[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W takim razie wkrótce wypełnimy nasze zadanie. Nie bądz tego taki pewny  ostrzegł go Conan. Porwanie twojej lubej spomiędzy tysiąca \ołnierzymo\e okazać się trudniejsze, ni\ myślisz, \e nie wspomnę o czarnoksię\niku, który mo\e \ywić wobec niejinne zamiary. Niewa\ne.Jesteśmy przecie\ bohaterami i nic nie stanie nam na drodze  odparł Manzur.Conan zdjął znad ogniska ro\en i wgryzł się w \eberka. Nie podzielam twojego szczerego przekonania, lecz być mo\e, z pełnym brzuchem poczuję się pewniej. Potrzebujesz natchnienia, Conanie. Manzur wsunął dłoń pod zbroję i wyciągnął plik pergaminów.Pozwól, \e przeczytam ci kilka moich poematów heroicznych. Poematów?  powtórzył ostro\nie Conan.Znał na pamięć pieśni i eposy swego ludu, lecz niewiele dziełpoznanych w cywilizowanych krajach wzbudziło jego uznanie.Manzur zaczął czytać.Następnego ranka ruszyli tropem Czerwonych Orłów.Około południa Conan zarządził postój, zsiadł z koniai uwa\nie przyjrzał się gruntowi.Na jego surowej twarzy odmalowała się dezorientacja. Co się stało?  zapytał Manzur. W tym miejscu do sogariańczyków przyłączyła się druga grupa jezdzców, o mniej więcej takiej samejliczebności. Równie\ sogariańczyków, czy te\ zaatakowali ich Hyrkańczycy? Ani jedni, ani drudzy  odparł Conan. Konie są podkute na turański sposób.Niektóre podkowy sązaopatrzone we wzmacniającą poprzeczkę, stosowaną tylko w turańskiej konnicy.Nie był to atak, leczpokojowe połączenie dwóch oddziałów  Cymmerianin wsiadł na konia i ujechali kawałek dalej.Conanwskazał na ziemię, na której Manzur potrafił dojrzeć jedynie chaotyczną plątaninę odcisków kopyt. Popatrz!  rzekł barbarzyńca. Obydwa oddziały jadą w odległości dziesięciu kroków od siebie.Mo\eto być wynikiem wojskowej dyscypliny, lecz mo\e równie\ wskazywać na wzajemny brak zaufania. Nie mam pojęcia, dlaczego sogariańska jazda miałaby połączyć się na tym pustkowiu z turańskimiwojskami  powiedział Manzur, potrząsając głową. Jest wiele rzeczy, o których nie wiemy  odparł Conan. Powinniśmy od tej chwili zachowywaćostro\ność.Ci ludzie nie nale\ą do armii Yezdigerda, chocia\ niektóre konie są podkute na kawaleryjskąmodłę.Turańska konnica posuwa się setkami, w podwójnej kolumnie, ze stale wysuniętymi stra\amibocznymi i awangardą.Ci partacze jadą bezładnie rzędem, jak im się \ywnie podoba.W ogóle nie wystawilistra\y.Podejrzewam, \e jedyni kawalerzyści wśród nich to dezerterzy.Poniewa\ dwóch ludzi jedzie szybciej ni\ dwa tysiące, dystans dzielący Conana i Manzura od tropionychjezdzców stale się zmniejszał.Wkrótce tropy stały się o wiele świe\sze.Obaj wędrowcy znalezli się włagodnie pofałdowanej okolicy.Gdzie indziej mo\na było traktować ją jako równinę, lecz na stepie nawetStrona 62 Maddox Roberts John - Conan dezerterniewielkie wzniesienia urastały do rangi wzgórz. Nie podoba mi się ta okolica  powiedział Conan.Manzur rozejrzał się.Step wydawał się taki sam, jak przedtem, z wyjątkiem niewielkich wzniesień izaklęśnięć terenu. Czemu? Trawy i krzaki nie wyglądają tak, jak powinny  odparł Cymmerianin. Niebo te\ ma inną barwę.Czujęw tym czary. W takim razie masz czulszy ode mnie nos  stwierdził Manzur. Być mo\e twoje prymitywnewychowanie, dalekie wędrówki i częste konflikty z nadnaturalnymi mocami wyostrzyły ci zmysły na te rzeczy.Sądzisz, \e ktoś w pobli\u para się magią? Mo\liwe  rzekł Conan. Przecie\ tropimy czarnoksię\nika.Czuję jednak, \e to miejsce jestniezwykłe.Miałem ju\ wcześniej podobne odczucia, zawsze w osobliwych zakamarkach Ziemi, z których jestblisko do innych światów.Manzur nie odpowiedział, zaskoczony słowami człowieka, który poznał rzeczy, jakie dane było prze\yćniewielu ludziom. Zwiat jest stary  kontynuował Conan. O wiele starszy, ni\ najśmielsze wyobra\enia filozofów.Trafiałem na prze\ytki pradawnych epok w parnych d\unglach Południa, wysoko w ośnie\onych górach i naspieczonych pustyniach.Znajdowałem tam budowle z osobliwego zielonego kamienia i gmachy wielkościobecnych miast.Spotykałem rasy ludzi i przedludzi, które gdzie indziej wyginęły na długo przed wyłonieniemsię Archeonu i nim jeszcze Atlantyda wydzwignęła się spod fal.Zawędrowałem na wyspę, gdzie o\yłyspi\owe pomniki.Do Manzura zaczęło docierać, \e Cymmerianin nie był nieokrzesanym dzikusem, za którego go uwa\ał.Zamilkł więc i słuchał uwa\nie. Dowiedziałem się od mędrców, \e ziemię pokrywają pasma czarodziejskiej mocy, wią\ące ją na kształtgigantycznej sieci.Tak jak w sieci, są miejsca, w których pasma krzy\ują się i splatają ze sobą.Czarodziejskie siły są tam potę\niejsze ni\ gdziekolwiek indziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki