[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Specjalność mojej babci, oprócz jej słynnej sałatki zjajek, oczywiście. - Którą robi też moja ciotka Maggie.Hej, chwileczkę! Naprawdę chceszpowiedzieć to, co myślę, że chcesz powiedzieć? Ze to pojawiło się tutaj znikąd?Nie, no, nie żartuj sobie!- Chcę tylko powiedzieć, że ja nie robiłam sałatki z szynką.A niech to, jeślichce pojawić się tutaj i porządnie wszystkich nastraszyć, to powinna conajmniej usmażyć rybę!Beth uznała, że Cecily mówi o Liwie, i odchrząknęła.Głośno i celowo.- Wszyscy są na werandzie.Przyniosę nam całą butelkę wina!- Może zabierzesz ze sobą tę tacę i poczęstujesz wszystkich?Beth pokazała Cecily podniesione kciuki, zabrała tacę z tajemniczymikanapkami oraz garść serwetek, które sama stemplowała.Pomyślała przezmoment, że jej artystyczny wysiłek poszedłby na marne, gdyby ich niezobaczyła.- Dziwne.- mruknęła do siebie i ruszyła w stronę werandy, zastanawiającsię, dlaczego właściwie wierzy w takie bzdury.Choć starała się zbagatelizowaćtę historię, dostała gęsiej skórki.Zostawiła za sobą zapach świeżej ryby i cebuli, a dotarłszy do pomieszczeńskierowanych ku morzu, znalazła się w całkiem innym świecie.Okna i drzwiotwarte były na całą szerokość, lekka bryza niosła ze sobą zapach rozmarynu ijaśminu, który o tej porze roku pokrywał gęstą splątaną masą płoty i drzewa nacałej wyspie.Była to najpiękniejsza część letnich wieczorów na WyspieSullivana, kiedy zelżał już upał, a słońce miało wkrótce zajść.Sądząc pociężkich kroplach, wiszących na trawie, niedawno spadł przelotny deszcz.Musiałam go przegapić, pomyślała Beth.Jak sama dobrze wiedziała, zdarzałosię, że deszcz spadał tylko na frontowy dziedziniec i nigdzie indziej.Spojrzała w stronę zachodzącego słońca.Niebo przecięte było pasmaminiesamowitych kolorów, a popołudniowe słońce zamieniło się w oślepiającąkulę białego ognia.Wyglądało to tak cudownie, że Beth zaczęła sięzastanawiać, jak wytrzymała tak długo z dala od tego miejsca.Może powinnamumieścić tu akcję jakiejś powieści?, pomyślała.- Kanapkę? - zaproponowała, zwracając się do ciotki Teensy i wujaHenry'ego.- Dzięki, kochanie - odparła Teensy i ugryzła kęs kanapki.- O la la! Boska!Nie masz pojęcia, o czym mówisz, pomyślała Beth.A może jednak sięmyliła.- Wujku, poczęstujesz się?- Może zjeść resztę mojej - zaproponowała Teensy. - W porządku - odparła Beth, patrząc jej prosto w oczy i wysyłającpodprogowy przekaz, że wszyscy wiedzą, iż jest Królową Wymiotów.Ohyda.-Mamo? Chcesz kanapkę?- Pewnie.Mmm! Sałatka z szynką? Cecily ją zrobiła? - Nie.Po prostukanapki pojawiły się na tym pierniczonym stole.Bez skórki.- Nie mów  pierniczony".Wydaje się, że naprawdę chciałabyś użyć jakiegośmocniejszego słowa.- Bo chciałam.Susan ugryzła kanapkę i spojrzała na Beth z dziwną miną, jakby dopieroteraz dotarł do niej sens jej słów.- Co?- Tylko jedna osoba potrafiła kiedykolwiek robić taką sałatkę.- Tak.I ta osoba nie jest całkiem martwa, choć fakty mówią co innego.- Liwie.Dziwne rzeczy dzieją się w tym domu, prawda?-Co ty powiesz.Przynajmniej nie będę czuła się samotna, kiedywyjedziecie.- Chyba nie boisz się zostać tutaj sama, co? Och, kochanie, nie pomyślałamo tym.- W porządku.Nie martw się; wezwę egzorcystę, jeśli będzie trzeba.- Bardzo zabawne.Prześlij rachunek Simonowi.Maggie podeszła do nich,by zobaczyć, co Beth niesie na tacy.- O, świetnie! Byłam pewna, że Cecily całkiem o tym zapomni! - Ugryzłakęs i spojrzała na zdumione twarze Beth i Susan.- Co? Przygotowałam ranodwa garnki sałatki i pokroiłam chleb.Dlaczego tak na mnie patrzycie?Częstujcie się, naprawdę mi się udały.- Proszę - powiedziała Beth, wręczając tacę swojej matce.- Ja muszę kogośudusić.Wzięła z barku butelkę wina i przeszła do kuchni, gdzie czekała na niąCecily.Zmiała się tak mocno, że łzy ciekły jej strumieniami po policzkach.- Będę musiała cię zabić - oznajmiła Beth.- O kurczę! Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! To było naprawdę coś.- Pewnie masz mnie teraz za łatwowierną idiotkę - odezwała się, choć trudnobyło jej zachować surową minę w obecności Cecily, która zanosiła sięśmiechem jak szalona.- Och, Beth, przepraszam cię.Naprawdę.Po prostu nie mogłam się oprzeć.Ale to nie oznacza, że ten dom nie jest nawiedzony, a ty dobrze o tym wiesz,prawda?- Tak.Wiem.No dobra, nieważne.- Machnęła ręką, zastanawiając sięjednocześnie, jak odegra się na Cecily. Ponownie napełniła winem kieliszki i pomyślała o zadziwiającej prawdzie,którą przed chwilą wypowiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki