[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemzapytałem go o posiadany zapas piwa.— Właśnie wczoraj przygotowałem nowy zapas — odparł.—Wystarczy na cały tydzień dla ciebie i twoich towarzyszy.— Sprzedasz mi je?— Dobrze.Ale po co ci aż tyle piwa?— Twój policjant niech zapowie ludziom, że otrzymają całyzapas piwa i jeszcze rakiję, jeśli wykonają powierzone imzadanie.W tym momencie policjant podniósł kij jak do przysięgi i rzekł:— Wielka jest twoja dobroć, efendi! Na Allaha! Będziemy siępojedynkować i walczyć tak, jakbyśmy wyruszali w poleprzeciwko wrogom padyszacha.— A więc wiesz, o co tutaj chodzi?— Wiem.Bowiem kjaja, mój łaskawca, obdarzył mniezaszczytnym zaufaniem i mi wszystko powiedział.— Ale ty tego nie powtórzysz?— Ani słowa! Moje usta będą niby księga z siedmiomapieczęciami, do której nie wolno zaglądać, niby żelazna skrzynia,do której zaginął klucz.— Też ci tak radzę, a teraz pospiesz się!— Polecę jak myśl, która w sekundzie obiega świat.Odwróciłsię, krocząc z godnością i umiarem ku drzwiom.— Tego jeszcze nigdy nie było — powiedział gospodarz.—Żaden człowiek nie zafundowałby piwa dla wszystkich mężczyznz całej wsi, a już na pewno nie ktoś obcy.Będą cię tutaj sławiliprzez długie lata, efendi, i będą was wspominać przez całe życie.— Ile to piwo będzie kosztować?— Pięćdziesiąt piastrów.Było to mniej więcej dziesięć marek.— A ilu tych ludzi przyjdzie?— Około dwudziestu.— A ile tutaj kosztuje tłusty baran?— Och, u nas jest on o wiele tańszy niż w Stambule, albo tamskąd przybywasz, w Edirne.Zapłacisz tylko piętnaście piastrów.— Możesz zatem powiedzieć ludziom, że jeśli okażą siędzielni, będą mogli na dziedzińcu upiec na rożnie dwa barany.— Efendi! Ściągasz na swoją głowę błogosławieństwo naszejwsi.Ludzie będą…— Już dobrze! — przerwałem mu.— Sam posiadasz tłustebarany.Wyszukaj dwa i postaraj się także o tęgą kolację dla nas.— Będziesz ze mnie zadowolony.Będę się o was troszczył,jakby sam kalif zjechał do mnie w gościnę!I wybiegł.— Teraz dopiero ma humor — śmiał się Osko.— Tak, ale ta jego radość mi się nie podoba.Kjaja zdaje sięteraz nie martwić się już o życie i byt swoich walecznych ludzi.To mi się wydaje podejrzane.Myślę, że podjął jakieś środkiostrożności, które gwarantują bezpieczeństwo jego ludziom.— Chyba nam nie wyrządzi przez to krzywdy?— To niemożliwe.Wypłoszy tylko naszych wrogów.To będziejedyne, czego zdoła dokonać.Długo trwało, zanim zjawił się pierwszy z walecznychbohaterów.Kjaja otworzył drzwi do sali jadalnej i meldował:— Efendi! Nadchodzą.Czy mam już nalewać piwa?— Nie.Twoi ludzie muszą się najpierw wykazać dzielnością.Powoli zjawili się jeden po drugim.Każdy z nich podchodził dootwartych drzwi, robił ukłon i przypatrywał się namzaciekawionym spojrzeniem.Ale w tych spojrzeniach rysowało się coś więcej niż czystaciekawość czy radość z uczty, jaka ich czekała.Była w nichprzede wszystkim przebiegłość! Ludzie ci znali jakąś tajemnicę,która dawała im zadowolenie.Wszyscy byli uzbrojeni: wstrzelby, pistolety, szable, topory, noże i sierpy osadzone nadługich drążkach oraz w inne narzędzia.Później usłyszeliśmy głośny entuzjazm tej gromadywojowników.Wrócił policjant, za którym podążało kilku ludzi.Również i oni byli uzbrojeni, ale każdy z nich miał poza tym jakiśmuzyczny instrument.Wszedł wraz z nimi, z godnością,wyprostowany.— Efendi! — zameldował — wojownicy już się zebrali iczekają na twoje rozkazy.— Dobrze! A co to za ludzie?— To czalgydżylar, którzy najpierw będą grać czenk makami, apotem makam er raks en nagmeh.Dodadzą oni wojennegoanimuszu naszym wojownikom.— Aha… To znaczy, że chcecie wyruszyć na wroga z muzyką?— Oczywiście! Jest to przecież w zwyczaju każdego wojska.Do szturmu podrywa je głos trąbki.Wspaniale.Cicho i bezszelestnie miano osaczyć i ująć czterechrozbójników, tymczasem policjant chce na nich wyruszyć zorkiestrą.Ale ponieważ mówił o szturmie i wojennej muzyce,musiał widocznie powiedzieć wojownikom, o co w tymwszystkim chodzi.Przekroczył zatem mój nakaz, lecz nic teraz nato nie powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki