[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fivey wyjawił jeszczejedną informację, dotyczącą matki, a mianowicie, że  nauczyłago kraść w sklepach".Gdy jednak Ducane próbował poruszyćkwestię jego kariery przestępczej, jego szkocki służący tylko mruczałtajemniczo:  Zwiat jest okrutny, proszę pana", a wypytywanyo zdjęcie kobiety w nieokreślonym wieku, stojące w jego sypialni,odpowiadał ponuro -  To było dawno i nieprawda, proszę pana,dawno i nieprawda".Jednakże, pomimo tej goryczy, Fivey niekiedybywał niemal wesoły, a w jego oczach, gdy spotykał wzrok swegopana, pojawiał się przebłysk inteligencji i żartobliwości, jak gdybychciał powiedzieć:  Ze mnie jest niezła szelma, ale i tyś nie gorszy.Niczym się nie różnimy.Po prostu masz więcej szczęścia i tyle".Ducane'owi podobała się ta milcząca bezczelność.Samochód skręcił w Bina Gardens.Ducane obserwował wolne,majestatyczne ruchy ogromnych, piegowatych dłoni Fiveya, ujmujących kierownicę.Nagle uświadomił sobie, że jego własna ręka,do tej pory spoczywająca na oparciu fotela, w jakiś tajemniczysposób zsunęła się na ramię służącego.Ducane przez chwilę wahał132 się i wreszcie postanowił, że ręki nie cofnie, a nawet ją niecoprzesunął, tak, że jego palce delikatnie zacisnęły się na obojczykuFiveya.Ten fizyczny kontakt przyniósł mu natychmiastową i ogromnąulgę, w której rozpoznał to, czego szukał przez cały dzień.Fiveyniewzruszenie patrzył wprost przed siebie. Rozdział siedemnastyTrzy kobiety były w mieście.Paula chciała kupić jakieś książki,Kate przyjechała na cotygodniowe zakupy, a Mary dała się namówićna tę wyprawę, gdyż, jak jej wmówiono,  potrzebowała zmiany".Mary zamierzała również zachęcić Pierce'a do wyjazdu z Dorseti w tym celu zręcznie zaproponowała lunch Pember-Smithom, którzywłaśnie wybierali się do Norfolk Broads, gdzie czekał na nichnowy jacht.Pierce już został zaproszony do Norfolk i Mary miałanadzieję, że szkolny kolega Pierce'a, Geoffrey Pember-Smith, podczaslunchu skutecznie pochwali się łodzią, wpływając tym samym nadecyzję jej syna.Bała się jednak, a raczej była tego pewna, że jejdziecko będzie po prostu liczyć godziny dzielące go od powrotu doudręki, wywołanej niemożnością porozumienia się z Barbarą.Marybolała nad jego cierpieniem i coraz bardziej drażniła ją ostentacyjnaobojętność dziewczyny, lecz przecież nic nie mogła na to poradzić.Chwilami wydawało się jej, że to bezsensowne cierpienie jej synaświadczy o tym, że pomysł zamieszkania u Kate był błędem.Z drugiejjednak strony, jeśli nie Barbara, to przecież znalazłaby się jakaśinna dziewczyna; cierpienia pierwszej miłości nie sposób uniknąć,więc nie powinna aż tak współczuć Pierce'owi.Mimo wszystko całata sytuacja ją przygnębiała.Mary obawiała się, że Barbara możeprzywieść Pierce'a do popełnienia jakiegoś skandalicznego występku.Pierce oczywiście nie zwierzył się jej, ale rozmawiał z Willym, cosprawiło jej ogromną radość.Willy bardzo lubił Pierce'a i Mary miaławrażenie, że już zaczął traktować jej syna jak swojego własnego.Od134 ostatniej rozmowy z Ducane'em w bukowym lesie, Mary czuła siępewniej w obecności Willy'ego, a i Willy był bardziej rozluzniony.Rozmawiali teraz ze swobodą i choć ich rozmowy wciąż były nie takintymne, jak by tego pragnęła, już nie miała tego przytłaczającegouczucia bolesnej obcości, które dotąd tak ją paraliżowało.Dotykałago bardziej spontanicznie, żartobliwie i już bez desperacji.Myślaław jakimś nowym języku:  Jednak coś z niego zrobię, coś z niegozrobię".Cała czwórka przyjechała do miasta pociągiem.Rozstali się naWaterloo.Paula udała się na Charing Cross Road, Kate do Harrodsa,Pierce do Pember-Smithów, a Mary poszła samotnie do kawiarnina szybki lunch, gdyż na ten dzień zaplanowała coś, o czym niepowiedziała nikomu.Mary wyrzuciła swój bilet na stacji Gunnersbury i wyszła naulicę.Letnia melancholia londyńskich przedmieść wisiała nad okolicąjak stary, znajomy zapach i z każdym krokiem Mary aż drżała podwpływem wspomnień.Minęło wiele lat odkąd była tu po raz ostatni.Choć przedtem nie mogła przywołać w pamięci obrazu tej drogi,teraz rozpoznawała każdy dom.Było to tak, jak gdyby każdy szczegółwyłaniał się z jakiejś głębi, wzbogacony o przeszłość: rzezbionysłupek u bramy, owal poplamionej szyby w drzwiach wejściowych,powojnik na przykrytej kratą ścianie, wilgotny ciemnozielonymech na wykładanej czerwonymi płytami ścieżce, lampa, stojącasamotnie na chodniku.Te domy,  starsze, większe domy", jak jekiedyś nazywała, pozostały dziwnie niezmienione.Tego ospałegopopołudnia droga miała w sobie złowrogość i nieuchwytność snu,w którym się myśli:  Już tu kiedyś byłem, ale co to za miejsce i co sięteraz stanie?".Kolory wyglądały jak barwy ze snu - żywe, a jednakjakoś zmatowiałe, nie odbijające światła niczym intensywne barwywidziane w ciemności.A i ulice były puste jak we śnie.Mary skręciła za róg i przez chwilę w ogóle nie mogła rozpoznaćokolicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki