[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbyt często składała sobie obietnice, których niedotrzymywała.Granby trącił ją delikatnie. Pani koń, panno Moody.Wywołali jego numer.Zerknęła do katalogu, a potem na scenę.Zwierzę kręciło sięniespokojnie, ale wyglądało niezle.Białe skarpetki na obu przednich ijednej tylnej nodze kontrastowały z ciemną maścią.Licytator wymieniał przodków konia, mówiąc coś o  krwizwycięzców", ale na nikim spośród obecnych nie zrobiło to chyba zbytwielkiego wrażenia. Piękna sztuka  szepnął bankier  ale trochę narowista.Cena wywoławcza wynosiła dziesięć tysięcy.Umiarkowanie dużo.May podniosła rękę.Licytator zauważył ją dopiero po chwili. Dziesięć tysięcy dolarów po raz pierwszy!  zawołał. Czyktoś da jedenaście? Dziesięć tysięcy pięćset? Dziesięć tysięcy sto?Nagle koń zarżał i stanął na tylnych łapach, niemal wyrywając uzdęz rąk stajennego.Licytator opuścił młotek. Sprzedany! Za dziesięć tysięcy dolarów.Z pomocą Granby'ego, który jako bankier był obeznany zrozmaitymi procedurami prawnymi, May udało się przebrnąć przezgąszcz formalności.Podpisała kilka dokumentów, a w zamian dostała ich jeszcze więcej  dowód własności, zaświadczenie od weterynarzai kilka innych, których znaczenia nie rozumiała.Doliczając rozmaiteopłaty manipulacyjne, zapłaciła łącznie dziesięć tysięcy czterystapięćdziesiąt osiem dolarów.Potem poszli do stajni.Czekali dosyć długo, aż wreszciewyprowadzono konia, który z bliska wydał się ogromny.Kiedystajenny jak gdyby nigdy nic podał May uzdę, zbierając się doodejścia, zrozumiała, że znowu popełniła głupstwo. Przepraszam  zapytała  ale czy mogą go państwo dostarczyć?Chłopak zatrzymał się. Dostarczyć? Tak.Wysłać do kogoś. Nie robimy tego, proszę pani.My tylko je sprzedajemy. Ale ja nie mam przyczepy.Granby wtrącił się, zakłopotany: Czy można go tutaj zostawić, dopóki nie zorganizujemytransportu? Czasami można.Muszę spytać szefa. Nawet nie wiem, gdzie jest jego farma  powiedziała May,kiedy stajenny odszedł. Jakoś dotąd o tym nie pomyślałam. Czyja farma?  zdziwił się bankier. Nie rozumiem. Kapitana Showersa.Dżokeja, którego poznałam dziś popołudniu.Kupiłam tego konia dla niego.Zagryzła wargi.Przez chwilę chciała po prostu zostawić koniai uciec.Kiedyś May Moody właśnie tak by zrobiła.Podszedł do nich inny młody człowiek, w dżinsach, kowbojskichbutach, podkoszulku i z papierosem w ustach.Miał jasne włosy i byłbardzo przystojny. Pan Moody?  spytał Granby'ego. Nie, to ja  odparła May. Przecież miał być mężczyzna. Na pewno nim nie jestem. Jasne, że nie. Chłopak przyjrzał się aktorce. No dobra,przyszedłem po konia. Pracuje pan w tej stajni? W stajni? Nie, nazywam się Billy Bonning.Pracuję dla BerniegoBlocha.Mam zabrać konia.Tam stoi moja przyczepa. W pierwszej chwili May pomyślała, że na szczęście unikniekłopotliwej sytuacji, ale kiedy usłyszała nazwisko Blocha, zrobiła sięczujna.Przecież nie wiedział, że pojechała na aukcję. To jakieś nieporozumienie.To mój koń.Chłopak rzucił papierosa na trawę. Pani nazywa się Moody.Właśnie kupiła pani konia.To numer17A, zgadza się? Tak, ale. Naprawdę nie mam czasu. Chwycił uzdę. Proszę przestać! To mój koń!Billy ciągnął dalej.Gniadosz niespokojnie kręcił głową, jakbywyczuwając napięcie. Słyszał pan?  wtrącił się bankier. Odpieprz się, stary. Niech cię wszyscy diabli, Billy Bonning! Jeszcze jeden krok, apożałujesz!  zagrzmiała kobieta w jezdzieckim stroju, która wyszłazza stajni.Kiedy znalazła się w kręgu światła, May rozpoznała AlixePercy. Niech się pani nie wtrąca, pani Percy  powiedział Bonning,zagradzając jej drogę. Robię tylko to, co do mnie należy. Kradnąc tego konia? Co ty sobie myślisz, do diabła? Widziałam,jak panna Moody go kupiła.Nikt inny nie był nim zainteresowany.Chłopak nieco stracił rezon. Bernie Bloch kazał mi go odebrać.Alixe, która była równie potężna w ramionach, jak w biodrach, bezwahania odebrała Billy'emu uzdę. Nie wiem, o co chodzi temu przeklętemu Blochowi, mójchłopcze, ale to nie jego koń.Niech szuka szczęścia gdzie indziej.Namiłość boską, twoja siostra nie żyje! Lepiej byś zrobił, zajmując się jejpogrzebem, a nie wtrącał się w cudze sprawy! To pani się wtrąca w cudze sprawy, pani Percy. Masz minutę, żeby się stąd wynieść.Jeśli tego nie zrobisz,zawołam zastępcę szeryfa i każę cię aresztować za usiłowanie kradzieżykonia.Mówię ci, zajmij się lepiej swoją siostrą.I nie waż się więcejnaprzykrzać pannie Moody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki