[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prysznic był jednocześnie najprzyjemniejszym i najbardziej odrażającymdoświadczeniem w naszym życiu.Woda ciągle przechodziła od gorącej do zimnej, a tylkobardzo gorąca w połączeniu z połową kostki mydła zdołała usunąć warstwę tłuszczuprzylegającą do każdego fragmentu naszej skóry.Nasze włosy przypominały w dotykukawałki surowego kurczaka, a w zardzewiałym spływie wirowały kawałki białego tłuszczu.Przebrałem się w rzeczy Mo.W kuchni czekała Loren ubrana w piżamę, szlafrok iróżowe puchate pantofelki.Miała pobladłą twarz i opierała się o zlew, trzymając w dłoniachkubek gorącej herbaty i wpatrując się w pustkę.Pokazałem jej zatłuszczone ubranie.- Hmm.?- Wepchnij je do pralki i tyle, dobra?Nastawiłem maszynę na najwyższą temperaturę, dodałem proszku i wpatrzyłem się wnią.Nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego drwi się z ludzi obserwujących działanie pralek.Lekcje medytacji i kontemplacyjne pieśni nie mogą się równać ze skarpetkami wirującymipowoli w wodzie z mydłem.Podała mi kubek herbaty.- Przepraszam, nie mam nic.- Dziękuję.To wystarczy.- Nagle poczułem, że powinienem dodać coś więcej.-Posłuchaj, mogę sobie pójść, gdy tylko.- Czy jesteś człowiekiem?To pytanie nas zaskoczyło.- Słucham?- Czy jesteś człowiekiem? - powtórzyła.- Tak.W większej części.- Aha.W takim razie, co się teraz stanie? Na filmach i w telewizji zawsze są zasady, amnezja i tak dalej.No wiesz, czy.?- Nie.Przykro mi.- Dobra.Hmm, nie stać mnie na psychiatrę, więc, gdybyś mógł.- Mogę sobie pójść - odparłem.Dała za wygraną, zapadła się w siebie w swym szlafroku, na krótką chwilę stała sięstarą kobietą.Zastanawiałem się, ile może mieć lat.Miała młody głos, ale jej twarznaznaczyły bruzdy, a włosy zaczynały już siwieć.- Posłuchaj - podjęła.- Wyglądasz na sympatycznego faceta.W końcu uratowałeś miżycie, więc pewnie nie możesz być totalnym śmierdzielem, chyba że to twój sprytny plan ijesteś gwałcicielem albo kimś w tym rodzaju.W takim przypadku pewnie.No wiesz, chodzio to, że wstaję co rano o wpół do siódmej, wracam o wpół do siódmej wieczorem, robię sobiemakaron na kolację, oglądam telewizję, a w weekendy sprzątam, spotykam się z koleżankami,a mój syn jest.i, no wiesz, czasami poznaję facetów, i to jest fajne, dostaję zasiłek od rady,ale nie uwierzyłbyś, ile pieprzonych papierów trzeba przy tym wypełniać i to wszystko jestzwyczajne, tak? Pięć godzin temu wszystko było.- Zwyczajne? - zasugerowałem.- Powiedz mi, że to wszystko przypadek.Coś wylazło z kanałów i to był po prostupech, tak?- Tak - zgodziłem się.- To był pech, czyli przypadek.Nie musiałaś się tam znalezć iten stwór też nie.Tak się po prostu złożyło.Czasami to się zdarza.- Nie sprawiasz wrażenia, że w to wierzysz.Wzruszyłem ramionami.- Pewnie prędzej czy pózniej dochodzimy do wniosku, że po prostu przechodzimyprzez ulicę i samochód nas przejeżdża, a on i my znalezliśmy się w tym miejscu z różnych,całkowicie odrębnych powodów.I to musiało się komuś przytrafić, więc czemu by nie mnie?- Dlaczego tam się znalazłeś?- Zachciało się nam ryby z frytkami.- Jak to się stało, że możesz robić takie rzeczy?- Wszystko zależy od punktu widzenia.Jestem czarnoksiężnikiem.To tylko innysposób patrzenia na sprawy.Nic więcej.- Czarnoksiężnikiem.- Ehe.- Nie masz długiej brody i tak dalej.- Czasy się zmieniły.Zawsze można poznać, że sprzedają ci kiepski produkt, jeśli przytwierdzono do niego pentagram.Nowe czasy wymagają nowej magii.Innych symboli.- Symboli? To znaczy zaklęć?- Coś w tym rodzaju.- Pokaż mi.- Nie chciałabyś.- Pokaż mi!Zrobiłem to.Wziąłem kartkę i narysowałem na niej magiczny znak.Osłonę.Popatrzyła na nią obojętnie.- To symbol londyńskiego metra.- Tak.- O mój Boże.Jesteś świrem.- Nie słuchałaś, co mówiłem.%7łycie to magia.Idee, symbole, słowa, znaczenia.Noweznaczenia, nowe słowa.W dawnych czasach, jeśli ktoś chciał wygnać demona, przywoływałmoc północnego i południowego wiatru.Obecnie wzywa się Geesink Norba.Kiedyśczarodziej przywoływał srebrny blask księżyca, by ten przeprowadził go przez legowiskopotwora.W dzisiejszej epoce wzywamy światło sodowych lamp pomieszane z łuną neonów, alegowisko potwora z reguły ma adres w modnej dzielnicy, z kodem pocztowym, i płacipodatek lokalny.- To się wydaje.- Zwyczajne?- Nudne.- Nie jest nudne.Unikaj tego.Popatrzyła na mnie, na nas, spojrzała nam w oczy, i nie bała się.Ujęła naszą dłoń.Miała czyste palce, suche od mydła.- Czy masz dom? - zapytała.- Właściwie nie mam.- Dlaczego?- Straciłem pewne rzeczy.- To gdzie mieszkasz?- Przenoszę się z miejsca na miejsce.- A robotę masz?- Czasami.Nie jest zbyt prestiżowa.- Płacisz podatek dochodowy?- Nie.Kiedyś płaciłem, zanim.Kiedyś płaciłem. - Jaka jest twoja ulubiona potrawa?Oblizaliśmy wargi.- Wybór jest za duży.- Gdzie ostatnio byłeś na wakacjach?Trudno było sobie to przypomnieć.To był inny świat i to słowo znaczyło wtedy cośinnego.- W Stambule.- Jaki jest twój ulubiony kolor?- Niebieski.- Najgorsza linia autobusowa?- Dziewięćdziesiąt jeden.Z Crouch End to Trafalgar Square.Wpada w korek naEuston Road, pełznie przez King's Cross, to trwa całe wieki.Na piechotę jest szybciej.- Ulubiony.- wycedziła -.ulubiony smak lodów.- Wybór jest za duży.- Każdy ma jakiś ulubiony smak.- Truskawkowe.Chociaż to zależy od tego, czy jest bardzo słonecznie.- Najlepsze wspomnienie?- %7łycie - odpowiedzieliśmy instynktownie i zdziwiliśmy się, usłyszawszy to słowo.- To zabrzmiało lekceważąco - zauważyła.- Wiąże się z tym pewna opowieść.- Najgorsze wspomnienie?- Zmierć - odpowiedzieliśmy.- Nie uśmiechasz się.- To prawda.- Wiesz co? Nie idzmy tam.- Tak pewnie będzie lepiej.- Matthew, zostaniesz tu na noc? - zapytała stanowczym tonem.* * *Ona położyła się w łóżku, a ja na podłodze.Nie mogła zasnąć.O trzeciej nad ranem wstała i oznajmiła:- W dupę z tym.Oglądaliśmy telewizję, owinięci pierzynami.Jeśli nie oglądaliście tego, co nadają o tejporze, nie macie pojęcia, co to znaczy  kiepski.W porównaniu z tym EastEndersreprezentują wysoką klasę.O wpół do czwartej Loren włączyła DVD.To było jakieś sentymentalne romantyczne badziewie, które dziwiło nas i wprawiało w oszołomienie.Oczwartej Loren zasnęła niespodziewanie, akurat w takiej pozycji, że uwięziła moje nogi iodcięła dopływ krwi do lewej ręki.Nie poruszyłem się jednak.To by nie było w porządku.Chłopak zdobył dziewczynę, dziewczyna zdobyła chłopaka, a potem oboje odpłynęliw dal pod mostem Golden Gate, na tle jaskrawych fajerwerków.Wyłączyłem odtwarzacz,przez pewien czas oglądałem telewizję i w końcu nawet my zasnęliśmy, gdy nad ranem przezokno wpadły pierwsze promienie słońca.* * *Moi przyjaciele nie żyją.Albo myślą, że ja nie żyję.Ale większość nie żyje.Zginęli.Zabito ich, zamordowano.Tak samo jak mnie.Unicestwiono wszystkich, którzy stali nadrodze Roberta Bakkera i jego cienia.Dana Mikeda pomogła nam i zapłaciła za to życiem.Moja uczennica, zawszenarzekająca, ale rzeczowa Dana Mikeda, która stała nad moim grobem, kiedy zginąłem, ipomogła mi, gdy wróciliśmy.W zamian za to cień Roberta Bakkera rozszarpał jej gardło.Zrobił to z czystej złości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki