[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałbymochotę zamknąć c/e w ramionach i wziąć teraz, tutaj, napodłodze, pokazać ci, jak mogłoby nam być wspaniale, alenie zrobię tego, bo to byłoby nie w porządku.Za bardzozależy mi na tobie, na naszym małżeństwie, żebym sięważył na jakiś głupi, nie przemyślany krok. Max  zaprotestowała, czerwieniąc się gwałtownie,ale widziała po jego oczach, że mówił prawdę, gdy takotwarcie przyznał się do swojego pożądania.  Nie, nie teraz, Maddy.Jestem u kresu, jeszczechwila, a nie będę mógł się opanować.Pytam cię tylkoo jedno, czy zgodzisz się spróbować jeszcze raz, czy dasznaszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę. Ja potrzebuję czasu  zaczęła, ale Max nie skończyłjeszcze mówić, wyciągnął rękę i dotknął delikatnie jejramienia, chcąc wyartykułować głośno nurtującą gomyśl. A przy okazji muszę ci powiedzieć, że to nie byłaprawda. Co nie było prawdą?  zapytała stropiona. %7łe byłaś beznadziejna w łóżku. Max nachylił sięi pocałował żonę w czoło. Jeśli chcesz znać prawdę, tonawet jeśli brakowało ci doświadczenia, nadrabiałaś toszczerością, ciepłem, hojnością uczuć.Nie wiesz, ile razyomal nie zatraciłem się, nie zapomniałem całkowiciew twoich ramionach.Maddy słuchała tego zdumiona. Jak inaczej mógłbym począć z tobą nasze dzie-ci?  dodał cicho. Nie chciałem ich, to prawda,ale.Maddy czuła, że płoną jej policzki. Mamy za sobą długi dzień, pozwolisz, że pójdę jużna górę, położę się  powiedział jeszcze.Istotnie, wyglądał na zmęczonego.Chociaż się dotego nie przyznawał, ślady napaści na jamajskiej plażyciągle jeszcze dawały o sobie znać, szczególnie w chwi-lach stresu, jak teraz.Maddy patrzyła na niego i myślała,jak bliski był śmierci, jak niewiele brakowało, żebystraciła go bezpowrotnie.A jednak ciągle się przed nimbroniła, bo kiedy zapytał, czy może pocałować ją nadobranoc, pokręciła przecząco głową.  Nadal mi nie ufasz, prawda?  bardziej stwierdził,niż zapytał, westchnął smutno, odwrócił się i ruszyłwolno ku drzwiom.Patrząc za nim, myślała, że bardziej nie ufa sobie niżjemu, ale tego już nie powiedziała głośno, bo Max znikłna schodach.Minęło sporo czasu, zanim Maddy zdecydowała siępołożyć spać.Zrobiła wielkie porządki w kuchni, po-sprzątała w szafkach, umyła naczynia, wypucowałagarnki i sztućce, przetarła nawet podłogę, wszystkow nadziei, że zmęczona pracą fizyczną zapadnie w głębo-ki sen bez snów, bez, marzeń o Maksie, bez dręczącychobrazów, które przesuwałyby się pod powiekami.Nicz tego.Jeszcze godzinę pózniej przewracała się włóżku,nie mogąc zmrużyć oka i rozmyślając o tym wszystkim.Odrzuciła kołdrę i wstała.W domu nie było nikogopoza nimi dwojgiem i dziadkiem, ale Ben, raz powiedzia-wszy dobranoc, zamykał się w swoich pokojach i niewytykał z nich nosa aż do momentu, kiedy Maddyprzynosiła mu filiżankę porannej herbaty.Chociaż doskonale znała zwyczaje staruszka, chwilęnasłuchiwała, zanim cichutko przemknęła w narzuco-nym na ramiona szlafroku do znajdującej się w drugimkońcu korytarza sypialni zajmowanej przez Maxa.Max nie zaciągnął zasłon, tak że w łagodnej poświacieksiężyca widziała jego wyciągniętą na wielkim małżeń-skim łożu sylwetkę.Leżał na boku; kołdra lekko zsunęłasię, odsłaniając ramiona i nagą, muskularną pierś.Poczuła lekki ucisk w żołądku, jaki zawsze odczuwałana myśl o zmysłowych doznaniach.Ile razy w przeszłości obserwowała go, gdy spał, przesuwała palcami po jego skórze, przytulała się doniego w poszukiwaniu ciepła i intymności, której zwyklejej odmawiał? Ile razy, leżąc koło niego, wyobrażałasobie, że on ją kocha równie mocno, jak ona jego?Max spod przymkniętych powiek obserwował pod-chodzącą do łóżka żonę.Wstrzymał oddech, bojąc się, żenajlżejszy szmer może ją spłoszyć.Leżał w ciemnej sypialni bezsennie, gdy usłyszałciche skrzypnięcie drzwi w drugim końcu korytarza.W pierwszej chwili pomyślał, że Maddy wyszła zajrzećdo dzieci i dopiero wtedy przypomniał sobie, że Leoi Emma są u dziadków w Haslewich.Zamarł, nie śmiącprzypuszczać, mieć nadziei.Wyciągnęła dłoń i drżącymi palcami dotknęła jegonagiego ramienia. Max.Nie była pewna, czy wypowiedziała jego imię głośno,czy tylko zamierzała, ale nagłe poczuła, że ręka Maxazaciska się na jej nadgarstku.W poświacie księżyca zobaczyła jego błyszcząceoczy, poczuła jego wargi na swoich palcach, gdy przycią-gnął dłoń do ust, a potem otoczyły ją ramiona Maxa. Maddy  szeptał między pocałunkami to jednosłowo niby refren pieśni miłości i uwielbienia, przyciąga-jąc i tuląc żonę do nagiej piersi.Poczuła się w jednej chwili tak, jakby zanurzyła sięw rozkosznie ciepłą otchłań krystalicznej wody.Od-dawała się swobodnie, radośnie, delikatnym, pełnymczułości pieszczotom, wsłuchiwała się w miłosne szepty,w których odczytywała tęsknotę i pożądanie.Szepty,które mówiły o cierpieniu i spełnieniu, o bliskościi nadziei.Szepty, które brzmiały jak zaklęcia. Gdy dużo pózniej leżeli spleceni w uścisku, wy-czerpani rozkoszą, nasyceni sobą, Max otarł łzy spły-wające po jej policzkach.Serce tłukło mu się jeszczew piersi jak oszalałe, gdy Maddy wysunęła się z łóż-ka. To, co między nami zaszło, niczego nie zmienia.Janaprawdę potrzebuję czasu  powiedziała schrypniętymjeszcze głosem. To, co zaszło, to tylko. Seks?  podsunął Max. Nie  zaprzeczyła natychmiast. Dlaczego, Maddy, dlaczego to zrobiłaś? zapytałcicho. Nie wiem.Chciałam się przekonać, jak będziemiędzy nami.Odwrócił na chwilę głowę, a kiedy znowu spojrzałz czułością w jej oczy, omal nie zapomniała o swoimpostanowieniu. I jak było?Teraz ona odwróciła wzrok.Jak miała mu powiedzieć,że wreszcie zrozumiała, co miał na myśli, mówiąc, żedoświadczył miłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki