[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Masz w sobie siłę swoich przodków  oświadczyła Dora ze współczuciem.Lucille wzruszyły jej słowa. Mam nadzieję.Będę jej potrzebować, gdy nadejdą gorsze czasy. Spojrzała na Harper.Co zamierzasz z tym zrobić? Nie wiem jeszcze  odparła Harper. Chyba podarujemy je muzeum. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zatrzymam je na chwilę. Oczywiście.Wez je.Są twoje.Lucille spojrzała na kajdany leżące na jej kolanach. Dziękuję.Chcę tylko trochę na nie popatrzeć.Wrócę teraz do siebie. Podniosła się, alez ciążącym jej łańcuchem potrzebowała więcej sił, niż miała, aby wstać.Zaniepokojone Dorai Harper stanęły po jej bokach, a Bunia chwyciła łańcuch.Razem pomogły Lucille stanąć nanogach. Wracaj do łóżka  poprosiła Bunia. Może tak zrobię  odparła Lucille, dysząc ciężko. Jestem zmęczona. Sięgnęła pokajdany. Pomogę  zadeklarowała Harper.Lucille odwróciła się i wzięła kajdany od Buni. Nie, nie, dziecko.Dam radę.Chcę je zanieść sama.I przekonać się, jakie to uczucie, byćzmęczonym i nadal musieć je dzwigać. Rozdział czternastyDora przeczytała esemesa od Devlina.Zapraszał ją do domu, nad którym właśniepracował.Prosił, aby obejrzała efekty jego pracy, a potem zjadła z nim kolację.Szybko odpisała entuzjastyczne  tak.Uwielbiała domy, zwłaszcza na Wyspie Sullivana,gdzie wiele z nich  dużych i małych, zabytkowych i nowych  miało unikalne położenie,wspaniałe widoki albo historię.Wskoczyła do wózka golfowego z butelką wody i potoczyłasię drogą na południową stronę wyspy.Skręciła w boczną ulicę, prowadzącą ku mokradłom.Dęby tworzyły nad nią gęsty cień, oferując chwilę oddechu w ten parny dzień.Sprawdziłaadres i zatrzymała się przed małą chatką, ledwie widoczną zza gęstwiny przerośniętychkrzewów i palm.Za podjazd służyła ubita ziemia.Zwiększyła obroty silnika i zaparkowaławózek za furgonetką Devlina.Gdy sięgnęła po torebkę, usłyszała, że dzwoni jej telefon. Halo?  powiedziała do słuchawki, spodziewając się Devlina.Ze zdumieniem rozpoznałagłos Cala. Dora? To ja. Co słychać? Nie oddzwoniłaś.Skrzywiła się.Kompletnie o nim zapomniała. Och, przepraszam.Byłam, hm, bardzo zajęta. Ach, tak? Czym? Och, hm&  Przełknęła ślinę, naprędce szukając wymówki. Zakładamy z Harper ogród.Miałam masę pracy. Ogród? W lipcu? Chyba nie możesz zajmować się takimi rzeczami.Z twoim sercem? Moje serce miewa się świetnie  odparła, poirytowana myślą, że wciąż uważa ją zachorą. A poza tym jesteśmy ostrożne.Przepraszam, że do ciebie nie oddzwoniłam.Czy maszjakiś konkretny temat do omówienia?Zapadła chwila ciszy. Tak  potwierdził w końcu Cal tonem sugerującym, że Dora powinna się domyślić, o jakitemat chodzi. Mieliśmy porozmawiać o twojej przeprowadzce do mieszkania.Do mnie. Przecież wyraziłam się jasno.Zostaję na lato w Morskiej Bryzie. Przypuszczałem, że zmienisz zdanie.Widzisz, są problemy z domem.Poczuła ucisk w żołądku.Oczywiście, że dzwonił z tego powodu. Jakie problemy? Malarze uważają, że sypialnie na górze są zalane.Nie mogą malować i prace sięopózniają.Podejrzewają, że chodzi o dach.Teraz musimy wezwać kogoś, kto oceni szkodywyrządzone przez przecieki na strychu.To nie ma końca  mruknął z frustracją. Co mam zrobić? Jestem na wyspie.Ty jesteś w Summerville. Doro  powiedział z wyraznym zdenerwowaniem. To dlatego twoja przeprowadzkatutaj ma sens.Dom okazał się większym projektem, niż podejrzewaliśmy.Pilnowanie ekip remontowychwymaga całodobowej uwagi. Projekt wcale nie jest większy, niż podejrzewaliśmy  zaprotestowała. Od początkuwiedzieliśmy, że to ambitne zadanie, i dlatego nie zaczynaliśmy, przynajmniej ty ciągle tak mitłumaczyłeś.Powtórzę to, co powiedziałam w biurze prawnika.Sprzedaj dom w tym stanie, skoro nie chcesz zająć się remontem. Nie możemy.Wszystko stracimy. Już wszystko straciliśmy. Doro, proszę.Siedzę teraz po uszy w robocie.Pomożesz mi?Jęknęła w duchu. Och, dobrze.Przyjadę do Summerville i zerknę na dom.Zadzwonię w parę miejsc.Alenic więcej.Nie przeprowadzę się do ciebie, Cal.Nie jestem na to gotowa. Okej.Ale zadzwonisz do kogoś w sprawie przecieku, tak?Przewróciła oczami i roześmiała się  był taki przewidywalny. Zadzwonię.Pa. Zakończyła rozmowę i wrzuciła telefon do torebki.Wyrzuciła ramiona w górę, próbując pozbyć się złości przed spotkaniem z Devlinem.Niechciała, aby Cal znów stanął pomiędzy nimi.Z wnętrza domu dobiegł ją łoskot ciężkichnarzędzi.Zaintrygowana, podążyła za hałasem do frontowych drzwi.Były otwarte. Halo?  zawołała, wsunąwszy głowę do środka.Zagłuszył ją ryk narzędzi.Weszła głębieji zobaczyła Devlina w goglach.Stał za piłą elektryczną i rozcinał coś, co wyglądało jakdrewniany panel.Przystanęła, upajając się jego widokiem podczas pracy.Znów ją zaskoczył.Od tej stronygo nie znała. Cześć!  zawołała znowu, gdy wyłączył piłę.Uśmiechnął się szeroko.Zdjął gogle, otrzepał się z kurzu i podszedł, aby ją pocałować. Jesteś! Właśnie przyjechałam  powiedziała, strzepując trociny z jego włosów. Co się tudzieje?  zapytała, rozglądając się z ciekawością po wnętrzu.Chatka została całkowiciewybebeszona i przechodziła obecnie proces gruntownej renowacji.Wiele już zostałozrobione: nowe ściany, szafki, blaty, sprzęty.Marzyła o odnowieniu swojego domu wSummerville od tak dawna, że zawsze odczuwała dreszcz ekscytacji na widok pracremontowych. Kupiłem ten dom w zeszłym roku, gdy przyszedł kryzys.Wygrałem licytację komorniczą.Odnawiam go w wolnym czasie.Gdy skończę, wystawię go na sprzedaż. Ty go odnawiasz? Nie wiedziałam, że złota rączka z ciebie. Jestem stolarzem, do usług  oświadczył z dumą. Tak właśnie wszedłem wnieruchomości.Pracowałem na budowach& ale o tym wiesz.Kupiłem dom do remontu, gdy tylkozarobiłem tyle, aby pozwolić sobie na coś na wyspie, wszystko zrobiłem sam, a potemsprzedałem go z dużym zyskiem.Potem kupiłem następny, znów zarobiłem.Okazało się, że mam rękę do nieruchomości.Wzruszył ramionami. Los mi sprzyjał, bo nadszedł boom budowlany.Reszta jest historią.Ujrzała go w zupełnie nowym świetle. Dlaczego tak na mnie patrzysz? Jak? Jakbyś chciała mnie zjeść.Zachichotała, oblewając się rumieńcem. Chyba dlatego, że jako budowniczy jesteś strasznie seksowny.Wybuchnął śmiechem, uniósł brwi i odłożył kawałek panelu.  Cóż, panienko  mruknął, obejmując ją w talii. Gdybym to wiedział, już dawnopokazałbym ci swoje narzędzia.Całował ją, długo, leniwie i z wprawą, a ona znów poczuła to buzowanie w żyłach.Gdypocałunek dobiegł końca, odchyliła się w jego ramionach i uśmiechnęła lekko. Szkoda, że nie wiedziałam o twoich talentach parę miesięcy temu.Przydałaby mi siętwoja pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki