[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wojtek zgodził się chętnie.Wszystko już było kupione i załatwione, kiedy Michał, upadłszy widocznie na głowę, zaszczepił się na tyfus.Trzydziestego pierwszego grudnia miał czterdzieści stopni temperatury i nie nadawał się do życia.W ostatniej chwili, w szaleńczym pośpiechu, cała impreza przeniosła się do Inezy, jego szwagierki, gdzie ujawnił się następny kłopot, przy czym odkrycia dokonano po dziesiątej wieczorem, kiedy już wszyscy goście przybyli i zrobiło się za późno na ratunek.Mianowicie Ineza miała przedwojenne radio, do którego w żaden sposób nie dało się podłączyć adapteru, radio zaś, samo z siebie, brzęczało wyłącznie gadaniem.W rezultacie największą atrakcją wspaniałego balu stało się zdobywanie Zaolzia przez Donata i pana domu przy pomocy rury odkurzacza.Kierunek natarcia przyjęli nawet z sensem, w stronę balkonu, który wychodził na południe.Sama już nie wiem, czy nie odwalić reszty Sylwestrów za jednym zamachem.No dobrze, niech będzie, ostrzegam jednak, że każdy z nich obrośnie w liczne okoliczności towarzyszące i spowoduje jeszcze większy melanż czasowy.Z drugiej znów strony całe to szataństwo rozgrywało się w okresie czterech lat, nie tak strasznie dużo, więc może da się jakoś wytrzymać.Następnego roku, mocno już nieufna, pozwoliłam się zaprosić do SARP–u.W dwie pary, pojęcia nie mam, kto tę drugą parę stanowił.Kieckę miałam na poziomie, stolik znajdował się w doskonałym miejscu, bo te rzeczy Wojtek umiał załatwiać, zdawałoby się, że wreszcie pech zostanie przełamany.Akurat!Zaraz na samym początku balu pojawił się obok nas Zbyszek Cudnik, w Podejrzanych obdarzony przeze mnie imieniem Ryszarda.Tych Podejrzanych naprawdę należy trzymać pod ręką, bo nie mam siły opisywać Zbyszka ponownie.Nie pracował już wtedy z nami, ujrzałam go po kilkumiesięcznej przerwie i oko mi zbielało.W „Bloku” oglądałam go na co dzień w charakterze obrzęchanej łajzy, w najgorszych szmatach, nie ogolonej, półprzytomnej z przepracowania, tu zaś zobaczyłam bez mała lorda.Wieczorowy garniturek, biała koszulka, mucha, szał! Poza wszystkim, Zbyszek był bardzo przystojny, co w normalnych warunkach kompletnie umykało ludzkim oczom.Na jego widok odruchowo wydałam okrzyk radości, Zbyszek z podobnym okrzykiem natychmiast się przysiadł, a roztargniony był do tego stopnia, że nie zdołał zauważyć mojej przynależności do innego właściciela.Zagarnął mnie i cześć.W dodatku świetnie tańczył polkę, prawie jak mój pierwszy mąż, nie byłam w stanie się opanować, poszliśmy w pląsy, a Wojtek dostał szału.Zdaje się, że pierwszy raz w życiu przytrafiło mu się, żeby jego kobieta ośmieliła się bawić z innym facetem, z reguły to on się bawił z innymi, jej obowiązkiem zaś było siedzieć w kącie i ronić łzy.Zrobił ciężki afront temu od drugiej pary, niewinnemu jak dziecko, mnóstwo afrontów Zbyszkowi, który ich nie zauważył, w końcu zajął się mną, szczegóły pominę, ale bezpowrotnie straciłam przy tej okazji biżuterię z „Jablonexu”.Dzikie wybuchy zazdrości nawet mi się dość podobały, nieco jednak przesadził, spaskudził bal, echa piekielnej awantury zaś grzmiały jeszcze długo potem.Zgniewało mnie to wreszcie, mam na myśli Sylwestry, poddałam się i oświadczyłam, że mam dosyć.Nigdzie więcej nie idę i nie przyjmuję do wiadomości istnienia tej idiotycznej daty, nieprzyjemnie może mi być równie dobrze w domu i za darmo.Teraz będę miała kłopoty z moją przyjaciółką Anią.Nazwiska Ani nie podam, bo aczkolwiek brzmi dość popularnie, to jednak jej mąż jest postacią w pewnym stopniu publiczną i tego by mi już chyba nie darował.I tak naraziłam mu się przed laty potężnie i nieodwracalnie, a ilu jego tajemnic nie ujawniłam nigdy, sam nie wie i nie może być mi wdzięczny.Zajmę się nim zatem bez nazwiska.Anię i jej męża poznałam przez Wojtka.Kilka rozmów wystarczyło, żeby pojawiły się powiązania dodatkowe, Ania znała doskonale mojego pierwszego męża i obie moje szwagierki, ponieważ przed wojną chodzili razem do przedszkola.To jeszcze nic, zdarza się, ale jej mąż stał się uczestnikiem wydarzenia, w które pewnie nikt nie uwierzy, chociaż przysięgam, że słowa jednego nie wymyśliłam!Szedł sobie ulicą i naprzeciwko ujrzał nagle kumpla ze szkoły średniej.Rozpoznali się wzajemnie, otwarli ramiona, krzyknęli: „Jak się masz! Kopę lat!” i poszli na kawę.Właśnie na kawę, nie na wódkę, bo obaj prawie nie pijący.Żywo rozpoczęli wspomnieniową pogawędkę.Dopiero po dwóch godzinach coś im się zaczęło nie zgadzać.— Zaraz, zaraz — powiedział jeden.— Czekaj no, o czym ty mówisz? Który to był rok?— Czterdziesty dziewiąty — odparł drugi.— Bo co?— To jakoś nie tak.W którym robiłeś maturę?— W czterdziestym ósmym.— Niemożliwe! Ja w czterdziestym dziewiątym.Co to ma być?— Czekaj no! — zainteresował się nagle drugi.— Do którego gimnazjum chodziłeś?— Do Batorego.— No co się wygłupiasz? Ja do Rejtana!— Ale ty się nazywasz Kowalski?— A skąd! Walewski.A ty się nie nazywasz Pietrzyk?— No pewnie, że nie! Ja jestem Michałowski!Na marginesie, żeby nie było nieporozumień, od razu wyznaję, że prawdziwe jest tylko jedno z tych nazwisk.Uzgodnili porządnie dalsze zeznania i okazało się, że spotkali się na tej ulicy po raz pierwszy w życiu, przedtem się nigdy na oczy nie widzieli.Przypadli sobie jednakże do gustu i mąż Ani rzekł:— Wiesz co, pomyłka, nie pomyłka, ale siedzimy tu, zaprzyjaźniliśmy się, pociągnijmy sprawę dalej.Ja mieszkam tu obok, chodź, poznasz od razu moją żonę, zacieśnimy stosunki.Ten drugi zgodził się ochoczo, poszli, Ania otworzyła im drzwi, spojrzała i krzyknęła:— Jezus Mario! Januszek…!!!— Ania…!!! — krzyknął na to Januszek.Wylazło na wierzch kolejne, Ania l Januszek chodzili razem do przedszkola, tu już nie było żadnej pomyłki.Janusz Walewski zaś pozostał przyjacielem mojego męża, który, jak mówiłam, do tegoż przedszkola uczęszczał.I znów niech mi nikt nie wmawia, że jakiekolwiek zbiegi okoliczności mogą być niemożliwe.Nie ma takich.Od razu dołożę następne, co sobie będę żałować.Mojego pierwszego męża wywlokłam do teatru, był to „Kameralny”, na Foksal.W momencie wchodzenia, w przedsionku, mój mąż wlazł na coś, schylił się, podniósł, był to męski portfel.— Ktoś zgubił, chyba wchodząc — powiedział.— Może jest w środku.Schował znalezisko, dotarliśmy do szatni.O parę osób od nas wybuchło lekkie zamieszanie.— Rany boskie, zgubiłem portfel! — zdenerwował się jakiś facet.— Bilety w nim były, nie mam biletów!Mój mąż nie zwlekał, przepchnął się do niego.— Właśnie znalazłem portfel — zakomunikował radośnie.— Pan pozwoli, że sprawdzimy nazwisko…Oczywiście był to portfel tego faceta, próbował paść mojemu mężowi na szyję, ale przeszkodził mu tłok i brak czasu.Odzyskał zgubę i na tym incydent się skończył, nawet nie zauważyłam, jak wyglądał.W parę lat później, w czasach, które właśnie opisuję, Michał opowiadał nam o różnych fartach i niefartach w swoim życiu i wspomniał, jak zgubił portfel w wejściu do teatru.Odzyskał ten portfel w ciągu paru minut.— Popatrzcie, jaki porządny facet — mówił.— Spytał tylko o nazwisko, sprawdził, że to ja, oddał z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bator Joanna Piaskowa Góra 1 Piaskowa Góra
- Dahlquist Gordon Szklane księgi porywaczy snów[JoannaC]
- Joanna Chwaszcz Małgorzata Pietruszka Dariusz Sikorski Media
- Ross Adam Ciemna strona małżeństwa[JoannaC]
- Bator Joanna Piaskowa Góra 02 Chmurdalia
- Joanna Neil Nigdy dosyć czułoci
- McDermott Andy Skarb Herkulesa
- Meredith Amy Cienie 03 Gorączka
- Golding William Pieklo pod pokladem
- Strach być Polakiem Henryk Pająk
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sulimczyk.pev.pl