[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet elementy dekoracyjne w Queen's Head, których zresztą było niewiele, miałyzwiązek z psami.Wypchane psy w brudnych szklanych pojemnikach sta nad barem,łyskórzane obroże zwisały z sufitu, a nad kominkiem ryciny psów, w tym rysunek sławnego"cudownego psa" Tiny'ego - białego buldoga, którego wyczyny były znane w tamtychczasach każdemu.Jimmy Shaw, tęga figura ze złamanym nosem, chodził po sali i krzyczał donośnymgłosem:- Zamawiajcie, panowie.W Queen's Head nawet najlepiej wychowany dżentelmen pił bez słowa grzanygin.Właściwie nikt nie zauważał, w jak obskurnej spelunie przebywa.Nikt także niezwracał uwagi na to, iż większość psów miała okropne szramy na pyskach, grzbietach ikończynach.Nad barem widniał pokryty sadzami napis:KA%7łDY CZAOWIEK MA SWOJE UPODOBANIE W RZECZYWISTOZCI TOSZCZURZY SPORTJeśli ktoś nie rozumiał znaczenia tego napisu, jego wątpliwości rozwiały się odwudziestej pierwszej, kiedy to kapitan Jimmy wydał polecenie, by oświetlić wybieg.Całe towarzystwo zaczęło kierować się ku schodom na pi ętro.Każdy mężczyzna prowadził ze sobą psa i zanim na nie wkroczył, rzucał szylinga do ręki stojącego przyschodach asystenta.Piętro Queen's Head to było duże pomieszczenie, równie niskie jak to na parterze,całkiem puste; znajdował się tam tylko wybieg - owalna arena o średnicy sześciu stóp,otoczona barierką z listew wysoką na cztery stopy.Przed ka żdą serią walk podłogęwybiegu posypywano wapnem.Gdy widzowie dotarli na piętro, ich psy od razu si ę ożywiły: szczekały zajadle,szarpały się na rękach właścicieli lub ciągnęły za smycze.Kapitan Jimmy polecił surowo:- Panowie, uciszcie swoje psy!Próbowano to uczynić, ale wysiłki spełzły na niczym, zw łaszcza że przyniesionopierwszą klatkę ze szczurami.Na ich widok psy zaczęły szczekać jeszcze wścieklej i warczeć.Właściciel pubutrzymał zardzewiałą drucianą klatkę nad głową, kołysząc nią w powietrzu.Wewnątrzmiotało się na wszystkie strony około pięćdziesięciu gryzoni.- Same najlepsze, panowie - oświadczył.- Każdy urodzony poza miastem i nie mapomiędzy nimi żadnych kanałowców.Kto chce spróbować?W sali było już pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt osób.Widzowie opierali się o barierkiwybiegu.Wszyscy ściskali w dłoni pieniądze.Ponad ogólnym zgiełkiem, z tyłu, ktośkrzyknął:- Ja spróbuję z dwudziestką.Dwadzieścia najlepszych dla mojej pupilki.- Zważcie sukę pana T.- polecił Jimmy, który znał zgłaszającego się mężczyznę.Podbiegli asystenci i wzięli buldoga z rąk siwobrodego, łysiejącego dżentelmena.Zważyli psa.- Dwadzieścia siedem funtów! - ogłosili, po czym suka wróciła do właściciela.- Dobrze więc, panowie - rzekł Jimmy.- Pies waży dwadzieścia siedem funtów ima się zmierzyć z dwudziestoma szczurami.Cztery minuty?Pan T.przytaknął.- A więc cztery minuty, panowie.Znacie warunki, więc możecie robić zakłady.Zróbcie miejsce dla pana T.Siwobrody dżentelmen podszedł do wybiegu, wciąż trzymając psa na rękach.Zwierzę było czarno-białe i warczało, podniecone.Jego właściciel, zagrzewająculubienicę do walki, sam wydawał podobne dzwięki.- Zobaczmy je - rzekł. Asystent otworzył klatkę i sięgnął do środka, by chwytać szczury gołymi rękoma.Było to ważne: w ten sposób udowadniał, że istotnie pochodzą spoza miasta i nie sązarażone żadnymi chorobami.Asystent wybrał "dwadzieścia najlepszych" i rzucił je nawybieg.Zwierzęta pędziły po obwodzie, aż wreszcie zbiły się w skłębioną ruchliwą masę.Gotowi? - Kapitan Jimmy wymachiwał stoperem.Tak - odparł pan T., warcząc i mrucząc do swej suki.Wśród widzów rozległy się krzyki zachęty:- Roznieś je! Roznieś je!Dobrze urodzeni, szlachetni dżentelmeni w jednej chwili zapomnieli, kim są, i wrazz pospólstwem dmuchali i fukali na gryzonie, które jeżyły sierść w nagłym napadzie furii.- Iiii.już! - krzyknął gospodarz.Pan T.puścił psa na wybieg.Sam natychmiast się schylił, tak że jego głowaznalazła się na poziomie krawędzi barierki.W tej pozycji zachęcał buldogapokrzykiwaniem i warczeniem.Suka skoczyła torując sobie drogę w kłębowisku szczurów i z rozp ędu chwytając jeza karki, jak przystało na wojowniczkę.Zabiła od razu trzy lub cztery.Widzowie wrzeszczeli i wyli na równi z w łaścicielem, który nie spuszcza ł oczu zwalczących zwierząt.- Tak! - krzyczał pan T.- Ten już nie żyje! Rzuć go! Ruszaj dalej! Wrrrr! Dobrze,następny! Rzuć go! Naprzód! Wrrrr!Pies rzucał się błyskawicznie od szczura do szczura.Nagle jeden z łapał go za nosi trzymał kurczowo.Buldog nie mógł się go pozbyć.- Oszustwo! Oszustwo! - zawył tłum.W końcu suka, wyjąc z bólu, gwałtownym uderzeniem o barierę strząsnęłaprzeciwnika i popędziła za resztą.Teraz zabitych już było sześć szczurów, a ichokrwawione ciała leżały na podłodze wybiegu.- Minęły dwie minuty - ogłosił kapitan Jimmy.- Dalej, Lover, dobra Lover! - wrzeszczał pan T.Ruszaj, mała.Wrrrr! Masz go!Rzuć go! Dalej, Lover!Buldog pędził po arenie w pogoni za swymi ofiarami.Tłum wrzeszczał i walił wdrewniane ogrodzenie, aby rozdrażniać zwierzęta.W pewnej chwili na ciele i pyskuLover wisiały cztery szczury, ale nie powstrzymywało to jej: zmiażdżyła, kolejnego wpotężnych szczękach.W takim zamieszaniu nikt nie zauważył rudobrodego dżentelmena o dostojnym wyglądzie, który przepchnął się przez ciżbę.Zatrzymał się wreszcie obokpana T., którego uwaga bez reszty skupiona była na pupilce.- Trzy minuty - obwieścił Jimmy.W tłumie rozległy się pomruki niezadowolenia.Minęły trzy minuty, a pies zabiłzaledwie dwanaście szczurów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki