[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lucy - przemówił łagodnym tonem bard.- Co widzisz?Odwróciła się gwałtownie z twarzą wykrzywioną gniewem.- Zostaw nas! - warknęła.- Nikt nie pozwolił ci się odezwać.- W takim razie proszę o pozwolenie - powiedział starzec, a Jack nie mógł się nadziwićjego cierpliwości.Lucy przez chwilę wydawała się zmieszana.Odwróciła się w stronę grządek, a pózniej zpowrotem.- Możesz mówić - oznajmiła.- Niestety, nie widzę twoich przyjaciół.- To dlatego, że jesteś prostakiem - odparła.- Lucy! - wykrzyknęła matka.- W porządku.Byłbym bardzo wdzięczny, Lucy, gdybyś przekazała swoim przyjaciołommoje pozdrowienia.Mała znów odwróciła się do ogródka i powiedziała coś z powagą.Jej usta poruszały się,ale nie dobywał się z nich żaden dzwięk.Bard podszedł bliżej i uważnie wpatrywał się wgrządki.W końcu dziewczynka powiedziała: - Mówią, że jesteś głupim staruchem z włosamiw uszach.- Matka chciała zaprotestować, ale starzec uniósł dłoń.- Wszystko prawda, oprócz głupim" - stwierdził.- Powiedz, czy ci przyjaciele mająjakieś imiona?- Nie chcą się przedstawić.- Co teraz robią?- Tańczą.och!Bard rzucił swój płaszcz na grządki.Przycisnął go nogą do ziemi.- Szybko, Jack! Złap drugi koniec! - krzyknął, lecz zanim chłopak zdążył zareagować,nagły, zaciekły podmuch narzucił płaszcz na głowę starca.Tkanina ciasno przylegała do jegotwarzy.- Zdejmijcie to ze mnie! - zawołał stłumionym głosem.Jack musiał wytężyć siły, byoderwać płaszcz.Zdawało się, że płachta tkaniny dysponuje własną wolą! Po chwili jednakopadła bezwładnie na ziemię.- Prawie ich miałem! - wydyszał bard.- Wystraszyłeś ich! - krzyknęła Lucy.Rzuciła się na ziemię i zaczęła turlać się to w jedną,to w drugą stronę, zgrzytając zębami.Gdy ojciec próbował ją podnieść, uderzyła gopięściami.- To naprawdę były demony! - mruknął mężczyzna.- Nie możemy mieć pewności - odparł bard, otrzepując brodę.- Osobiście uważam, że demony" to bardzo szerokie pojęcie.To chochliki i utopce, błędne ogniki i skrzaty, krasnalei driady, nie wspominając już o nimfach.Cudownie różnorodne istoty.Równie dobrze możnawszystko, co ma skrzydła, nazywać ptakiem".Brat Aiden ukląkł przy Lucy i położył jej rękę na głowie.Nic nie powiedział, ale jegodotyk uspokoił ją, tak jak ręka dobrego gospodarza uspokaja przestraszone jagnię.- Została opętana, tak? - spytał ojciec.- Nie jestem pewien - odparł mnich.- W Bebba's Town jest opat, który specjalizuje się wtakich przypadkach.- Jeśli chcesz poznać moje zdanie, a oczywiście powinieneś chcieć - powiedział bard -opat nie będzie miał bladego pojęcia, jak się zająć problemem Lucy.- Egzorcyzmy jeszcze nikomu nie zaszkodziły - upierał się brat Aiden.- Egzorcyzm.to jak zabijanie komara głazem.- Bard w zamyśleniu krążył wokółogródka.- Może wyrządzić Lucy nie mniejszą krzywdę niż komarowi.- Nie możemy jej tak zostawić.- Zakonnik pogładził Lucy po włosach, wciąż jednakmiała zdezorientowane, niewidzące oczy.- Bebba's Town leży blisko Zwiętej Wyspy - mruknął ojciec z tęsknym spojrzeniem woczach.Jack wiedział, że mężczyzna wspomina swoje odwiedziny na wyspie przed laty,kiedy to przemili mnisi próbowali wyleczyć mu nogę.- Na Zwiętej Wyspie nikogo już nie ma - przypomniał mu brat Aiden.- Ten opat, ojciecSwein, mieszka w Klasztorze Zwiętego Filiana.Studnia Zwiętego Filiana słynie z uzdrowień.- Myślisz, że mogłaby mi wyleczyć nogę? - spytał ojciec.- Dla Boga wszystko jest możliwe, ale studnia leczy raczej przypadłości duszy.To możebyć coś w sam raz dla Lucy.- To byłoby jak pielgrzymka - stwierdził ojciec.Wciąż miał tęskny wzrok.- Pielgrzymka? - powtórzył brat Aiden.- Moglibyśmy iść też do Zapomnianego Lasu - dodał Jack.Przez cały czas kiełkowało wnim dziwne uczucie, niczym młoda roślina, wzrastająca ku słońcu.Ujrzał okręt, pochylającysię pod podmuchami zimnego wiatru na szarozielonym morzu.Brzeg porastała gęstwaciemnych drzew.Powinienem być już mądrzejszy, pomyślał, gdy narastała w nim żądzaprzygód.Kiedy zdarzyło się to ostatnim razem, omal nie skończyłem w smoczym żołądku.Uczucie było jednak zbyt silne, by je stłumić.Pomimo radości po powrocie do domu z dalekiej północy, życie w wiosce wydawało musię trochę nudne.Nie żeby lubił spotkania z trollami czy olbrzymimi pająkami.Ale zperspektywy czasu cała wyprawa wydawała się milsza, niż naprawdę była.Taka już jestnatura przygód, pomyślał mądrze Jack.Kiedy je przeżywasz, są okropne, dopiero pózniejstają się przyjemne.- Może znajdziecie moją zaginioną córkę - mruknęła matka.- Oj, dobrze - ustąpił bard.- Chyba dam się namówić na wyprawę do ZapomnianegoLasu.Od lat nie rozmawiałem z pukami.- Także w jego oczach pojawiło się tęsknespojrzenie.Wszyscy siedzieli w jakimś oszołomieniu.Parę godzin wcześniej ich problemy zdawałysię przytłaczające.Teraz, w jasnym, wiosennym słońcu, gdy na tle nieba krążyły ćwierkającejaskółki, układał się przed nimi plan.Ojciec wydawał się nieobecny, a Jack zdał sobie sprawę,że mężczyzna nigdy donikąd nie podróżował, nie licząc tej jednej wyprawy na Zwiętą Wyspę.Bard uśmiechnął się, wspominając jakieś przeżycia, których Jack mógł się jedynie domyślać.Sam chłopak już oczyma duszy widział siebie w magicznym lesie, pełnym maleńkich ludzi.- Jeśli mamy wyruszyć, ktoś musi spakować rzeczy - powiedziała Pega, jak zwyklemyśląca praktycznie, przerywając ogólne odrętwienie.Jack podniósł wzrok.Nie przypominał sobie, by ktoś ją zapraszał.- Muszę zajmować się gospodarstwem - powiedziała matka.- Poproszę o pomoc żonęgarbarza i jej dwie córki.Ucieszą się, mogąc się wyprowadzić z tej swojej nędznej chatynki.- Szkoda, że nie możesz iść - powiedział Jack, szczerze żałując, że zostawia ją z całąpracą na głowie.- Tak będzie lepiej - powiedziała matka.- Moje miejsce jest wśród pól, zwierząt i pszczół,a nie w klasztorze.Poza tym miło będzie porozmawiać o babskich sprawach.Tylko nieociągajcie się za bardzo z powrotem!- No to załatwione - powiedział bard.- Wezmę ziołowe lekarstwa, którymi będziemypłacić za kwatery.Giles może zabrać świece, a Aiden swoje specjalne atramenty.Idziesz znami, prawda, Aiden?- Na pielgrzymkę? W odwiedziny do świętego Filiana? - wykrzyknął mnich.- Za nic nieprzepuszczę takiej okazji!Rozdział 10PielgrzymkaJack zabrał pułapkę na węgorze, a Pega podręczny worek i ruszyli w stronę strumienia.Zlizgając się na trawiastym brzegu, zeszli w miejsce, gdzie woda była głęboka i bystra.Jackwłożył do pułapki trąbiki jako przynętę, a następnie umieścił ją w bocznej, zacienionejodnodze strumienia - w miejscu z rodzaju tych, w których lubią kryć się węgorze.Potem wrazz Pegą usiedli w cieniu kępy olch i czekali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bruce Lansky [Girls to the Rescue 02] Girls to the Rescue Book 2 (pdf)
- Warren Adler Wojna państwa Rose 02 Dzieci państwa Rose
- Hieber Leanna Renee Percy Parker 02 Walka wiatła i mroku o Percy Parker (2)
- Coulter Catherine Gwiazda 02 Dzika gwiazda
- Kallysten [Blurred Trilogy 02 Blurred Bloodlines (pdf)
- § Trigiani Adriana Pula szczęcia 02 Pula marzeń
- Anne Stuart Czarny lód 02 Zimny jak lód
- Reynard Sylvain Piekło Gabriela 02 Ekstaza Gabriela
- Broadrick Annette Bracia z Teksasu 02 Zaloty po teksasku
- Bidwell George Michał i Pat 02 Synowie Pat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wasabi.xlx.pl