[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będzie naszym punktem kontaktowym.Wszystkie informacje zebrane podczas śledztwa mają być przekazywane do niego.Przede mną na biurku zdjęcie Calli.Jakże ona podobna jest do matki.Te same brązoweoczy i kasztanowate włosy, ściągnięte w nieporządny koński ogon.Jak u młodziutkiej Toni.Poznałem Toni, kiedy miała siedem lat.Ja też, oboje byliśmy w pierwszej klasie, z tymże do szkoły w Willow Creek zacząłem chodzić w zimie.Wtedy to nasza rodzina przeprowa-dziła się z wielkiego Chicago do małego Willow Creek.Rodzina niepełna.Moja matka, siostra,brat i ja.Ojciec zmarł nagle rok wcześniej, na atak serca.Matka, polecona przez przyjaciół, do-stała pracę w tutejszym college'u, stąd decyzja o przeprowadzce.Ja do nowego miejsca abso-RLlutnie nie mogłem się przyzwyczaić.Brakowało mi szumu ulicy, głosów sąsiadów, którzy alboryczeli ze śmiechu, albo darli się na siebie.Dostałem własny pokój, w rezultacie wieczoremtrudno mi było zasnąć.Brakowało mi cichego pochrapywania brata.Czyli, ogólnie rzecz bio-rąc, dla mnie było tu po prostu za cicho.Sąsiedzi oddaleni o wiele akrów, w nocy słychać byłotylko poszczekiwanie psa albo szum wiatru.W końcu, po wielu bezsennych nocach, matka ku-piła mi małe radio, żebym czymś mógł wypełnić nocną ciszę, która nie pozwalała mi zasnąć.Na pierwszy dzień w szkole podstawowej w Willow Creek wcale nie czekałem z utęsk-nieniem.Przeciwnie, udawałem chorego.Matka przysiadła wtedy na brzegu mojego łóżka iodezwała się wyjątkowo poważnym tonem:- Lorasie Michaelu Louisie! Wiem bardzo dobrze, jak to jest, kiedy człowiek musi roz-stać się z czymś, z czym zżył się przez lata i zaczynać wszystko od nowa.Wcale niełatwo, tymbardziej że nie ma z nami waszego ojca.Nie zapominaj jednak, że jesteś najstarszy spośródmoich dzieci.Młodsze rodzeństwo przygląda ci się uważnie.Jeśli teraz będziesz leżał w łóżku irozpamiętywał, zrobi to samo.A jeśli wstaniesz, pełen energii, gotów stawić czoło całemuświatu, oni pójdą za twoim przykładem.- Mamo! Katie ma dopiero trzy miesiące.Jak ona ma stawiać czoło całemu światu?- Dla Katie, mój drogi, jesteś starszym bratem.Więcej, jesteś teraz najstarszym mężczy-zną w tym domu.Mała będzie rosła, wpatrzona w ciebie.Tak będzie wyobrażała sobie praw-dziwego mężczyznę.Rozumiesz? Dlatego wez się w garść, chłopcze, i wstawaj!- Dobrze już, mamo, dobrze.Wstaję.Tego pierwszego dnia matka zawiozła nas do szkoły.Niebo było niebieskie jak jajko ru-dzika, ziemia pokryta śniegiem o bieli tak idealnej, że raził w oczy.Szkoła była na obrzeżachmiasta.Wielki stary budynek z czerwonej cegły, o wiele większy niż moja poprzednia szkoła wChicago, mała prywatna szkoła podstawowa.Ale wszystkie szkoły są właściwie do siebie po-dobne i to jakoś dodawało otuchy.A potem zobaczyłem, że wszyscy uczniowie, w różnymwieku, z sankami pod pachą biegną gdzieś za szkołę.- Dave, idziemy!Chwyciłem swoją torbę i wyskoczyłem z samochodu.Młodszy brat, uczeń zerówki, wy-skoczył za mną.- Hej, hej! - zawołała matka.- Nie chcecie, żebym weszła z wami?- Nie, dzięki! - krzyknąłem już w biegu.- Cześć, mamo!RLOczywiście, razem z Dave'em pognaliśmy też za szkołę.A tam czekał na nas widok za-pierający dech każdemu siedmiolatkowi.Za szkołą było olbrzymie wzgórze, szersze chyba odsamej szkoły.Podzielono je na kilka sektorów, w zależności od tego, jak strome było zbocze.W niektórych bardziej, w innych mniej i przechodziło w łąkę o długości chyba dwóch boisk.Widać było, że panuje tu porządek.Dzieci karnie ustawiały się w kolejce.Starsze, prawdopo-dobnie z siódmej i ósmej klasy, ustawiały się nad stromym zboczem, na którym porobionokopczyki, starannie zaokrąglone i wygładzone.Dzięki tym kopczykom sanki wyrzucało w po-wietrze.Mniejsze dzieci zjeżdżały oczywiście po zboczu łagodniejszym.Wszyscy zachowywali się identycznie.Zjeżdżali z radosnym wrzaskiem, potem z mozo-łem pięli się z powrotem na górę, ciągnąc za sobą sanki.Jednak jedna niewielka osoba zwróciłamoją uwagę.Chłopiec w moim wieku, ubrany na czarno.Spodnie, za duży płaszcz i czarnegumiaki.Rękawiczki nie do pary, jedna czerwona, druga zielona.Czarna czapka z włóczki na-sunięta głęboko na oczy.Miał srebrzyste, plastikowe sanki w kształcie dysku.Ustawił się z ni-mi w kolejce przed bardzo stromym zboczem, dla starszych dzieci.Był czwarty w kolejce,przed nim trzech o wiele wyższych chłopaków, którzy zaczęli się śmiać i odepchnęli go na bok.On, wcale nie zrażony, wrócił na swoje miejsce i cierpliwie czekał, nie zwracając uwagi na do-cinki starszych kolegów.Kiedy nadeszła jego kolej, jeden z chłopaków popchnął jego sankiswoim ciężkim butem.Sanki pomknęły w dół przechylone.Podskakiwały na bryłach lodu, wy-latywały w powietrze i opadały na zamarznięty stok.Raz sanki przechyliły się tak nie-bezpiecznie, że wstrzymałem oddech.Była to szalona jazda, ten biedak po prostu mógł się za-bić na oczach wszystkich.Na ostatni kopczyk najeżdżał z tak wielką prędkością, że kiedy opa-dał, czapka sfrunęła mu z głowy.Wtedy zobaczyłem z tyłu głowy powiewający sznur włosów.Czyli to dziewczyna! Szok.Kiedy pokonywała ostatnie pięćdziesiąt metrów, byłem jużzakochany.Totalnie i nieodwołalnie.Do dziś, kiedy przypominam sobie to całe zdarzenie,uśmiecham się.Jestem zdumiony, że Toni tak szybko zagniezdziła się w moim sercu.Co dziwniejsze, jest w tym sercu do dziś.BENPrzez okno w moim pokoju widzę, jak zastępca szeryfa wjeżdża na podjazd przed do-mem Gregorych.Wyciągam szyję, żeby widzieć dokładnie, kto wysiada z samochodu.Mamwielką nadzieję, że będziesz to także ty, Calli.Niestety.Z samochodu, oprócz Louisa, wysiadatylko jakiś facet.Niewysoki, w brązowych spodniach, białej koszuli i czerwonym krawacie.RLWidzę, jak spogląda ciekawie na dom Gregorych, potem razem z zastępcą szeryfa podchodzido ich drzwi wejściowych.Dzisiejszą noc miałem spędzić u Raymonda, ale z tego chyba nici.Najpierw trzeba od-nalezć ciebie, to jasne.A ty bardzo nie lubisz, kiedy nocuję u kumpla.Siadasz na moim łóżku ipatrzysz, jak pakuję plecak.Minę masz grobową, a ja powtarzam w kółko:- Jutro wrócę, Calli.Naprawdę to nic takiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Martin Bobgan, Deidre Bobgan James Dobson's Gospel of Self Esteem & Psychology (1998)
- Marek Skała, Andrzej Mleczko psychologia zmiany. rzecz dla wscieknietych. wydanie ii rozszerzone pełna wersja
- Mikko Tuhkanen The American Optic, Psychoanalysis, Critical Race Theory, and Richard Wright (2009)
- Jonathan Renshon Why Leaders Choose War The Psychology of Prevention (2006)
- Czubaj Mariusz Polski psychopata 03 Zanim znowu zabije
- Psychologia SpoĹeczna Serce i UmysĹ Elliot Aron son
- Kiev, Ari (1998) Trading To Win ~ Masterful Psychology
- Psychologia Społeczna Serce i Umysł Elliot Aron son
- Follett James Dominator (MR)
- (Psychology) The Principles of
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptcsite.opx.pl