[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mógł jednak nic lepszego wymyślić.Ale ponieważ Giulia Lazzari nieznała dobrze angielskiego i pisała fonetycznie, niegramatycznie i dziecin-nym charakterem pisma, jej list nabrał cech autentyczności, których zabra-kło słowom.Podkreślała poszczególne wyrazy, przepisywała je, niektórezdania Ashenden podyktował po francusku.Kilka razy łzy kapnęły na pa-pier, rozmazując słowa. Teraz panią pożegnam  powiedział Ashenden. Mam nadzieję, żekiedy znowu się zobaczymy, będę mógł pani oznajmić, że może pani jechaćdokąd zechce.A dokąd pani chce jechać? Do Hiszpanii. Doskonale, wszystko odpowiednio przygotuję.Wzruszył ramionami i odszedł.Teraz nie pozostało mu nic innego, jaktylko czekać cierpliwie.Tego samego dnia, po południu, wysłał gońca doLozanny, a następnego dnia rano udał się na przystań, aby zaczekać naprzypłynięcie statku.Niedaleko kasy znajdowała się poczekalnia i poleciłdetektywom, aby zostali w niej gotowi do akcji.Po przypłynięciu statkupasażerowie zgromadzili się przy wyjściu, ale zanim zezwolono im zejść nabrzeg, wpierw sprawdzono wszystkim paszporty.Gdyby Chandra przypły-nął i pokazał swój paszport (a prawdopodobnie podróżował pod fałszywymnazwiskiem, z fałszywym paszportem wystawionym przez jakieś neutralnepaństwo), wówczas poproszą, aby zaczekał, a Ashenden zidentyfikuje go.Potem zostanie aresztowany.Ashenden z pewnym podnieceniem obserwo-wał przybycie statku i niewielką grupkę ludzi zgromadzonych przy wyjściu.Przyglądał się im uważnie, ale nie zauważył nikogo, kto w najmniejszymchoćby stopniu przypominał Hindusa.A zatem Chandra nie przypłynął.Ashenden nie wiedział, co robić.Odkrył już ostatnią kartę.Do Thononprzypłynęło mniej niż tuzin osób.Sprawdzono ich paszporty i przepuszczo-no, a potem wolno przeszli wzdłuż nadbrzeża. Nie ma go  rzucił w kierunku Felixa, który sprawdzał paszporty.Człowiek, na którego czekałem, nie przypłynął. 124  Mam dla pana list.Podał Ashendenowi kopertę, na której natychmiast rozpoznał pajęczycharakter pisma Chandry.Zaadresowana była do madame Lazzari.W tymmomencie w dali zamajaczyła sylwetka parostatku z Genewy, który płynąłdo Lozanny i dalej na sam koniec Jeziora Genewskiego.Przypływał co-dziennie do Thonon, w dwadzieścia minut po odpłynięciu statku, któryzmierzał w przeciwnym kierunku.Nagle Ashenden doznał olśnienia. Gdzie jest człowiek, który dostarczył ten list? W biurze. Oddaj mu go i powiedz, żeby zwrócił temu, kto mu go wręczył.Niech powie, że zaniósł go adresatce, ale ona nie przyjęła listu i odesłała goz powrotem.Jeżeli ta osoba poprosi, aby zabrał następny list, to niech po-wie, że to i tak nie ma sensu, ponieważ adresatka pakuje już rzeczy i wyjeż-dża z Thonon.Poczekał do chwili, gdy wykonano jego polecenie i wrócił do swegomałego domku na wzgórzu.Następny statek, którym ewentualnie mógłby przypłynąć Chandra,przybijał do przystani około piątej, ale mając o tej porze dość ważne spo-tkanie z agentem pracującym w Genewie, Ashenden uprzedził Felixa, żemoże się kilka minut spóznić.Gdyby Chandra przypłynął, można go z ła-twością zatrzymać.Nie było sensu się spieszyć, ponieważ pociąg, którymAshenden miał jechać do Paryża, odjeżdżał dopiero po ósmej.Po załatwie-niu swoich spraw poszedł wolnym krokiem w kierunku jeziora.Było jesz-cze jasno i schodząc ze wzgórza, dostrzegł odpływający statek.Odruchowoprzyspieszył kroku.Nagle ujrzał, że ktoś biegnie w jego stronę i rozpoznałczłowieka, który zabrał ze sobą list. Szybko, szybko  wołał. On tam jest.Serce Ashendena zabiło mocniej w piersi. Nareszcie.Zaczął biec, a zdyszany kurier zaczął mu opowiadać, jak Chandra ode-brał od niego nie otwarty list.Kiedy wcisnął go w rękę Hindusa, ten zbladł przerazliwie ( Nigdy nie przypuszczałem, że Hindus może aż tak zmienić125 barwę skóry , powiedział) i obracał go tak długo w palcach, jakby nie mógłpojąć, co tu robi jego własny list.Z oczu spłynęły mu łzy i stoczyły się popoliczkach.( To wyglądało groteskowo, przecież pan wie, jaki on jest gru-by ).Powiedział coś w niezrozumiałym dla owego człowieka języku, po-tem zapytał po francusku, kiedy odpływa statek do Thonon.Kiedy weszlina pokład, zaczął się za nim rozglądać, ale nigdzie go nie widział.Potemjednak dostrzegł go, jak stał samotnie na dziobie, otulony w płaszcz i zkapeluszem głęboko zsuniętym na oczy.W czasie podróży cały czas wzrokmiał wlepiony w Thonon. Gdzie teraz jest?  zapytał Ashenden. Wysiadłem pierwszy i Felix polecił mi iść do pana. Sądzę, że ściągnęli go do poczekalni.Ashenden prawie bez tchu dobiegł do nadbrzeża.Wpadł do poczekalni.Stała tam, zgromadzona wokół leżącego na podłodze ciała, grupa krzyczą-cych głośno i żywo gestykulujących ludzi. Co się stało?  krzyknął.]p Proszę spojrzeć  powiedział Felix.To leżał Chandra Lal, jego oczy były otwarte, a z ust sączyła się cienkastrużka piany.Jego ciało było przerażająco wykręcone. Zabił się.Posłaliśmy po lekarza.Był szybszy od nas.Ashendena przeszył nagły dreszcz grozy.Kiedy Hindus wysiadł na brzeg, Felix domyślił się z opisu, że to ten po-szukiwany człowiek.Było tylko czterech pasażerów.On był ostatni.Felixcelowo dłużej przeglądał paszporty trzech poprzedzających go pasażerów, apotem wziął w obroty Hindusa.Miał paszport hiszpański i wszystko byłocałkiem w porządku.Felix zadał mu kilka formalnych pytań i zanotowałodpowiedzi na odpowiednim formularzu.Potem spojrzał na niego uprzejmie i stwierdził: Niech pan na chwilkę wejdzie do poczekalni.Musimy jeszcze zała-twić kilka formalnych spraw. Czy z moim paszportem jest coś nie w porządku?  zaniepokoił się Hindus.126  Ależ nie.To nie o to chodzi.Chandra zawahał się, ale podszedł za urzędnikiem do drzwi poczekalni.Felix otworzył drzwi i odsunął się na bok. Entrez.Chandra wszedł, a dwaj detektywi wstali.Z pewnością od razu zorien-tował się, że to są policjanci i że wpadł w zastawioną pułapkę. Proszę usiąść  polecił Felix. Chciałbym panu zadać kilka pytań. Bardzo tu gorąco  powiedział Hindus i rzeczywiście stał tam piec,który buzował jak piekarnik. Jeśli pan pozwoli, zdejmę płaszcz. Oczywiście  uprzejmie zgodził się Felix.Z pozornym wysiłkiem zdjął płaszcz i odwrócił się, aby złożyć go nakrześle.Zanim zdążyli się zorientować, co się dzieje, ze zgrozą ujrzeli, jaksię zatacza i ciężko pada na podłogę.Zdejmując płaszcz i odwracając się odnich, zdążył połknąć zawartość buteleczki, którą ciągle jeszcze trzymał wzaciśniętej dłoni.Ashenden powąchał.Poczuł wyrazny zapach gorzkichmigdałów.Przez chwilę patrzyli na leżącego.Felix zaczął się usprawiedliwiać. Będą się na mnie wściekać?  zapytał w końcu nerwowo. To nie twoja wina  oznajmił Ashenden. W każdym razie, nie mo-że już nikomu zaszkodzić.Jeśli o mnie chodzi, to nawet się cieszę, że samsię zabił.Myśl, że zostanie rozstrzelany, nie była dla mnie zbyt przyjemna.Kilka minut potem zjawił się lekarz i wydał orzeczenie o zgonie. Kwas pruski  poinformował Ashendena.Ashenden skinął głową. Pójdę zawiadomić madame Lazzari  oświadczył. Pozwolę jej, je-śli zechce, zostać tu kilka dni dłużej.Ale oczywiście może wyjechać nawetdziś wieczór [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki