[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś więcbogobojnym Amitrajem.Szanującym tradycję i posłusznym, niezle urodzonym, choćniekoniecznie bogatym.Ale spójrzmy w zwój.Rozwinął rulon na stoliku i wskazał coś cybuchem fajki.- Dosłownie chwilę przedtem byłeś jednak kapłanem.O kastę wyżej.Wprawdzie tylkoadeptem, ale zawsze Oświeconym.Czy wiesz, że w takim razie w podróży wolno cispożywać nawet fasolowe ciasteczka i pić rozwodnione mleko? Jakie więc zawołać śniadanie,chłopcze? Dla Sindara czy kapłana?- Jestem urzędnikiem piątej rangi, sitar pahan.Ubogim Sindarem.Chcę wrócić dorodzinnego domu.Zanim nadeszła prorokini, mieszkałem w Maranaharze i jadłem różnerzeczy, nie tylko to, co nakazuje Kodeks.To były inne czasy.Gdzie mój stryj? Pozwól mi gowidzieć.- Twój towarzysz jeszcze się nie obudził - oznajmił mężczyzna.- Tymczasem zjedzmyśniadanie.Na pewno wkrótce się spotkacie.Poczułem skurcz strachu.W zdawkowym tonie mojego beztroskiego z pozoru rozmówcybyło coś złowrogiego.Czyżby Brus już nie żył? Tak po prostu?- Jesteś bardzo ciekawym człowiekiem, chłopcze.Twój stryj jest kapłanem wysokiejrangi? Jechaliście wozem, a kiedy was napadnięto, zabiliście sześcioro zbrojnych.A potemnagle przebraliście się w szaty Sindarów.Dlaczego? Skoro jesteś, jak mówisz, urzędnikiemniskiej rangi, dlaczego wędrowaliście w strojach sług świątyni Pramatki?Oparłem pięści o ziemię i dotknąłem czołem podłogi.- Sitar pahan.Mój stryj jest niezdrów.Kiedy przybył po mnie do Maranaharu, nabawiłsię w drodze bagiennej gorączki.Czasem powala go choroba i wtedy nie wie, co robi.Tychkapłanów zabito na szlaku.Napotkaliśmy wóz i zwłoki.Stryj uparł się, że to znak odPramatki, i przebrał się w strój świątynny.Uparł się, że tylko tak przejdziemy przez most wAszyrdym.Dlatego potem wyrzuciliśmy przebrania.- Jak się nazywasz, chłopcze?- Nazywam się Ardżuk Hatarmał, sitar pahan.Pochodzę z Kamirsaru.Stryj nazywa sięTendzyn Byrtałaj. - Napij się naparu, Ardżuk.Twój stryj to także fascynujący człowiek.Wędrował dostolicy aż spod gór Kamir przez kraj spalony największą suszą od pokoleń, a mimo to nabawiłsię bagiennej gorączki.Gdzie on też znalazł bagna przy tej pogodzie?- Nie jestem medykiem, sitar pahan.Mógł jednak napić się zgniłej wody po drodze.Cesarscy ostrzegali, że w takiej wodzie mieszkają choroby.Mężczyzna pochylił się i nalał mi naparu do czarki.Kłęby dymu z jego fajeczkipachniały lekko ambriją i wędzonymi śliwkami.- Skąd wzięliście kije szpiega, Ardżuk? To rzadka rzecz, ciężko kupić sobie na bazarze,nawet gdyby jeszcze istniał normalny handel.I trudno też nauczyć się nim walczyć.Czy toczęść nauki urzędnika szóstej rangi?- Mój stryj służył w ciężkiej piechocie.wiczył mnie w walce kijem, bo drogi sąniebezpieczne.A laski były na wozie kapłanów.Nie wiedzieliśmy, że to kije szpiega.A jajestem urzędnikiem piątej rangi, nie szóstej.Umiem czytać i pisać.- Ale twój stryj, żołnierz ciężkiej piechoty, zabił troje ludzi, z czego jednego strzałą zdaleka.Ty zaś zabiłeś dwóch w walce, mając jedynie ten kij.W pewnej chwili nawet tego niemiałeś.Gołe ręce przeciwko dwóm łucznikom, a twój stryj trzymał tylko żelazny amulet nałańcuchu.I dobrze wiedziałeś, gdzie jest ostrze włóczni, a gdzie miecz.Kim byli cinapastnicy?- W wozie była żelazna skrzynka, sitar pahan.Rozbójnicy o niej wiedzieli, my nie.Wśrodku było jednak coś strasznego, co rzuciło klątwę na całą okolicę.Sam widziałem.Wniesiono tacę ze śniadaniem.Kiszone warzywa, solony ser, chleb, mleko.Kilka paskówsuszonego mięsa.Przyjąłem czarkę z orzechowym naparem i wypiłem łyk.- Dawno nie jadłeś porządnego posiłku, chłopcze.Długo jesteś w drodze?- Straciłem poczucie czasu, sitar pahan.Uciekliśmy z Maranaharu w noc, w którąpowróciła stara wiara, a wojsko przeszło na stronę Podziemnej Matki.Czółnem po rzece.Potem wiele dni wędrowaliśmy na piechotę.- Uciekaliście nagle?- Tak, ale i tak mieliśmy wyjechać tego właśnie dnia.Stryj przybył po mnie, bozachorował mój ojciec.Dlatego mieliśmy papiery podróżne.- Mieliście papiery podróżne, a mimo to woleliście kluczyć, omijać posterunki iprzebierać się za kapłanów?- Papiery wystawiono przed przewrotem, panie.Nie wiedzieliśmy, czy są dobre.Taksamo paszporty.Są jeszcze cesarskie. - Ale za panowania nieszczęsnego cesarza można było podróżować bez papierówpodróżnych, synku oznajmił mężczyzna ze smutkiem.- Skąd dwóch Sindarów mogłobywiedzieć, że nagle wróci Kodeks Ziemi?To było niczym jakaś gra.Mężczyzna zadawał niewinne pytania, a cały czas miałemwrażenie, że mnie osacza.- Jeśli się mieszkało w czasie suszy w Maranaharze - powiedziałem powoli - to cośtakiego wisiało w powietrzu.Baliśmy się.Jesteśmy ubogimi ludzmi.Kapłani zastraszyli całądzielnicę.Czasem stali na rogatkach.Poszliśmy do świątyni i wyrobiliśmy papiery jak zadawnych czasów, bo gdybyśmy po prostu odeszli, ci na rogatkach uznaliby, że lekceważymyKodeks i nauki prorokini.%7łe wysługujemy się cesarskiemu prawu.Mężczyzna uśmiechnął się.Sięgnął do kosza stojącego obok stolika i wyciągnął OkoPółnocy.Otworzyłem usta, ale nie zdążyłem nic powiedzieć.- Jeśli teraz zapytam, co to jest, odpowiesz:  Och, było w naszej rodzinie od lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki