[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładne z trojgaopiekunów, których owa widocznanieumiejętność odróżnienia prawdy odfałszu przyprawiała o ból serca, nie znało charakterów dziecięcych,w przeciwnym bowiem raziewiedzieliby, iż jest to etap, przez któryprzechodzi większość dziecio ożywionej wyobrazni; wobec tegopewnego ranka odbyła się w gabineciepana Bensona narada.Była tam Ruth,milcząca, bardzo blada, z zaciśniętymiwargami, słabo jej się na sercu zrobiło,gdy usłyszała, jak panna Bensondowodzi konieczności zastosowaniachłosty dla oduczenia Leonarda bajania.Pan Benson wyglądał nanieszczęśliwego i niepocieszonego.Wychowanie było dla każdego z nichjedynie szeregiem eksperymentówi każde żywiło skrytą obawę przedzepsuciem wspaniałego chłopca, który był skarbem ich serc.I być możewłaśnie siła miłości zrodziła pełenzniecierpliwienia, zbyteczny niepokóji wymogła na nich decyzję, by uciec siędo surowszych środków, aniżeli te,których ośmieliłby się użyć rodziclicznej rodziny (w której miłośćzataczała szersze kręgi).Tak czy owak,zwyciężyły głosy na rzecz chłosty;i nawet Ruth, drżąca i zlękniona,przyznała, że należy ją przeprowadzić;zapytała jedynie potulnym, smutnymgłosem, czy konieczna byłaby jej tamobecność (katem miał być pan Benson,areną zaś  gabinet); a usłyszawszynatychmiast, że nie powinna tegooglądać, poszła powoli, ospale, do swego pokoju, gdzie uklękła, zatkałauszy i jęła się modlić.Dopiąwszy swego, panna Bensonbardzo pożałowała dziecka i wstawiałasię teraz o jego ułaskawienie; lecz panBenson więcej słuchał jej argumentów,nizli obecnych apeli, i odparł jedynie: Jeżeli to rzecz słuszna, należy jąprzeprowadzić!.Poszedł do ogrodui z rozmysłem, jak gdyby pragnąc zyskaćna czasie, wybrał i uciął małą witkęzłotokapu.Następnie wrócił przezkuchnię i z powagą schwyciwszystrwożonego i zdziwionego chłopca zarękę, poprowadził go w milczeniu dogabinetu, a gdy postawił malca przedsobą, wszczął napominającą mowęo znaczeniu prawdomówności, a zamierzał ją zakończyć stwierdzeniem,które, jak wierzył, było morałemleżącym u podstaw wszelkiej kary: Skoro sam o tym nie pamiętasz,zmuszony jestem zadać ci odrobinę bólu,ażebyś zapamiętał.Bardzo mi przykro,że to konieczne, i że nie umiesz byćpomnym wagi prawdomówności bezkary.Lecz zanim doszedł do tego jakżewłaściwego i wskazanego stwierdzenia,gdy wciąż jeszcze ku niemu zmierzał,a serce jego ogarniała boleść na widokprzerażenia chłopca wobec uroczyściesmutnej twarzy oraz słów nagany, dopokoju wtargnęła Sally: A na cóż ci ta elegancka witka, co to widziałam, jakżeś ją ucinał, paniczuThurstan?  zapytała, a oczy błyszczałyjej w gniewie wobec odpowiedzi, któramusiała nadejść, jedynej, jaką byprzyjęła. Odejdzcie, Sally  rzekł panBenson nierad, że na jego drodzepojawiła się nowa trudność. Ani się nawet krokiem nie ruszę,póki mi nie oddasz tej witki, co to jątrzymasz na ukaranie jakiej psoty, wiem,że tak jest. Sally! Przypomnijcie sobie, gdzienapisano, że  Nie kocha syna, kto rózgiżałuje [52]  rzekł pan Benson surowo. Pamiętam, a jakże; i zdaje mi się,że pamiętam jeszcze trochę więcej, niż to, co chcesz, żebym pamiętała.To królSalomon powiedział tamte słowa,a właśnie synem króla Salomona byłkról Roboam, co to jednak nie był zadobry.Pamiętam, co o nim mówiąw drugiej  Księdze Kronik , rozdziałdwunasty, werset czternasty:  Jednakżepostępował  znaczy się król Roboam,ten chłopak, co to posmakował rózgi zle, albowiem nie skłonił swego serca,aby szukać Pana [53].Nie po to każdejnocy od pięćdziesięciu lat czytamPismo, żeby mnie teraz dysydentprzyłapał, żem nie uważała!  rzekła,tryumfując. Chodz no, Leonard wyciągnęła doń rękę, przeświadczonao swym zwycięstwie. Lecz Leonard się nie poruszył.Spojrzał smutno na pana Bensona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki