[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uśmiechnął się.- Jeśli mam dotrzymaćobietnicy, danej Dorothy, to mogę dać ci czas do południa na nabo\ne skupienie przedołtarzem Thorntona.- Do południa? - Pokręciła głową.- Potrzebuję więcej czasu.To tylko jeden witra\.Wkatedrze jest ich sto trzydzieści.- Obiecałem Dorothy.- Urwał, widząc jej zrozpaczoną twarz. - Och, do diabła.Zachód słońca.Gorliwie przytaknęła.- Wtedy będę mogła obejrzeć we właściwym oświetleniu wielkie okno zachodnie.-Odwróciła się z powrotem do wielkiego okna wschodniego i powiedziała rozmarzonym tonem:- Widzisz, jak on połączył barwy i szarości? Czy to nie cudowne?- Cudowne.- Uśmiechnął się pobła\liwie.- Porozmawiam z arcybiskupem i dopilnuję,\eby ci nie przeszkadzano.- Nikt mi nie będzie przeszkadzał.- Rzeczywiście, w tej chwili na pewno nie.Wobec tego pójdę do najbli\szego zajazduzobaczyć, czy znajdę dla ciebie jakieś buty i suknię, które mogłabyś wło\yć w powrotnejdrodze do Cam-baronu.- Niektóre sceny w witra\u Thornton potraktował z humorem.Tata nie powiedział jejtego.Co powiedział Jordan?."- Bardzo miło z twojej strony.- A mo\e wolisz odziać się we włosiennicę i obsypać popiołem?- Odcienie niebieskiego były niesamowite, ale te czerwienie, na Boga.- Jak sobie \yczysz.Była ledwie świadoma tego, \e Jordan stoi obok i kręci głową, a potem rozlega się odgłosjego oddalających się kroków.W jaki sposób Thornton uzyskał ten zadziwiający odcieńczerwieni?J ordan przyszedł po nią pod wielkie okno zachodnie, kiedy niebo wyblakło i znikł ostatnipromień słońca.Spojrzał przelotnie na jej rozgorączkowane, błyszczące oczy i twarzwyra\ającą olśniony zachwyt, po czym wolno poprowadził ją do pobliskiego zajazdu.Prawienie zdawała sobie sprawy z tego, \e wciska jej w dłoń zawiniątko z odzie\ą.- Odcienie niebieskiego i czerwonego.Matowość i przejrzystość.Zwiatło., Przedewszystkim światło.W końcu Jordan zdecydowanie przerwał tę kontemplację, wsadził ją do powozu i zająłmiejsce obok niej.- Rozumiem, \e dzień był udany?- To będzie trwało wiecznie - powiedziała cicho.- Ju\ trwa długo.- Mo\na spalić wielki obraz.Mo\na obalić posąg.Ale te witra\e wykonano, by trwaływiecznie.- Jeśli nie zajmą się nimi głupcy w rodzaju Nebrowa.- Zmarszczył brwi.- Maszrozpalone policzki.Jak się czujesz? - Zwiatło.- Ka\ę George'owi przynieść kosz owoców.Czy jesteś w stanie jeść?Czuła się tak, jakby ju\ nigdy nie miała wło\yć nic do ust.Wypełniały ją najró\niejszeodcienie barw.- Mam wra\enie, \e jestem taflą szkła: całkiem przezroczystą, ale z własną fakturą.-Pokręciła głową.- To bardzo dziwne uczucie.Czy ze mną wszystko jest w porządku?- Zdaje się, \e poddałaś się upojeniu - zaśmiał się.Pokręciła głową.- Niemo\liwe.Nie piłam wina.- Są bardziej niebezpieczne formy upojenia od tej, która pochodzi z winogron.-Przyciągnął ją do swego ramienia.- Odpocznij.Potraktuję cię w chwili twojej słabości lepiej,ni\ ty traktowałaś mnie.Drętwo przywarła do niego.Mgliście zdawała sobie sprawę, \e są jakieś powody, dlaktórych powinna opierać się tej intymnej sytuacji, ale nie mogła ich sobie przypomnieć.Odprę\yła się.Jordan ofiarował jej ten niezapomniany widok w katedrze.Podarował jej takicud.- Spróbuj zasnąć.Wątpię, czy po drodze w tamtą stronę miałaś chwilę czegoś lepszegoni\ drzemka.- Byłam na ciebie bardzo zła.- Wiem.- Dlaczego to zrobiłeś?- Kaprysy głupców i pijaków nie mają uzasadnienia.- To nie był kaprys.- Jeśli nie chcesz uwierzyć, to z pewnością nie będę nalegał.Potrzebuję jak najwięcejuznania za dobre uczynki, \eby zrównowa\yć drugą szalę.- Bardzo.bardzo miło się zachowałeś.- Musisz powiedzieć to Gregorowi.Tym mnie uratujesz przed surową karą fizyczną.Czy mówił powa\nie? Czy zrobił to, \eby zrewan\ować się za witra\ z podobizną jegomatki? Wiedziała, \e jej dzieło go poruszyło.Có\, tak naprawdę, nie wiedziała naprawdę,dlaczego zrobił dla niej coś tak wspaniałego.- Czy widziałeś te odcienie niebieskiego?- Tak.- Pogłaskał ją po głowie.- Chocia\ przyznaję się, \e odbieram to jako całość, a nieposzczególne elementy z osobna.- Trudno je dostrzec w dziele o tylu szczegółach.- Czy jest lepsze ni\ Okno do Nieba twojej babki? - Nie.Babka była lepsza, tylko nigdy nie dano jej pracy na tak wielką skalę.Dwadzieściapięć metrów.- Lepiej przestań myśleć o katedrze, bo inaczej nigdy nie zaśniesz.Co się dzieje powyborze linii cięcia?- Co takiego?- Kiedyś opowiadałaś mi, jak przygotowujesz karton do cięcia szkła.Co potem?Nie sądziła, \e tamtego wieczoru w wie\y zwracał uwagę na jej słowa.Pamiętała tylkogrę zmysłów i jego cichy głos w mroku.Teraz tak\e panował mrok, a jego głos był cichy, aletym razem koił, a nie zagra\ał.- Wycinam kawałki szkła, posługując się specjalnym no\em albo krajakiem kółkowym.Potem zeszlifowuję górną warstwę barwionego szkła.- A potem?- Przecie\ wcale nie chcesz tego słuchać - powiedziała zniecierpliwiona.- Niemo\liwe,\eby cię to interesowało.Poniewa\ przez bli\ej nie określony czas mam mieszkać z dziurą w dachu domu, to chybawolno mi sprawdzić, co wiesz.Bez wątpienia nie mógł wiedzieć, czy mówi mu prawdę czy nie.Odniosła się jednak doniego z wyrozumiałością.Ofiarował jej przecie\ widok w katedrze.- Topionym woskiem przytwierdzam kawałki szkła do sztalugi i maluję linie cięcia.Potem sprawdzam, jak światło przenika przez szkło.- Ziewnęła i uświadomiła sobie, \epowieki zaczynająjej cią\yć.Wyjaśnienia stopniowo przytłumiły w niej podnieceniewywołane dziełem Thomtona.- Szkło barwię i srebrzę.Wszystkie kawałki wypalam w piecu,\eby utrwalić kolor.Następnie łączę części na stole, przytwierdzając je we właściwym miejscupasmami ołowiu i cementem.- Czy to właśnie robił Thornton?- Wszyscy to robimy.- I jeszcze wiele oprócz tego.- Domyślił się, jak bardzo uprościła opis.- Czy pozwoliszmi kiedyś popatrzeć na twoją pracę?Poczuła dziwne skrępowanie.- Nie.- Dlaczego?- Bo to jest coś jedynie mojego.- Dlatego chcę na ciebie patrzeć.Pokręciła głową, a potem wtuliła twarz w jego ramię. - Teraz jestem śpiąca.- Masz ochotę uciec - poprawił ją.Zawahał się i dodał ze smutkiem: - Spij.Twojeuniesienie rozpaliło i nad moją głową aureolę lśniącą blaskiem.Nie chcę tego teraz skazić.Gregor czekał w krytym powozie kilka kilometrów przed Cambaronem.Wyszedł nadrogę, zatrzymał George'a i otworzywszy drzwi pojazdu Jordana, przyjrzał się twarzyMarianny.- Czy wszystko w porządku? Skinęła głową rozpromieniona.- Byłam w katedrze w Yorku.Rysy mu złagodniały.- Dorothy mi powiedziała.Bardzo się niepokoiliśmy.- Czy wyłamałeś drzwi? - spytał Jordan.- Oczywiście - uśmiechnął się.- Tak cicho, jak tylko umiałem.- Zestawił Mariannę naziemię.- I tak samo musimy przemycić Mariannę do zamku.Pojadę z nią przodem iwślizgniemy się przez spi\arnię, a potem przeprowadzę ją schodami dla słu\by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki