglądaliśmy się jej powrotowi wrodzinne strony.- Ale przecież ona nie miała prawa jazdy! - Nie byłbym tego taki pewien.O jej wadzie serca nic nam nie wiadomo, ale nikt tunie miał z nią kontaktu od szóstej klasy.A teraz muszę wracać do roboty.Do usłyszenia!Pierwsza myśl Qwillerana była taka: Ciekawe, czy porcelanowe buciki również siępotłukły?Myśl druga to zadzwonić do Susan i powiedzieć jej o wypadku.Lekarz opiekujący się Edythemoże nie życzyć sobie, aby informować ją o zdarzeniu.Susan właśnie wróciła do domu zeszpitala.- Przez dwadzieścia cztery godziny opiekowałam się nią jak starszą siostrą -powiedziała.- Ale o wszystkim musi zadecydować doktor MacKenzie.Powiedział mi, żeEdythe jest bardzo dzielna, ale i tak musi ją u siebie zatrzymać przynajmniej na tydzień.Nieprotestowała.Bardzo jej się ten lekarz spodobał, a do tego jest wdowcem.Po załatwieniu tej sprawy Qwilleran nakarmił koty, a następnie zajął się własnymżołądkiem.Wstawił zupę na gaz i żeby zaspokoić pierwszy głód, wziął kawał polędwicywołowej imponującej wielkości, wsadził między dwie pajdy chleba i pożarł, zagryzająckorniszonem.Jeszcze nie zdążył wyłączyć palnika kuchenki pod zupą, gdy Koko zaczął wariować.Jak opętany skakał na kredens, starając się wcisnąć nos w szczelinę między parapetem aroletą kuchennego okna.Qwilleran wiedział, że za moment stanie się coś ważnego.Zachowanie kota było tak ostentacyjne, że wąsacz w tej chwili wyobraził sobie czołgwjeżdżający na jego podwórze.Qwilleran wyszedł na zewnątrz, przedtem przykrywając garnek i chowając przedkotami kanapkę do szafki.Na próżno nasłuchiwał warkotu silnika i chrzęstu żwiru na drodze- nieomylnych znaków, że do składu zbliża się samochód.Wkrótce za to na ścieżce dojrzałpostać mężczyzny w wysokich butach, obcisłych dżinsach i dżinsowej kurtce.Była to drugapołowa duetu Lish i Lush. Rozdział szesnastyQwilleran wyszedł gościowi naprzeciw.- Clarence! Co za niespodzianka! Skąd przybywasz?- Z kempingu - wymamrotał mężczyzna takim głosem, jakby za moment miał paśćmartwy.- Z Great Oaks? To jakieś dziesięć mil stąd! Mam nadzieję, że ktoś cię tu podrzucił.Qwilleran wiedział, że to mało prawdopodobne.Ludzie z Moose County nieprzepadali za obcymi autostopowiczami noszącymi fryzury z Nizin.- Może jesteś głodny, Clarence? Mężczyzna przytaknął i rzekł:- Nie mogę ci za nic zapłacić.Ona odjechała.Nie zostawiła ani centa.- W takim razie zapraszam cię do altany na miskę zupy i kanapkę.- I wskazującprzybyszowi fotel na biegunach, dodał: - Usiądz tu sobie.Zdejmij buty.Tu masz orzeszki,żebyś się nie nudził, czekając na obiad.Szklankę soku?- A piwo?- Przykro mi.Piwa nie mam.Qwilleran skłamał, bo w jego barku były alkohole każdego rodzaju.Niemniej jednakuznał, że bezpieczniej będzie nie częstować gościa czymś mocniejszym.Gospodarz udał się do kuchni, aby podgrzać zupę i zrobić kanapkę dla Clarence'a.Koty wlepiały w niego swe ogromne, błękitne ślepia.Yum Yum wydawała się lekkorozkojarzona, Koko miał zaś tajemniczą minę.On zawsze musiał wiedzieć, kto, co i jak.Qwilleran zastanawiał się, jak powiedzieć Clarence'owi o wypadku, o ile ten o nim jeszczenie wiedział.(Wyrażenie  odjechała , którego użył, wskazywało na to, że Clarence nie znanajnowszych wiadomości).Lush nie wydawał się też wymarzonym partnerem do konwersacji.Z rzadka posługiwał się zdaniami, komunikując się z otoczeniem za pomocąpojedynczych słów i monosylab.Clarence był wygłodzony jak wilk, więc pożarł nie tylko swoją, ale także porcjęgospodarza.Qwilleran w gruncie rzeczy nie miał mu tego za złe.Trwoniąc dziedzictwoKlingenschoenów na cele publiczne, przyzwyczaił się do tego typu sytuacji.- Jak długo pracujesz dla Lish? - zaczął.- Nie wiem - odpowiedział gość, wzruszając ramionami.- Tak to jest, czas płynie niepostrzeżenie, lata zdają się być jak miesiące.A zostawiłaci jakieś instrukcje?Clarence pokręcił głową, pochłaniając kanapkę gospodarza.- Dlaczego wyjechała i dokąd? Wiesz coś o tym?- Nie.- A ty, jeśli mogę spytać, gdzie mieszkasz? Oczywiście nie chciałbym być natrętny,więc jeśli.- Nigdzie.- Po prostu.podróżujesz, tak?Clarence skinął głową.- No tak, młodzi ludzie nie lubią stabilizacji - powiedział Qwilleran, starając się, abynie zabrzmiało to jak rodzaj wyrzutu.- Lish jest nie w ciemię bita.Mówiła, że jesteś dobrymkierowcą.Lubisz swoją pracę?Clarence ponownie przytaknął.- A w czym się specjalizujesz?- W mokrej robocie.- W mokrej robocie? Typu pranie, zmywanie?W odpowiedzi Clarence odsłonił połę sztruksowej kurtki i Qwilleran mógł dostrzeckaburę z rewolwerem.- Jasne! - powiedział Qwilleran, nie znajdując w głowie żadnego stosowniejszegokomentarza.Po chwili milczenia odezwał się znowu:- A co byś powiedział na miseczkę lodów? Po sutej kolacji musi być deser, no nie? Zczekoladową polewą czy bez?Wkrótce gospodarz zjawił się w altanie, niosąc lody.- Po ciężkim dniu nie ma nic lepszego od lodów.A teraz powiedz mi coś o tej mokrejrobocie.To musi być bardzo interesujące. - Kropnąłem tylko dwóch.- Wspaniale! A gdzie?- Jednego gdzieś tu, blisko plaży.A drugiego na północ stąd.- A kto to był? Wiesz o nich coś więcej?W odpowiedzi Clarence wzruszył tylko ramionami.- Mam nadzieję, że twój szef był zadowolony z roboty? Może nawet przyjechaliście tuświętować twój zawodowy sukces?- Nie.Wszystko przez tę starą, jej babkę.Myślę, że ona miała być następna.Ale Lishwyjechała.Qwilleran zamyślił się.Gdyby nie tragiczne losy bohaterów, można by to uznać zafinał komedii.- A co teraz zamierzasz zrobić, skoro ona zabrała samochód?- E tam! Wróci.- To nie takie proste.Wczoraj po południu Lish miała wypadek.Mówili o tym wradiu.Twoja szefowa nie żyje.Mężczyzna spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.- Słyszałeś, co powiedziałem? Lish zginęła.w wypadku.A z samochodu zostałwrak.Na twarzy Clarence'a Qwilleran dostrzegł grymas smutku.- A ja tak o niego dbałem!Ta reakcja zafrapowała wąsacza.Szefowa Clarence'a nie żyła, samochód zamienił sięw kupę złomu, a on w takiej chwili myśli o godzinach spędzonych przy myciu karoserii! Jegomętny wzrok mógł sugerować, że Clarence jest na haju, a jego niewrażliwość wynika zuzależnienia.Qwilleran też był kiedyś uzależniony - od alkoholu.Bezdomny, bezpłodny,bezrobotny i pełen nienawiści do innych.I wtedy pewien nieznajomy wyciągnął go z tejDoliny Zmierci, dosłownie i w przenośni.To był prawdziwy zwrot w jego życiu.Różnicapolegała na tym, że Qwilleran nikogo nie zamordował.Owszem, to Lish była tu mózgiem, aleClarence pociągnął za cyngiel.Prawdopodobnie także to ona, a nie on, miała wzbogacić sięna tych zabójstwach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki