[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaspanymwzrokiem spojrzała na zegar na magnetowidzie.Była druga wnocy.Jeszcze tylko cztery godziny i musi wstać i jechać doChrisa.Chris.Myśl o nim przypomniała jej sen.Pamiętała, że obudzi-ła się w sierocińcu i zobaczyła Chrisa jako ducha minionych świątBożego Narodzenia.Po epizodzie z Tomem Nelsonem i EvelynHardy zabrał ją.dokąd? Aha, tak.Do Bradych, do tamtej parymłodych ludzi, którzy, jak sobie kiedyś wyobrażała, mieli jąadoptować.Marcia Brady pakowała rzeczy Carole i płakała.Mążpróbował ją uspokoić zapewniając ją, że ją kocha i że chce ją miećtylko dla siebie, przynajmniej na jakiś czas.Carole doszła do wniosku, że może Marcia Brady mimowszystko bardzo ją kochała.W końcu Chris doprowadził ją do drzwi sierocińca, gdziejakaś szesnastolatka jak mówiła Evelyn Hardy, znalazła na ulicy małą dziewczynkę, którą właśnie trzymała na ręku.Dziewczynapodała niemowlaka Evelyn.Czyż nie jest to najodpowiedniejszemiejsce dla małej? Kiedy Evelyn poszła szukać Toma Nelsona,dziewczyna uciekła do pobliskiego lasu.Widzieli, jak siedziałaskulona pod wielkim dębem, tonąc we łzach.Carole zrozumiałateraz, że była to jej matka.- Zmieszne! - wykrzyknęła zrywając się na równe nogi.Był toostatecznie tylko sen.Jakieś głupie mrzonki, które wylęgły się wjej umyśle pod wpływem rozmowy z Chrisem, zmęczenia i tego,że zasnęła w chwili, gdy w telewizji emitowano akurat  Opowieśćwigilijną".Nie znaczyło to nic, poza tym że przeszłość, święta iróżne inne sprawy ciągle jeszcze miały dla niej wielkie znaczenie.Poszła do swego pokoju, nastawiła budzik, zdjęła z siebiewszystko oprócz majteczek i wsunęła się do swego ogromnegołoża.Zgniotła poduszkę z przesadną siłą i ułożyła się na boku.Chris Nicholas doprowadził do tego, że serce waliło jej jakmłotem.I potrafił ją nakłonić do opieki nad dzieckiem, chociażwcale tego nie chciała.Pójdzie do niego i zajmie się Tiną i Katy,ale w żadnym razie ta jedna rozmowa z nim nie może zmienić jejoceny własnej przeszłości. Czy nie wysyłasz co roku czeku do sierocińca?" - głos Chrisa,prosto ze snu, zabrzmiał jej w uszach.-  A kiedy po raz ostatnibyłaś tam z wizytą?"- Daj mi spokój - powiedziała głośno.Te słowa wyparły jegogłos z jej świadomości, ale zasnęła z niejasnym poczuciem włas-nej winy, a może i skruchy w sercu?Poniedziałek, 28 listopadaCarole przyjechała na farmę dokładnie o siódmej trzydzieści.Ku jej zdumieniu Chris zdążył już wyjść do pracy.Kiedy Brianzaprowadził ją do kuchni, pomyślała, że Chris w sposób właściwytchórzom wykręcił się wybierając to, co łatwiejsze.Słyszącodgłosy dochodzące zza zamkniętych drzwi, zaczęła się domy-ślać, co się tam dzieje.Brian popchnął wahadłowe drzwi otwie-rając je szeroko przed Carole, za którą kroczył Sebastian skrze-cząc głośno  Proszę wejść".W wielkim wesołym pokoju parowałharmider i bałagan. Jake siedział u jednego końca stołu na chybcika odrabiająclekcje.Lisa, z nienagannym makijażem, od niechcenia maczałakawałki naleśnika w syropie rozlanym na talerzyku.Każde zdzieci pozdrowiło ją z umiarkowanym zapałem.Mike przywitałCarole uśmiechem i propozycją:- Chcesz naleśnika?Dawid i Tad nie mogli się przywitać, ponieważ walczyli o to,kto pierwszy wypije swój sok owocowy.Carole założyła, że Katy śpi w plecionej kołysce pod ścianą,chociaż nie wiedziała, jak to jest możliwe w tych warunkach.- Jedz wreszcie te swoje naleśniki - warknął Brian, siadającobok wysokiego stołka Tiny.- No, prędzej - poganiał ją.Tina potrząsnęła głową.- Chcę, żeby ona mnie karmiła - powiedziała, wskazując naCarole.- To jest panna Chapman - wyjaśnił jej Brian.- Czy mogę ci dać buziaka? - spytała Tina.- Tata mnie niepocałował.Carole coś ścisnęło za serce.- Tina! - wrzasnęła Lisa.- Tata się spieszył.powiedziałnam, że coś się stało.I posłał nam wszystkim wspólnego całusa.Ateraz daj spokój pannie Chapman.- W porządku - powiedziała Carole, zbliżając się do wyso-kiego krzesełka Tiny.- Możecie mnie nazywać Carole.Takbędzie prościej.- To świetnie - ucieszył się Brian.- A może byś ją rzeczywi-ście nakarmiła, Carole? Ja muszę jeszcze wziąć prysznic.Jestemspózniony, bo szykowałem śniadanie.- Oczy wiście, że ją nakarmię.- Dzięki - zawołał kierując się do drzwi.- Ratujesz mi życie.Carole zajęła miejsce Briana i podała dziecku kawałek naleśnika.Mała uśmiechnęła się do niej w sposób, który tak bardzoprzypominał uśmiech Chrisa, że Carole zaparto dech i na chwilęprzestało jej bić serce.- Ale najpierw buziaka - nalegała Tina. - Oczywiście - odparła Carole i nachyliła się do pulchnegopoliczka małej.Ku jej zdumieniu, Tina wyciągnęła pulchne rącz-ki, jedną łapiąc za rękaw jedwabnej bluzki Carole, a drugą przy-suwając do siebie jej twarz.- Do licha, Tina, patrz, co robisz! - powiedział z oburzeniemJake.Carole cofnęła się i na swojej kosztownej bluzce zobaczyłalepki ślad rączki Tiny, razem z kawałkami naleśnika.- Nic nie szkodzi.Naprawdę.- Tina uprze - oświadczyła mała łapiąc serwetkę i przy okazjiprzewracając szklankę z sokiem.Zanim Carole zdążyła na tozareagować, sok pomarańczowy przelał się przez brzeg tacyprosto na jej kolana.- Tina! - krzyknął chór czterech przerażonych głosów w ide-alnym unisono.Machinalnie Jake sięgnął po garść serwetek i rzucił je w stronęCarole.Odwróciła wzrok od plamy na importowanych wełnianychspodniach za sto pięćdziesiąt dolarów i napotkała szeroko otwarteoczy Jake'a, w których czaił się strach przed karą, znacznieprzewyższającą wykroczenie.- Bardzo przepraszam - powiedział.- Ona nie chciała.To byłwypadek.- Przepraszam - zawtórowała mu Tina.Carole patrzyła na Jakea i przez głowę przemknęły jej wczo-rajsze słowa Chrisa. Ojciec bił go bardzo często".Serce ścisnęłojej się boleśnie.Jake bał się, że Carole zachowa się tak jak jegoojciec.- Jesteś na mnie wściekła? - spytała Tina.Jej śliczne usteczkadrżały, a szeroko otwarte oczy lśniły od łez.Carole uśmiechnęła się uspokajająco do Jake'a biorąc od niegoserwetki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki