[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ByÅ‚ to, ku jej zaskoczeniu, zbiór wszystkich portretów rodzinnych wykonanych od dniaich Å›lubu.Te same zdjÄ™cia, w nieco wiÄ™kszym formacie i oprawione, staÅ‚y na pianinie i nastolikach w różnych pokojach.Nie zdawaÅ‚a sobie jednak sprawy, że William zaopatrzyÅ‚ siÄ™ w ichkopie.PierwszÄ… stronÄ™ zdobiÅ‚a fotografia Rutherford w peÅ‚nej krasie.Dom i jego otoczenie byÅ‚yna niej jeszcze bardziej wypielÄ™gnowane, niż sobie przypominaÅ‚a.Na drugiej stronie ujrzaÅ‚a ichportret Å›lubny z 1893 roku.Dotknęła go palcem.Ależ sztywnÄ… i duszÄ…cÄ… miaÅ‚a sukniÄ™  samekoronki i atÅ‚as.A tu, na nastÄ™pnej stronie, maÅ‚e cartes de visite  fotografie Williama z czasów,kiedy wizytówki ze zdjÄ™ciem byÅ‚y ostatnim krzykiem mody.Najprawdopodobniej bardzokrÄ™powaÅ‚ siÄ™ ich używać, bo nigdy przedtem ich nie widziaÅ‚a.Kolejne strony stanowiÅ‚y kronikÄ™ich wspólnego życia.WÅ›ród portretów znajdowaÅ‚o siÄ™ zdjÄ™cie maÅ‚ego Harry ego obejmujÄ…cegoza szyjÄ™ swojego kucyka, a także pozowane zdjÄ™cie Octavii z trojgiem dzieci.PochodziÅ‚o, jakgÅ‚osiÅ‚ podpis z roku 1909.Harry za wszelkÄ… cenÄ™ staraÅ‚ siÄ™ wyglÄ…dać bardzo doroÅ›le przyLouisie, która tÅ‚umiÅ‚a psotny uÅ›miech, natomiast Charlotte miaÅ‚a poważnÄ… minÄ™ i szeroko otwarteoczy.A potem znowu, na jednej z ostatnich stron, Louisa w ogrodzie, wÅ›ród róż.PrzewróciÅ‚a kartki, by wrócić na poczÄ…tek.Nagle za jednym ze zdjęć zauważyÅ‚awetkniÄ™tÄ… maÅ‚Ä… kopertÄ™.Wyjęła jÄ…, otworzyÅ‚a i w Å›rodku znalazÅ‚a zÅ‚ożonÄ… na pół cienkÄ…, niemal przezroczystÄ… bibuÅ‚kÄ™.Rozwinęła jÄ… ostrożnie i jej oczom ukazaÅ‚ siÄ™ zasuszony kwiateki skrawek koronki.Kwiatek ten kiedyÅ› byÅ‚ konwaliÄ…, a w koronce  mimo niewielkiego rozmiaru natychmiast rozpoznaÅ‚a najznakomitszÄ… brukselskÄ… robotÄ™.Powoli przeniosÅ‚a wzrok na ichÅ›lubne zdjÄ™cie, na którym siedziaÅ‚a obok stojÄ…cego Williama, a jego rÄ™ka spoczywaÅ‚a na jejramieniu.TrzymaÅ‚a maÅ‚y bukiecik konwalii, a wokół nich obojga rozpoÅ›cieraÅ‚ siÄ™ wspaniaÅ‚y trenz brukselskiej koronki o wzorze splecionych winogronowych liÅ›ci.Octavia ostro zaczerpnęła powietrza.Nie miaÅ‚a pojÄ™cia, że to przechowywaÅ‚.Przez tylelat ich małżeÅ„stwa nie zdawaÅ‚a sobie sprawy, że tamten dzieÅ„ miaÅ‚ dla niego jakiekolwiekznaczenie.Nigdy o nim nie wspominaÅ‚.Nigdy do niego nie nawiÄ…zywaÅ‚, nawet jeÅ›li kierowaÅ‚ doniej czuÅ‚e sÅ‚owa.TrwaÅ‚a w przekonaniu, że dla Williama małżeÅ„stwo byÅ‚o zwykÅ‚ym kontraktemzapewniajÄ…cym mu stabilność finansowÄ… w przyszÅ‚oÅ›ci i odpowiedniÄ…, Å‚atwÄ… do uksztaÅ‚towania,żonÄ™.Jak widać, myliÅ‚a siÄ™.William wyjÄ…Å‚ kwiat z jej Å›lubnego bukietu, zasuszyÅ‚ go i zachowaÅ‚na pamiÄ…tkÄ™.ZawinÄ…Å‚ go w bibuÅ‚kÄ™ i zatrzymaÅ‚ niczym cenne wspomnienie.I to wszystko mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ tutaj, wszystko tutaj  uzmysÅ‚owiÅ‚a sobie.Tu, na kartachzielonego skórzanego albumu.Wszystko, co ona i William razem osiÄ…gnÄ™li, wszystko, costworzyli.I wszystko, co mieli utracić.Nie zdejmujÄ…c rÄ™ki z portretu Louisy, oparÅ‚a czoÅ‚o o biurko i zapÅ‚akaÅ‚a.William i Harry zdoÅ‚ali przedostać siÄ™ na Gare de l Est dopiero koÅ‚o jedenastej.ZÅ‚apanietaksówki graniczyÅ‚o z cudem, omnibusy nie kursowaÅ‚y, po drodze usÅ‚yszeli od kogoÅ›, żezarekwirowano nawet rowery z salonu Peugeota na avenue de la Grande Armée  caÅ‚e trzystasztuk.Na rogach ulic sÅ‚yszeli też inne plotki  że w tym tygodniu na wybrzeża Europy dotarÅ‚oczterdzieÅ›ci tysiÄ™cy żoÅ‚nierzy amerykaÅ„skich i tyle samo brytyjskich, że w portach rozgrywaÅ‚osiÄ™ piekÅ‚o, a rozhisteryzowane tÅ‚umy siÅ‚Ä… wdzieraÅ‚y siÄ™ na i tak już przeÅ‚adowane promy. UciekajÄ… jak szczury  wybeÅ‚kotaÅ‚ jakiÅ› napotkany po drodze pijak. Macie permis deséjour?  spytaÅ‚ groznie, lustrujÄ…c wzrokiem postać i strój Williama, roztaczajÄ…cego wokół siebienieodÅ‚Ä…cznÄ… arystokratycznÄ… aurÄ™. Mieszkacie tu? Tu, w Paryżu, co?  Starali siÄ™ jaknajszybciej go wyminąć. A może jesteÅ›cie szpiegami?  krzyknÄ…Å‚ za nimi. Nie odpowiadaj  mruknÄ…Å‚ William do syna. I nie oglÄ…daj siÄ™ za siebie.O jedenastej przybyli na Gare de l Est.Dworzec kipiaÅ‚ ludzmi.Mężczyzni z rodzinamisiÅ‚Ä… przeciskali siÄ™ wejÅ›ciem pod kutymi balustradami i wielkim, półkolistym oknem holu.W halidworcowej duży napis informowaÅ‚ o zamkniÄ™ciu granicy francusko-niemieckiej.Co chwila jakieÅ›dziecko gubiÅ‚o siÄ™ w tÅ‚umie, byÅ‚o deptane, popychane, przeciskaÅ‚o siÄ™ w stronÄ™ peronu, naktórym natychmiast siÅ‚Ä… oddzielano je od ojca.Wciskano sobie do rÄ…k kwiaty, zarzucano ramionana szyjÄ™, unoszono w górÄ™ niemowlÄ™ta do ucaÅ‚owania.Tu i ówdzie staÅ‚a para starszych rodzicówjakiegoÅ› żoÅ‚nierza.Kobiety odwracaÅ‚y siÄ™, niektóre pÅ‚akaÅ‚y, a inne, oszoÅ‚omione, wpatrywaÅ‚y siÄ™w dal przed siebie. Która to kompania?  spytaÅ‚ William, kiedy udaÅ‚o mu siÄ™ dopaść bagażowego. JakipuÅ‚k?  William podetknÄ…Å‚ mężczyznie pod nos otrzymanÄ… od Hélène kartkÄ™, a ten wnikliwie siÄ™w niÄ… wczytywaÅ‚. M sieur, ci dawno pojechali. RozrzuciÅ‚ rÄ™ce, jakby chciaÅ‚ zobrazować beznadziejnÄ…niewiedzÄ™ Williama. DokÄ…d?  William biegÅ‚, dotrzymujÄ…c kroku tragarzowi. Wie pan, dokÄ…d?Mężczyzna wywróciÅ‚ oczami. Na wojnÄ™!  zawoÅ‚aÅ‚, przekrzykujÄ…c tÅ‚um. Na wojnÄ™!William daÅ‚ za wygranÄ… i zatrzymaÅ‚ siÄ™.Razem z Harrym stali teraz poÅ›rodku halidworcowej, ze wszystkich stron otoczeni tÅ‚umem.Po paru minutach rozlegÅ‚ siÄ™ gwizd lokomotywy, huk wielu zatrzaskiwanych drzwi, wagony drgnęły i ruszyÅ‚y, wzmógÅ‚ siÄ™ lamentodprowadzajÄ…cych.PociÄ…g przyspieszyÅ‚ i twarze mężczyzn w oknach nagle zniknęły.Na peroniezapadÅ‚a straszliwa cisza.Przez pewien czas nikt siÄ™ nie poruszyÅ‚.Potem zaczÄ™to wycofywać siÄ™tÄ… samÄ… drogÄ…  pod ogromnym zegarem dworcowym, pod kutÄ… balustradÄ…, na drobny,jednostajny deszczyk, który wÅ‚aÅ› nie zaczÄ…Å‚ siÄ…pić. Może ona gdzieÅ› tu jest  zasugerowaÅ‚ Harry. Może on odjechaÅ‚, a ona zostaÅ‚a.Pokonali caÅ‚Ä… dÅ‚ugość budynku, zaglÄ…dajÄ…c do każdego kiosku, na każdÄ… Å‚aweczkÄ™, dokażdej kawiarni.Nigdzie nie natrafili na żaden Å›lad Louisy. To beznadziejne  osÄ…dziÅ‚ William. Ona może być absolutnie wszÄ™dzie.Postali chwilÄ™ przed budynkiem dworca.Przed sobÄ… mieli głównÄ… alejÄ™ DziesiÄ…tejDzielnicy, a dalej Jardin Villemin. Z tego dworca zawsze odjeżdżano na wojnÄ™  wspominaÅ‚ William. A tam w tysiÄ…cosiemset siedemdziesiÄ…tym zorganizowano szpital dla rannych żoÅ‚nierzy.Podczas ostatniejwojny z Prusami.Wszystko wskazuje na to, że krÄ™cimy siÄ™ w kółko, drepczemy po wÅ‚asnychÅ›ladach.PopeÅ‚niamy te same bÅ‚Ä™dy.Bez celu ruszyli w stronÄ™ parku.Deszcz powoli wsiÄ…kaÅ‚ w ich okrycia.Trudno byÅ‚ouwierzyć, że zaledwie kilka dni wczeÅ›niej znajdowali siÄ™ w Anglii  William nie mógÅ‚ przestaćmyÅ›leć o spacerze koÅ‚o Richmond Castle.Wtedy jeszcze nic nie wiedziaÅ‚ o Louisie.Anio Octavii i Gouldzie.PrzechodzÄ…c przez bramÄ™, niegdyÅ› prowadzÄ…cÄ… na teren wojskowegoszpitala, a dziÅ› do parku, zwolniÅ‚ kroku.W koÅ„cu zatrzymaÅ‚ siÄ™ i ze wzrokiem wbitym w ziemiÄ™powiedziaÅ‚: ZawiodÅ‚em swojÄ… rodzinÄ™.Harry spojrzaÅ‚ na niego zdumiony. Nie, ojcze  zaoponowaÅ‚. To nieprawda.William zareagowaÅ‚ na to spojrzeniem peÅ‚nym goryczy. Niestety to prawda  rzekÅ‚ cicho [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki