[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj też mieli nadzieję, że tym samym straszliwespotkania z Ciemnym Zwiatłem dobiegły końca.Mijały kolejne godziny wypełnione niespokojnymsnem, odmierzane porami posiłków.Gdy chłopcyodzyskali już nieco siły, dzielili czas międzynerwowe przechadzanie się po celi, leżenie na półce ikrzyczenie przez drzwi, co oczywiście i tak nieprzynosiło żadnych efektów.W mdłym,niezmiennym świetle zupełnie stracili poczucieczasu, nie wiedzieli, czy mijają tylko godziny, czyteż całe dnie.Za ścianami celi toczyły się zawiłe procesy, któremiały zadecydować o ich losie  dochodzenia,spotkania i narady, wszystkie prowadzone wtajemnym, zgrzytliwym języku Styksów.Chłopcy, niczego nieświadomi, robili co w ich mocy, by nie upaść na duchu.Godzinami rozmawialiszeptem o różnych sposobach ucieczki, zastanawialisię wspólnie, czy Rebeka w końcu odkryje prawdę iprzyjdzie im na ratunek.Byli na siebie wściekli, żenie zostawili żadnego listu! A może to ojciec Willabył odpowiedzią na wszystkie problemy? Może onmógł ich jakoś wydostać z tego miejsca? I jakiż tomieli dziś dzień tygodnia? I, co ciekawsze, skoro niemyli się już od tylu dni, ich ubrania musiały okropnieśmierdzieć, dlaczego więc w ogóle nie czuli swojegozapachu?Podczas jednej z takich rozmów, kiedy debatowalinad tym, kim są wszyscy ci ludzie i skąd się tuwzięli, zazgrzytała nagle klapka judasza i do celizajrzał Drugi Oficer.Chłopcy natychmiast umilkli,czekając, aż ucichnie nieprzyjemny szczęk zamka, adrzwi otworzą się na całą szerokość i ukażą impotężną, ponurą postać policjanta.Który z nichpójdzie tym razem? Goście.Chłopcy spojrzeli na siebie ze zdumieniem. Goście? Do nas?  spytał Chester zniedowierzaniem.Policjant pokręcił wielką głową i spojrzał naWilla. Ty. A co z Ches.? Wychodz.JU%7ł!  wrzasnął Drugi Oficer. Nie martw się, Chester.Nigdzie bez ciebie nie pójdę  oświadczył z mocą Will, zwróciwszy się doprzyjaciela, który usiadł z powrotem na półce,uśmiechając się smutno i kiwając głową.Will wstał i wyszedł powoli na korytarz.Chesterczekał w milczeniu, aż drzwi się za nim zatrzasną.Osamotniony spojrzał na swoje ręce, szorstkie ioblepione brudem.Ogarnęła go ogromna tęsknota zadomem i wszystkimi wygodami, jakie się tamznajdowały.Coraz częściej nie mógł sobie poradzić zpoczuciem bezradności i dojmującą, niemal fizyczniebolesną frustracją.Czuł, jak jego oczy wypełniają sięłzami.Nie, nie będzie płakał, nie da im tejsatysfakcji.Wiedział, że Will coś wymyśli, a kiedyjuż się to stanie, on będzie gotowy. Daj spokój, mięczaku  upomniał po cichusamego siebie, ocierając rękawem oczy. Na ziemięi dwadzieścia  dorzucił, naśladując głos swegotrenera, po czym położył się na podłodze i zacząłrobić pompki, odliczając głośno.Tymczasem Will znalazł się w pokoju opobielonych ścianach i wypolerowanej podłodze.Naśrodku pomieszczenia stał wielki dębowy stół, awokół niego kilka krzeseł.Za stołem siedziały dwiepostacie.Will nie widział ich wyraznie, gdyż jegowzrok, przywykły do ciemności zalegających w celi,nie dostosował się jeszcze do jasnego światła.Chłopiec przetarł oczy, a potem spojrzał na siebie.Brudna koszula poplamiona była jego wymiocinami. Przeciągnął po niej dłonią, a potem podniósł wzrokna dziwne okno lub świetlik, umieszczone na ścianiepo jego lewej ręce.Powierzchnia szkła, jeśli torzeczywiście było szkło, kryła w sobie dziwną,granatowo-czarną głębię.Wydawało się, że głębia tapochłania wszelkie światło, nie odbijał się w niejnawet blask kul zawieszonych w pokoju.Z nieznanego powodu Will nie mógł oderwać oczuod czarnego okna.Nagle wszystko zrozumiał.Ogarnęło go nowe, choć zarazem dobrze mu znaneuczucie: oni tam byli.Oni przyglądali się temuwszystkiemu.Im dłużej wpatrywał się w ciemność,tym bardziej go wypełniała, podobnie jak CiemneZwiatło.Poczuł gwałtowny napad bóluprzeszywającego głowę.Przechylił się gwałtowniedo przodu, jakby miał zemdleć, na szczęście wostatniej chwili trafił wyciągnięta odruchowo lewąręką na oparcie krzesła.Policjant, widząc, co siędzieje, chwycił go za drugą rękę i pomógł mu usiąśćnaprzeciwko dwójki nieznajomych.Will wziął kilka głębokich oddechów, czekając, ażzawroty głowy miną.Uniósł wzrok, gdy ktośzakasłał.Naprzeciwko siedział barczysty mężczyzna,a obok niego  trochę z tyłu  mały chłopiec.Mężczyzna przypominał wielu spośród tych, którychWill miał już okazję zobaczyć  równie dobrzemógłby to być Drugi Oficer w cywilnym ubraniu.Nieznajomy wpatrywał się w Willa z ledwie skrywaną pogardą.Jednak chłopak był zbytoszołomiony i zmęczony, by się tym przejmować,odpowiedział więc mężczyznie tępym, pozbawionymwyrazu spojrzeniem.W tej samej chwili zgrzytnęły nogi przesuwanegopo podłodze krzesła, a Will przeniósł spojrzenie nachłopca, który przybliżył się właśnie do stołu.Dzieciak przyglądał mu się z ogromnymzaciekawieniem.Miał szczerą, przyjazną twarz.Właściwie była to pierwsza przyjazna twarz, jakąWill widział od chwili aresztowania.Przypuszczał,że chłopiec jest od niego młodszy o kilka lat.Miałkrótko przycięte, niemal białe włosy, niebieskie oczylśniły figlarnie.Na ustach chłopca błądził lekkiuśmiech, który wydawał się Willowi dziwnieznajomy.Próbował sobie przypomnieć, gdzie gowidział, lecz jego umysł był zbyt otępiały ioszołomiony.Spojrzał na chłopca spodprzymrużonych powiek, ponownie usiłując odszukaćw pamięci jego obraz, lecz bez rezultatu.Czuł się tak,jakby pływał w mrocznym basenie i próbowałznalezć coś cennego, posługując się tylko zmysłemdotyku.Znów zaczęło mu się kręcić w głowie,zamknął więc oczy i zacisnął mocno powieki.Słyszał, jak nieznajomy mężczyzna odchrząkuje. Nazywam się Jerome  oświadczył urzędowym,bezbarwnym tonem.Słychać było wyraznie, że nieczuje się dobrze w tej sytuacji i chciałby jak najszybciej zakończyć spotkanie. To jest mój syn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki