[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JULIAPRZYPATRYWAŁA SIĘ WSPANIAŁEMU WYNIOSŁEMU BUDYNKOWI ZAHERALD SĄUARE, TYMCZASEM SHERWOOD MACHAJĄC PRÓBOWAŁ ZA-TRZYMAĆ TAKSÓWKĘ I NIE UPUŚCIĆ JEDNOCZEŚNIE PAKUNKÓW.— TO EMPIRE STATE BUILDING, PRAWDA.GLYN?Jaskrawożółte taksówki mknące w fali ruchu ulicznego poBroadwayu pozostały obojętne wobec Sherwooda.— Tak — warknął zirytowany, nie trudząc się sprawdze-niem, na co Julia patrzy.— Byłeś kiedy na górze?— Nie.— Chciałabym tam pójść.— Później.— Teraz.— Musimy potwierdzić w liniach lotniczych nasz odlot doLondynu.Czyżbyś nie zamierzała wrócić do domu? Ponadtojest mgiełka, guzik zobaczysz.Wywieszka w niezrównanym marmurowym westybulu Em-pire State Building informowała, że widoczność na galeryjce jestnieograniczona.Zeszli na dół do poziomu dojazdu i tamSherwood niechętnie kupił dwa bilety.Na górze siedział na-dąsany w barze, póki Julia nie zmusiła go do podziwianiawidoków.— Miałam nadzieję, że zjemy dziś wieczorem kolację w ja-kiejś restauracji, takiej na przykład jak „Cztery Pory Roku"— powiedziała zagniewana.— Chciałam choć raz włożyć nasiebie coś przyzwoitego.Ale jeśli myśl o wyjściu ze mną wy-daje ci się tak wstrętna, to ograniczymy się do zjedzeniahamburgera!Jakiś turysta uśmiechnął się do nich.— Jeśli chcecie siękłócić, to się nie krępujcie.— Usłużnie nastawił głośniej swojeprzenośne radio.Tego dnia w dziennikach mówiono głównieo Białej Atlantydzie i niewiele o innych sprawach.Julia oparła się o balustradę i patrzyła ze zdumieniem w dółna krzątających się niczym mrówki na mikroskopijnych chodni-kach ludzi, osiemdziesiąt sześć pięter pod nimi.Zajrzała doswojej broszury.— O rety, jesteśmy na wysokości tysiąca pięciuset stóp.Sherwood pokiwał głową.Słuchał radia tego turysty.BiałaAtlantyda dryfowała wolno w stronę Nowego Jorku.Jakiśmędrzec w studio rozwijał teorię o ewentualnym efekcie ekologi-cznym, jaki topniejąca słodka woda wywrze na życie morskie.— Jak to jest, że na Manhattanie mogą stać tak wysokiebudynki? Zapomnij o Białej Atlantydzie, teraz to już nie naszasprawa.Sherwood dalej słuchał radia.Julia musiała powtórzyć swojepytanie.— Przepraszam — rzekł Sherwood.— Co mówiłaś?— Jak to jest, że w Nowym Jorku buduje się takie kolosalnedrapacze chmur?— Każdy uczeń w szkole wie dlaczego.Pod osadamilodowcowymi Manhattanu znajduje się skała metamorficznao dużej zwartości, manhattański łupek.Schodzi w dół na parętysięcy stóp.To najwspanialsza platforma budowlana, jakiejmógłby życzyć sobie każdy inżynier.Jakkolwiek oni przeklinajągo, gdy muszą wiercić tunel.Słowa zamarły mu w ustach.Julia spojrzała na niegobacznym wzrokiem.Ożywienie znikło z jego twarzy.Zesztyw-niał z wrażenia.— Glyn, co się stało?Poruszył wargami.— Co się stało? Musisz mi powiedzieć! — Julia nagle bardzosię zlękła.Na twarzy Sherwooda malowała się niewypowiedzia-na groza.— Glyn, co to takiego?Sherwood spoglądał na nią szeroko rozwartymi przera-żonymi oczami, ale jego wzrok przechodził obok niej i kie-rował się w stronę odległego mostu wiszącego Verraza-no-Narrows i otwartego morza za nim.Nagłe złapał Julię zarękę.— Prędko! — krzyknął głosem chrapliwym od strachu.— Musimy skontaktować się z admirałem Pearsonem!31— Proszę — błagał Sherwood.— To sprawa życiai śmierci.Proszę, niech pan porozumie się z „Eureką" i powieim, że Glyn Sherwood chce mówić z admirałem Pearsonem.Onbędzie ze mną rozmawiał.Strażnik z Ochrony Wybrzeża usprawiedliwiał się.— Przy-kro mi, ale admirał jest zajęty.Widział pan dziennik?Sherwood oparł dwie ręce na biurku strażnika.— Niech panposłucha.Kiedyś tu pracowałem.Wiem, gdzie jest pokójłączności.Jeśli pan się nie ruszy, i to już, przejdę przez te drzwii połączę się z admirałem sam!Strażnik wstał.— Nie pójdziesz nigdzie, przyjacielu.Maszdowód tożsamości?Julia próbowała powstrzymać Sherwooda przed przepchnię-ciem się obok strażnika.— Nie wygłupiaj się, Glyn.Strażnik złapał go za rękę, okręcił i przytrzymał w mocnymuścisku.— Teraz sobie pan siądzie — rzekł lekkim tonem — i po-wie mi, kim pan jest, i przedstawi, jak należy, o co chodzi.Okej?Sherwood zaklął.Julia przeszukiwała rozpaczliwie torebkę.Ich paszporty zostały w hotelu.Znajomy głos za nią powiedział: — Wygląda na to, że wydwoje znowu napytaliście sobie kłopotów.Rozdział jedenasty32Gus Maguire, burmistrz Nowego Jorku, był na zebraniuzarządu portu, na którym dyskutowano o proponowanymkatastrofalnym zakazie żeglugi w rejonie Nowego Jorku, gdyotrzymał pilną wiadomość, żeby wrócił do Gracie Mansion.Godzinę później znalazł się z powrotem w swoim gabinecie.Z jego twarzy zniknął goszczący na niej zwykle wyraz dobregohumoru, gdy spoglądał w dół na plan Nowego Jorku rozpostar-ty na biurku i słuchał Sherwooda.Admirał Pearson powiedziałswoje i teraz milczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki