[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu doczasu spoglądał na ojca, lecz nie odważył się nic powiedzieć.Co będzie,jeśli powie coś złego, jakieś słowo, które skłoni ojca do sięgnięcia do barku?Tylko Roy wydawał się nieporuszony sytuacją i spokojnie dalej jadł.Alekiedy znowu chwycił za butelkę, żeby nalać sobie jeszcze jeden kieliszek,ojciec odebrał mu ją.- Wystarczy chyba, że ja wyglądam jak wrak człowieka - rzekł spokojnie.Jo wstrzymał oddech.Ojciec nieczęsto mówił o swoich problemach, aleteraz przyznał się do nich wprost! W Jo zatliła się nikła nadzieja i całą swąuwagę skierował na ojca.Próbował przywołać uśmiech, chciał okazać muwsparcie.Wtedy Roy wszystko zniszczył.Marzenia Jo runęły niczym kruchydomek z kart.- Idz i nalej sobie drinka - rzekł obłudnie słodko.- Wydaje mi się, że tegopotrzebujesz.Jo przeklinał w duchu starszego brata.Zauważył, że ojcu drżą ręce,wzrok stał się niepewny.Mimo to czekał w napięciu, mając nadzieję, żeojciec znajdzie tyle silnej woli, że zostanie przy stole.Jo wpatrywał się wpłomienie zapalonych świec.Każ mu zostać, modlił się.Spraw, by mu sięudało ten jeden jedyny raz.Frank Strand nie wytrzymał jednak na miejscu.Początkowonieszczęśliwy wpatrywał się przed siebie; jego rozbiegane spojrzenie, jak Jowiedział, oznaczało tylko jedno.Krótką chwilę walczył z sobą, po czym siępoddał.Bezgłośnie wzdychając, wstał od stołu i podszedł do barku.Zabrzęczały butelki.Stojąc tyłem do synów, ojciec wypił pierwszegodrinka.Potem wziął butelkę do ręki, zamknął szafkę i wyszedł.- Jak możesz być takim draniem? - Jo zwrócił się gniewnie do brata, gdyten znowu złapał butelkę wina.Roy roześmiał się.- Może się teraz rozpłaczesz, braciszku? - rzekł pogardliwie.- Albopobiegniesz do mechanika po pociechę?Ostatnie słowa wycedził z jadowitym uśmieszkiem.Jo poczuł, jakzapiekło pod powiekami.W gardle dławił go płacz i wszystko wydawało siętakie beznadziejne.Jednocześnie ogarnęła go wściekłość: za nic nie dopuścido tego, by Roy zobaczył jego łzy.Poderwał się z krzykiem:RS 68- Ja.Chciałbym, żebyś był.martwy! Wybiegając z salonu, słyszałgłośny śmiech Roya.Zamknął się na dole w swoim pokoju.Siedział pociemku, czując, jak łzy toczą mu się po policzkach.Ze złością otarł jewierzchem dłoni.Nie wolno mu, do diabła, płakać! Ale zakazy niewielepomagały.Azy nie przestawały płynąć.Słyszał nad sobą podniesione głosy, ale tym razem to nie rodzice siękłócili, lecz Roy z ojcem.Wbrew swej woli Jo słuchał słów, potęgującychwzajemną wrogość w tym wielkim domu.Sprzeczka dotyczyła samochodu.W samą Wigilię kłócili się o ten cholerny wóz sportowy! Jo zarzucił kołdręna ramiona, ale został na podłodze.Oczy przyzwyczaiły się do ciemności,wzrokiem przebiegał po pokoju, wyposażonym w drogie modne meble, iprawie nieużywanym komputerze na biurku.Na ścianach wisiały plakaty,przedstawiające kosmos i system słoneczny.Wielka mapa świata zajmowałaniemal całą ścianę.Jo czuł, że taka wędrówka wzrokiem z kraju do krajudziała uspokajająco.Gdy tak siedział i podróżował w marzeniach, cieszył się na dzień, kiedynaprawdę będzie mógł zwiedzać świat.Pewnego razu wyjedzie i odwiedziwszystkie te miejsca, o których teraz tylko śni.Chciałby zobaczyć Indonezjęi Wietnam, na pewno Australię i USA.Pozwolił, by myśli niosły go dookołaświata.Czekał, aż ojciec z Royem skończą sprzeczkę.Po pewnym czasie,który wydawał się wiecznością i w którym zdążył kilka razy objechać światdookoła, usłyszał, że Roy z hałasem zbiega na dół po schodach.Zrobiło się cicho.Jo poczekał jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że bratśpi.Na wszelki wypadek wśliznął się do jego pokoju i spojrzał na łóżko.Roy spał w ubraniu - leżał na plecach z na wpół otwartymi ustami i głośnochrapał.Jo przystanął na moment i przyglądał się śpiącemu bratu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki