[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak włączyła niesprawiedliwość wobręb swoich kalkulacji i dbała o to, by uderzała zawsze w kogoś innego.Jak inaczej wytłumaczyć jej starannie zaplano- wane działania wymierzone w ludzi, którzy mieli do niej słabość i moglijej pomóc nie żądając w zamian świadczeń, jakimi nie mogła im służyć?Jak inaczej wytłumaczyć przegraną tych ciężko pracujących młodychaktorek, których talent sceniczny dorównywał jej talentowi, ale straciłyrole, ponieważ brakowało im strategicznego zmysłu i uwodzicielskichzdolności?.Tak, czas zmienił ją bardzo.Dawna Annie walczyła uczciwie iprzegrywała równie często jak zwyciężała.Ale dzięki HarmonowiKurthowi i Rimie Baines dzisiejsza Annie musiała grać ostro i wygrywać.Annie wierzyła w swój talent.Ale show biznes był światem, w którymprzetrwanie najbardziej przystosowanych niekoniecznie oznaczałoprzetrwanie tych najlepszych.A jednak musiała przetrwać, bez względu na konsekwencje.Nawet jeśli te konsekwencje miały byc poważne.Problem ten był jak ostre światło, oślepiające jej umysł.Powracał do niejpózną nocą, po całodziennej pracy, męczył ją, dopóki nie zapadła wgłębokisen.Szczęśliwie dla niej nie mógł współzawodniczyć z jejciężkim zmęczeniem.Z drugiej jednak strony, nie opuszczał jej.Tak wiele było w niej teraz różnych Annie i tak mało czasu, by móc jewszystkie poznać.Minął już z górą rok od czasu, gdy na wysłużonej kanapie u Roya Deranaodkryła po raz pierwszy czarną otchłań, w którą musiała się zapadać, bystworzyć sceniczną postać, ale teraz nauczyła się już oddychać i funk-cjonować w jej ucisku zamiast ulegać rozbiciu pod jej potężnymuderzeniem.Jednakże doświadczenie to brało powoli w posiadanie najmniejszy kącikjej osobowości aktorki i stawało się czymś w rodzaju kosmicanej nory, wktórą zapadała się głębiej każdego dnia, miejscem, gdzie ulegała transfor- macji w jestestwa o odmiennych proporcjach, pozostawiając daleko wtyle własną tożsamość.Te niesamowite metamorfozy to były jej role.Każdego wieczoraporzucała swoje własne ja dla kuszącej pustki fikcyjnej postaci, którąmiała kreować.W tej niebezpiecznej grze mogła się odnalezć jakoartystka lub też zatracić siebie na zawsze.Uczucie, które temu towarzyszyło, było tak upojne, tak zmysłowo, żewychodziła na scenę jak lunatyczka, oszołomiona intensywnościąwczuwania się w swoją rolę.Wspominała słowa, które Roy często powtarzał: Musicie zabić jakąśczęść siebie na rzecz granej roli.Jeśli uda się wam to, wtedy postać, którągracie, da wam coś w zamian.Coś, na czym będziecie mogli się oprzeć.%7ływiła nadzieję, że miał rację.Ale coraz bardziej czuła, że wciąga ją tomocniej i mocniej.Stawało się treścią jej życia.Wkrótce stała się mistrzynią iluzji.Było to niebezpieczne, bezosobowemistrzostwo, bo im bliżej docierała do widowni wprowadzonej w trans jejurodą, sekretnym erotyzmem i doskonałą techniką, tym bardziej znikałaprawdziwa Annie Havilland, której blady cień majaczył uwięziony gdzieśmiędzy widownią a sceniczną postacią.Tymczasem używała całej energii i przebiegłości, której nigdy dawniejnie miała, by walczyć o następną pracę.Uganiała się za rolami z zaciekłością.Zdawała się nienasycona, cośnieludzkiego leżało u zródła tej obsesji, jakby nie sukcesu pragnęła, aleczystej władzy, władzy panowania nad zdarzeniami, nad postępowaniemludzi, władzy zmieniania innych i siebie.Pożerająca ją ambicja przerażała również ją samą.Czasami zastanawiałasię, skonsternowana, czy ten dziki pęd jak na kolejce w lunaparku, byłrzeczywiście tym, czego naprawdę chciała od życia.A może gdzieśgłęboko tęskniła do tego kojącego uczucia spokoju, którego nie zaznała od czasu śmierci Harry'ego Havillanda, a tak naprawdę, niezaznała nigdy.Spokoju, który leżał przed nią niemal na wyciągnięcieręki, tuż za następną rolą, następnym dokonaniem, następnym wyzwa-niem.Nie poddawała się jednak tym myślom, bo naruszały jej i tak kruchąrównowagę.Znalezć pracę.Dostać następną rolę.Stworzyć nową postać.Byćzauważoną.Pracować więcej! Niechże producenci angażują ją z takichpowodów, jakie im się żywnie podobają, byleby tylko angażowali! Iniech widownia bije brawo, cokolwiek by się kryło w jej sercach.Dopókiprzychodzili do teatru, dopóki dawali jej szansę zatonięcia w kolejnychrolach, wszystko było w porządku.Mogła rzucać swój czar.Pracować, pracować, pracować.Znalezć więcej prawdy! Pracowaćjeszcze! Była jak pocisk sterowany siłą, której nie potrafiła zrozumieć.Jejtalent był tak palący, jego rozwój tak ważny, że musiała ciągle gouzewnętrzniać, za wszelką cenę.I ku swojemu zaskoczeniu stwierdziła, że w tym wirze, w którym takszaleńczo się kręciła, jak na ironię podnosiły się głosy gratulujące jejwłaśnie tego, co ją tak bardzo spalało.To były recenzje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki