[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Burmistrzu Scalier, pozwól, \e przedstawię ci mojego przyjaciela.Baron Gresse.Mę\czyzni uścisnęli sobie dłonie. Słyszałem o waszych dokonaniach  uśmiechnął się Scalier. Rzadko spotyka się terazludzi wielkiego honoru noszących barwy baronów.Oczywiście z wyjątkiem was. A jeszcze rzadziej kogoś, kto odniósłby zwycięstwo dla wschodniej Balai.Gratulujętriumfu, burmistrzu.Blady uśmiech na twarzy Scaliera zniknął, ustępując miejsca smutkowi.Wiatr rozwiewałmu rzadkie pasma siwych włosów. Je\eli mo\na to tak nazwać.Nie przetrzymamy kolejnego ataku.Zepchną nas do morza.A patrząc na te ruiny, zastanawiam się czasem, czy nie byłoby to swego rodzajubłogosławieństwo. Rozumiem, co czujesz, burmistrzu, prawdopodobnie lepiej ni\ ktokolwiek inny.Wiesz jednak, \e moja prośba o \ołnierzy i magów, wią\e się z planem usunięcia podobnegozagro\enia. Blackthorne podrapał się po brodzie. Mniemam, \e ten pergamin to waszadecyzja. Tak.Przykro mi, \e musiałeś tak długo czekać na naszą odpowiedz.Twój posłaniecbardzo nalegał na pośpiech, ale, jak wiesz, mieliśmy parę innych spraw do załatwienia.Podał pergamin baronowi, który rozwinął go natychmiast, z bijącym sercem analizujączapisane na nim liczby.Na jego twarzy rozkwitł szeroki, choć krótkotrwały uśmiech. Nie stać was na oddanie mi tak wielu \ołnierzy i magów.Musicie utrzymywać jakąśobronę  przekazał pergamin stojącemu obok przyjacielowi.Gresse wziął głęboki oddech izaczął go studiować.Scalier klasnął w dłonie. Po co? Rozejrzyj się dokoła.Wesmeni muszą zostać powstrzymani i ty mo\esz tozrobić, jeśli zabierzesz resztę armii i magów z Gyernath.My ustawimy zwiadowców irozpalimy ogniska wzdłu\ wszystkich szlaków wychodzących z portu.Je\eli Wesmeni znówzaatakują, będziemy wiedzieć wcześniej i uciekniemy na morze.Ty zostaniesz dowódcą siłGyernath i niech bogowie błogosławią cię w tej walce.Blackthorne chwycił Scaliera i uścisnął go, poklepując go po plecach tak mocno, \emę\czyzna zakaszlał. To, co zrobiliście, daje szansę całej Balai  powiedział baron. Kiedy odbijemyBlackthorne i zniszczymy obozy Wesmenów po obu stronach zatoki, ruszymy na północ ibędziemy walczyć o Kamienne Wrota.I tym razem naszym prawdziwym celem będziezwycięstwo.A potem  odwrócił się do Gresse a  potem nadejdzie czas rozliczenia. Jak szybko ci ludzie będą gotowi?  zapytał Gresse. Zaopatrzenie statków trochę zajmie, podobnie jak uzgodnienie planów z moimikapitanami, nie mówiąc ju\ o odpoczynku.Teraz jest przypływ i skończy się wcześnie ranoza dwa dni.Wtedy powinniście ruszać.Blackthorne skłonił się. Chodzcie.Znajdziemy gospodę, która jeszcze stoi i wypijemy za Gyernath i za całąBalaię.Z dumnie podniesioną głową i w niemal ekstatycznym nastroju poprowadził towarzyszyw dół Szlaku Pasterzy.W Blackthorne czekało na niego zwycięstwo.Jego armia,wzmocniona ośmioma tysiącami \ołnierzy z Gyernath, powinna odepchnąć Wesmenów nadrugą stronę zatoki, do ich ojczyzny, gdzie będą lizać rany.Miał jednak nadzieję, \e prze\yjeich wystarczająco du\o, by mogli przeklinać swój błąd i zapamiętać, aby nigdy nie stawaćprzeciwko baronowi z Blackthorne. ROZDZIAA 18Pierwszy poczuł to Thraun, ale Hirad dowiedział się o tym dopiero pózniej.Denser nadaltrwał w Połączeniu.Czoło miał zmarszczone, a jego usta poruszały się bezgłośnie.Eriennegłaskała go po włosach.Reszta Kruków niczego nie zauwa\yła, tylko wilk podniósł głowę i wydał cichy gardłowydzwięk, który przeszedł w szczeknięcie i wycie.Uniósł potę\ny pysk i wstał, węsząc.Sierśćna grzbiecie zje\yła mu się, a przednie łapy lekko zadr\ały.Odsunął się od paleniska, nie zwracając uwagi na wyciągniętą rękę Willa, który chciał gouspokoić.Spojrzał na gęste zarośla po lewej stronie oddzielające ich od rzeki.Głębokie wycieurwało się gwałtownie.Wilk spojrzał prosto w oczy Hirada i barbarzyńca prawie sięroześmiał, bowiem przysiągłby, \e Thraun zmarszczył czoło, zmartwiony.Ale wtedy podczaszką rozlała mu się straszliwa fala bólu.Krzyknął i próbował wstać, chwytając dłońmi za głowę, ale upadł, najpierw na kolana, apotem płasko na ziemię.Kopał nogami na oślep, a mięśnie twarzy wykrzywiły mu się wnieludzkim wyrazie bólu.Słyszał odległy głos Ilkara i czuł, jak inni chwytają go, próbującopanować targane drgawkami ciało.Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego.Czuł, jakby w mózg wbijano muzakończone kolcami młoty, a jednocześnie jakaś potworna dłoń ściskała go do rozmiarówjabłka.Widział złote i czerwone błyski przed oczami, chocia\ cała reszta świata pozostawałaciemnością, a w uszach słyszał odgłos bijących tysięcy skrzydeł dudniący mu w bębenkach.Nagle zdał sobie sprawę, \e z nosa leci mu krew.Cierpienie to miało głos.Najpierw słyszał tylko odległe echo i sądził, \e to kolejnezłudzenie wywołane bólem.Głos pojawił się w postaci tysiąca szeptów, które najpierwześlizgnęły się po oszołomionym umyśle, a potem wdarły do środka.Próbował otworzyćoczy, ale całe ciało miał jak z ołowiu.Nie mógł się poruszyć.Pomyślał, \e oto nadeszła śmierć. Nie, Hiradzie Coldheart, to nie śmierć  znał ten głos i choć pochodził z jegonajgorszych koszmarów, teraz przyniósł mu dziwny spokój. Wybacz mi ten nieprzyjemny,choć nieunikniony efekt uboczny.Pierwszy kontakt na taką odległość jest bardzo trudny, ale to się zmieni.Nauczę cię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki