[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajrzałem do Jessiki: łóżko było puste, pościel skotło-wana.W pierwszej chwili spanikowałem, ale pocieszałem się (modliłem, praw-dę mówiąc), że za to w naszym łożu małżeńskim zastanę nadkomplet.Przesze-dłem przez przedpokój i wetknąłem głowę za drzwi sypialni - i rzeczywiście:Christine, Jessica i Page leżeli skuleni na materacu.Ktoś cicho pochrapywał.Pewnie Page.Mogło zdarzyć się tak, że Christine obudzi się dręczona wyrzutami sumienia;z samego rana przytuli mnie, wycałuje i przeprosi.Mogło, ale nie musiało.Niemiałem więc innego wyjścia, jak szykować się na najgorsze i mieć nadzieję nanajlepsze.Zdarzały nam się w przeszłości mniej poważne kłótnie, po którychnastępowały dwa, trzy dni dąsów i spoglądania wilkiem; czasem ja byłem win-ny, czasem ona.Tym razem do żadnego z nas nie można było mieć pretensji.62Naszym małym światem zatrzęsła niewidzialna trzecia siła, która pojawiła sięnie wiadomo skąd.Któż mógł wiedzieć, co nas teraz czeka? Ja chciałem tylkozakończyć tę sprawę, zapomnieć o smutku i frustracji, nawet gdybym musiałpierwszy wyciągnąć rękę na zgodę.Mógłbym ją obudzić.Miałem jednak przeczucie, że nie byłby to najlepszy pomysł.Rozebrałem się więc, wykąpałem, ogoliłem i łyknąłem dwa ibupro-feny, żebyodpędzić nadciągający nieuchronnie ból głowy.Miałem dość wrażeń jak na dwadni i młoty pod moją czaszką zaczynały się rozgrzewać.Kiedy wślizgiwałem siędo łóżka Jessiki, głowa pękała mi z bólu.Mogłem śmiało założyć, że prędko niezasnę.Mój mózg gonił wspomnienia, odtwarzając wydarzenia z ostatnichdwóch dni jak kiepski film.Phillip Deighton.Izolanci.Składanie ofiar.Starapani Zellis.Jessica.Duchy.Złote światełka.Zwietliki.Jestem w ciąży.Christine.Idz do diabła, Michael.Po tych wizjach przyszły obrazy zrodzone z czystego lęku.Rosy Deighton wszczękach potwora.Miała oderwaną rękę, krew z kikuta tryskała w rytmie jejprzerażonych krzyków.Próbowała się wyrwać, ale wtedy ostre kły wyszarpywałyjej kawałki ciała, a uzbrojona w potężne pazury łapa jednym machnięciem ode-rwała pół twarzy.Neil Farris, człowiek, którego miejsce zająłem.Wyobrażałemsobie, jak wije się z bólu na ziemi, jak się wykrwawia, czekając na pomoc, któranadejdzie zbyt pózno.Przypomniałem sobie pierwszą rozmowę z Lou Scullym.Powiedział mi, że pogryzionego przez bezdomnego psa Farrisa próbowanoprzewiezć do Ellenville, ale zmarł, zanim dotarł do kliniki.Wdowa po lekarzupotwierdziła tę wersję.Dokładnie, niemal słowo w słowo.Jakby się umówili.Odepchnąłem od siebie tę myśl.Mój przemęczony umysł zaczynał snuć zło-wrogie scenariusze, pasujące do mojej rosnącej paranoi.Rosy.Neil.Izolanci.Odkąd się wprowadziliśmy, nie widziałem w okolicy ani jednego psa, czy to nałańcuchu, czy biegającego bez smyczy - nie licząc Page'a.Przeszedł mnie dreszcz.Jakie to miało znaczenie? Neil Farris nie żył, a jaodziedziczyłem po nim fantastyczną praktykę z gronem wiernych pacjentów.Można by powiedzieć, że znalazłem się we właściwym miejscu w odpowiednimczasie, nawet jeśli wahałem się, czy spadek po Farrisie to błogosławieństwo, czyprzekleństwo.To co jednego zgubiło, drugiemu przyniosło korzyść.Po godzinie boksowania się z myślami wstałem i zszedłem na parter.Zegarw salonie wybił jedenastą.Zrobiłem kanapkę z masłem orzechowym (w kuchni63ciągle unosił się aromat kawy; pewnie dopiero zmycie podłogi amoniakiempozwoliłoby go wywabić), nalałem sobie mleka i poszedłem do biblioteki.W recepcji wisiała nieduża tablica korkowa, na której przypinałem notatki iprzypomnienia - nic ważnego, głównie telefony do pacjentów, którzy nagrali misię na sekretarkę.Spojrzałem na telefon.Zwiatełko automatycznej sekretarki sięnie świeciło.To miłe.W bibliotece było cicho jak w kostnicy.Usiadłem przy biurku, zacząłem jeść iporządkować papiery.Przerobiłem instalację elektryczną w taki sposób, żebyprzełącznik przy drzwiach włączał tylko lampę na biurku.Uzyskiwałem w tensposób miłą poświatę, która nie rozlewała się poza obszar, w którym pracowa-łem, dzięki czemu nawet nocą mogłem swobodnie wyglądać przez wysokieokna.Zwiatło lampy przy tylnym wyjściu padało na trawnik ciągnący się aż doskraju lasu.Wyobraziłem sobie, że jestem jedną z dziewiętnastowiecznych sław,która w blasku świec pracuje nad swoim najnowszym dziełem, przyszłym klasy-kiem.Jak Charles Dickens.Albo może Edgar Allan Poe.Wypatrywałem złotych światełek za oknem, ale zamiast nich widziałem tylkobetonową fontannę dla ptaków i starą szopę, w której jeszcze nigdy nie byłem.Jakoś mnie nie zainteresowała.Aż do teraz.Wróciłem do domu, przebrałem się w dżinsy i bluzę i z trzymanej pod zle-wem skrzynki z narzędziami wyjąłem latarkę i młotek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Michael Hirsh At War with Ourselves, Why America Is Squandering Its Chance to Build a Better World (2004)
- Gribbin John & White Michael W poszukiwaniu kota Schrödingera realizm w fizyce kwantowej
- 46.Trylogia Kryzys Czarnej Floty t.1 Przed Burzš Michael P. Kube McDowell
- Michael J. Hanmer Discount Voting, Voter Registration Reforms and their Effects (2009)
- Michael Thomas American Policy toward Israel, The Power and Limits of Beliefs (2007)
- Gwiezdne Wojny 050 X WINGI Wojna o Bacte Stackpole Michael A
- Koryta Michael Lincoln Perry 03 Martwy trop [MR]
- 52. X Wing 4 Michael Stackpole Wojna O Bakte upload by herbatniq
- Rohan Michael Scott Zima wiata t. 1 Lodowe kowadło
- Montalban Manuel Vazquez Ptak Bangkoku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wasabi.xlx.pl