[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W ogóle nie chciała ze mną gadać.Ale spotkałem ją potem jeszcze raz i próbowałemsię czegoś dowiedzieć o Susan, a ona zachowywała się tak, jakbym ją napadł czy co.Wrzeszczała  Zostaw mnie, zostaw mnie! i próbowała uciec, ale potem poznała, że to ja irozejrzała się naokoło, jakby ją ktoś śledził.- Kto? Nie powiedziała kto? Weed popatrzył na sufit.- Cholera.Jak ten facet miał na imię?- A więc jednak był ktoś? - Bernice wychyliła się naprzód, nie mogąc się doczekaćkolejnego słowa.- Thomas, jakiś facet, na imię miał Thomas.- Thomas! A nie powiedziała nazwiska?- Nie przypominam sobie żadnego nazwiska.Nigdy go nie spotkałem ani niewidziałem, ale jestem pewien, że miał ją w ręku.Zachowywała się tak, jakby wszędzie za niąłaził, gadał do niej, może groził, nie mam pojęcia.Wyglądało na to, że się go porządnie boi. - Thomas - wyszeptała Bernice.- Czy wiesz coś jeszcze o tym Thoma-sie? Cokolwiek.- Nigdy go nie widziałem.Nie mówiła, kim on jest, ani gdzie go spotyka.To byłotrochę dziwne.Najpierw ci mówi, jaki to on jest najwspanialszy na świecie, a zaraz potemchowa się przed nim i mówi, że ją śledzi.Bernice wstała i ruszyła w stronę drzwi.- Zdaje mi się, że powinna tu gdzieś być lista studentów.Zaczęła przetrząsać zawartość wszystkich biurek i regałów w przednimpomieszczeniu.Weed ucichł.Wyglądał na zmęczonego.- Dobrze ci idzie Kevin - pocieszał go Marshall.- No, trochę czasu już minęło.- Eee.Nie wiem, czy to ważne.- Przyjmij, że wszystko jest ważne.- No, chodzi o tego instruktora Pat.Zdaje mi się, że niektórzy od Kasepha, możenawet Susan, też mieli instruktorów.- No, ale przecież, jak mi się zdaje, Pat nie chciała mieć z nimi nic wspólnego.- Tak.No tak, racja.Marshall zmienił nieco kierunek rozmowy:- A ty.? A gdzie ty siedzisz w tej całej układance, pomijając twój związek z Susan?- Nigdzie, mówię ci! Cholera, nie chciałem mieć z tym nic wspólnego.- Też chodziłeś do tej szkoły?- No, na księgowość.Do licha, kiedy to wszystko się zaczęło i Pat się zabiła, mówięci, długo tam nie zabawiłem.Wiesz, nie chciałem być kolej - nymdelikwentem.Spojrzał na podłogę.- Moje życie od tamtej chwili to jedno piekło.- Pracujesz?- A jak, przy wyrębie dla Gorst Brothers, tam za Baker.Potrząsnął głową:- Nigdy bym się nie spodziewał, że jeszcze spotkam Susan.Marshall odwrócił się wstronę biurka i zaczął szukać jakiejś kartki.- No dobrze, musimy być w kontakcie.Daj mi nazwisko i adres, w pracy i w domu.Weed podyktował mu wszystko.- A jeśli mnie tam nie będzie, to możecie mnienajprawdopodobniej znalezć w gospodzie  Evergreen w Baker.- Dobrze, posłuchaj, kiedy tylko będziesz miał jakąś wiadomość od Susan, daj namzaraz znać, w dzień czy w nocy.Dał Weedowi wizytówkę, na której dopisał domowy numer telefonu.Wróciła Berniceze spisem studentów. - Marshall, telefon do ciebie.To chyba pilne - powiedziała.Potem zwróciła się doWeeda: - Kevin, może wyjdziemy stąd i przejrzymy ten spis.Może znajdziemy nazwisko tegofaceta.Weed wyszedł za Bernice, a Marshall podniósł słuchawkę.- Hogan - powiedział.- Hogan? Tu Ted Harmel.Marshall gorączkowo szukał długopisu.- Cześć, Ted.Dzięki, że dzwonisz.- Rozmawiałeś z Eldonem.- A Eldon rozmawiał z tobą? Harmel westchnął i powiedział:- Pakujesz się w kłopoty, Hogan.Dam ci jedną informację.Przygotuj sobie coś dopisania.- Jestem gotowy.Strzelaj.Bernice dopiero co pożegnała się z Weedem i odprowadziła go do drzwi, kiedy zeswojego biura wynurzył się Marshall z jakąś zabazgraną kartką papieru w dłoni.- I co? - zapytał.- Zero.Nie ma tam żadnych Thomasów, ani z imienia, ani z nazwiska.- No, ale jest to jakaś wskazówka.- Kto dzwonił?Marshall zamachał przed nią świstkiem papieru:- Dzięki Bogu za drobne przysługi.To był Ted Harmel.Twarz Bernice pojaśniała, a Marshall tłumaczył:- Chce się ze mną jutro spotkać, a tu napisałem, jak tam dojechać.Chyba jakaś wiochazabita dechami.Facet dalej ma kręćka jak cholera.I tak się dziwię, że nie kazał mi przyjść wprzebraniu, albo jeszcze w czym innym.- Ale nic na ten temat nie mówił?- Nie, nie przez telefon.Musimy być tylko we dwóch, na osobności.Przechylił sięnieco bardziej w jej stronę i powiedział:- On też uważa, że nasz telefon może mieć podsłuch.- Więc jak udowodnić, że to nieprawda?- Będzie to jedno z twoich kolejnych zadań.A oto pozostałe.Chwyciła notatnik,który leżał na biurku, i w miarę, jak Marshall mówił,sporządzała listę.- Sprawdzić książkę telefoniczną Nowego Jorku.- Już to zrobiłam.Nie ma ani jednego A.Kasepha. - No to możesz wykreślić.Dalej: sprawdzić w miejscowych agencjach obrotunieruchomościami.Jeśli Weed ma rację co do tego, że Kaseph rozgląda się tu za jakąśposiadłością, to ci ludzie powinni co nieco wiedzieć.Sprawdziłbym też w spisachprzedsiębiorstw.- Uhm.- A skoro już tu jesteśmy: pozbieraj wszystkie możliwe informacje na temat nowegowłaściciela Joe s Market.- To Joe już nie.?- Nie.Przedtemrzeczywiście należało to do Joe i Angeliny Carluccich, pisze się C-a-r-1-u-c-c-i.Chcę wiedzieć, dokąd wyjechali i kto jest teraz właścicielem.Postaraj się omożliwie konkretne odpowiedzi.- A miałeś jeszcze sprawdzić u tego twojego kumpla w Timesie.- Ach, Lemley - Marshall dopisał coś na swoim świstku papieru.- Wszystko? - zapytała.- Na razie tak.Póki co, może zajęlibyśmy się trochę gazetą.Przez cały czas - w trakcie ich spotkania z Weedem, a także pózniejszej rozmowy -Carmen siedziała przy swoim biurku i pracowała pilnie, sprawiając wrażenie, że nie słyszyani słowa.***Poranny plan pracy był bardzo napięty.Termin kolejnego wydania gonił ich istnymgalopem, ale koło południa skład mógł już iść do druku, a biuro zwolniło do normalnegotempa.Marshall odbył rozmowę z Lemleyem, starym towarzyszem broni z New YorkTimesa.Lemley zapisał wszelkie informacje na temat tego dziwnego typa, Kasepha, jakieMarshall posiadał i zobowiązał się tym zaraz zająć.Marshall jedną ręką odłożył słuchawkę, adrugą złapał marynarkę: kolejnym punktem programu było popołudniowe spotkanie z TedemHarmelem, od-ludkiem.Bernice pojechała do wcześniej ustalonych miejsc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki