[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potemodjechali beze mnie.- Co? - Alec zmarszczył brwi.- Po prostu cię tam zostawili?- Wiedzieli, że byłam z tobą umówiona i musiałam się już zbierać, ale tak, zostawilimnie.- Co za palanty! - Miał ochotę znalezć ich obu i przyłożyć im.- Co zrobiłaś?- Podjechałam do wyciągu, żeby dostać się na miejsce spotkania z tobą.Ale byłamwściekła i roztrzęsiona.I nagle przyszła moja kolej i.nie wiem, co się stało.Po prostu.-Znowu napłynęły jej łzy.- Nie mogłam wsiąść na wyciąg.- Już dobrze.Przyciągnął ją do siebie i przytrzymał mocno.%7łałował, że nic więcej nie może zrobić.Ale Christine właśnie tego było trzeba - żeby ktoś ją przytulił.Powoli panika ściskająca jejpierś zaczynała ustępować. - Ej - powiedział Alec, głaszcząc ją po plecach.- Może odwiozę cię do domu?Odpoczniesz chwilę.Potem, jak wrócę z pracy, pójdziemy się trochę zabawić.- Nie, nie chcę.- Westchnęła i oparła głowę na jego ramieniu.- Jak wrócę, Robbiebędzie wiedział, że się zdenerwowałam, i zacznie się nade mną litować.Nie cierpię tego.Ojciec w ogóle nie zauważa takich rzeczy, ale Robbie od razu.To go nie powstrzymuje przedwytarciem moim ego kortu tenisowego, ale widzi, co się dzieje.Uważa tylko, że powinnamsobie odpuścić.Aatwo mu mówić.Nigdy nie musiał zwracać na siebie uwagi.- Uniosła głowęi spojrzała na Aleca.- Dlaczego rodziny są takie skomplikowane? Jak można kochać i niecierpieć tych samych ludzi?- Nie wiem.Ale rozumiem, co czujesz.- Szkoda, że.- Co?Nagle poczuła gulę w gardle.- Szkoda, że rodzice nie kochają mnie tak jak Robbiego.- Och, Chris.Objął ją.Zacisnęła powieki.Wściekała się, bo łzy płynęły dalej.Co za początek pierwszejrandki z Alekiem - od razu musiała mu się wypłakać.Wyprostowała się, postanawiając sobie,że zapanuje nad emocjami.- Ale wiesz, co się mówi.Gdyby życzenia były skrzydłami, żaby nie obijałyby sobietyłków, próbując polecieć.Zaśmiał się.- Myślałem, że mówi się, że gdyby życzenia był końmi, wszyscy żebracy by jezdzili.- Znasz tę wersję, bo jesteś milszy ode mnie.I bardziej czarujący.- Zgadza się.Mów mi Czaruś.- Jego uśmiech poprawił jej humor.- Uważam, że jesteśbardzo miła.Otarła twarz.- I nie klniesz tyle co ja.- Nim zaczniesz myśleć, że jestem chodzącym ideałem, podam ci dobrewytłumaczenie.- Jakie?- Widzisz, to jest tak.Każdy przy narodzinach dostaje pewien przydział przekleństw.Dość szybko zdałem sobie sprawę, że mój ojciec i brat błyskawicznie wykorzystają swójzapas.Więc postanowiłem być hojny i oddałem im swój.- Widzisz? Jesteś czarujący.- Uśmiechnęła się do niego.- I bardzo słodki.- Nie, na pewno nie słodki.- Wzruszył ramionami.- Zgodzę się na czarującego. Czarujący jest w porządku.Ale nie słodki i nie milutki.- Ale taki właśnie jesteś.- Nie.Fuj.Ohyda.Tfu! - Obrócił się w bok i udał, że wymiotuje w śnieg.- Przestań! - Ze śmiechem szturchnęła go w ramię.Odwrócił się i złapał ją za rękę.- Tylko jak mnie pocałujesz.- A dlaczego miałabym to robić?Przechyliła głowę i pomyślała, że Alec cudnie wygląda z włosami rozświetlonymisłońcem.I tak szybko zamienił jej łzy w śmiech.Dotknął jej policzka, a jego spojrzenie z rozbawionego zamieniło się w namiętne.- Bo odkąd cię spotkałem, nie potrafiłem myśleć o niczym innym.Jej serce zabiłoszybciej, ale tym razem z pożądania, a nie paniki, gdy przejechał kciukiem po jej dolnejwardze.- Tu są ludzie.- Zbyt zajęci jazdą, żeby zwrócić uwagę.Pocałuj mnie.- Dobrze - westchnęła i zamknęła oczy, gdy zbliżył twarz.W pocałunkach Aleca nie było nic  słodkiego albo  milutkiego.Jego usta zamknęłysię na jej wargach w sposób, który ożywiał całe jej ciało, aż pragnęła poczuć jego skórę naswojej i zamienić ból pragnienia w przyjemność.Z jękiem objęła go za szyję i odpowiedziała pocałunkami.- Komunikat do 14B23, jak mnie słyszysz? - odezwał się poważny kobiecy głos.Zaskoczona Christine odskoczyła i rozejrzała się, ale nikogo nie zobaczyła.- Niech to! - Alec pogrzebał w kieszeniach kurtki.- Poczekaj.- Cmoknął ją w usta iwyjął krótkofalówkę.- Mówi 14B23, słucham.Zaśmiała się i przycisnęła dłoń do bijącego serca.- Mamy zgłoszenie lawiny w kotlinie Cutter - wyjaśniła kobieta.- Zwiadkowie mówiąo zasypanych trzech osobach na skuterach śnieżnych.Jedną ofiarę znaleziono żywą, alenieprzytomną.Pozostałe dwie nadal są zasypane.Odbiór.- Przyjąłem.- Alec wyprostował się i rozejrzał po horyzoncie, rozmawiając przezkrótkofalówkę.Wyczuwając podniecenie, Buddy zakręcił się w miejscu gotowy, żeby ruszać.- Powiadom porucznika Kreigera, żeby zabrał mnie spod trasy do kotliny i powiadomwszystkich, z którymi zdołasz się skontaktować.- Odłożył radio.- Wygląda na to, że muszęsię zbierać.Dasz sobie radę? Mogę wezwać z powrotem Trenta.- A może tobie przyda się pomoc?- Przy lawinie? Skarbie, przyda mi się każdy kopiący! Ale dasz radę? - Zdecydowanie.- Ekscytacja wyparła wszelkie inne uczucia, kiedy zakładała kask.- Dobrze więc.- Zsunął gogle.- Do roboty! ROZDZIAA 11Helikopter?! - Christine przekrzykiwała huk śmigieł, gdy pękata stara maszyna prawiewylądowała jej na głowie.W przeciwieństwie do wozu Aleca na tym pojezdzie nie było ani lśniącego lakieru, aninapisu, który by świadczył o tym, że to oficjalna własność hrabstwa.Wyglądał nawyciągnięty z demobilu, a właściwie z wojskowego śmietnika.Zaczęła ją ogarniać panika ijej głos stał się bardziej piskliwy.- Nie powiedziałeś mi, że będziemy lecieć helikopterem.- Schyl się!Alec położył rękę na jej kasku i zmusił ją do schylenia się, kiedy śmigłowiec lądował.Podmuch śmigieł prawie zwalił ją z nóg.Drzwi się otworzyły i w środku zobaczyła dwóchmłodszych chłopaków z wieczoru kawalerskiego.- Chodz! - krzyknął Alec.- Wsiadaj!Jeden z chłopaków złapał jej narty, a drugi chwycił ją za rękę.Ze względu na to, żetuż za nią stał Alec i Buddy, nie miała wyboru.Nim się zorientowała, już siedziałaprzyciśnięta plecami do ściany helikoptera.Serce jej zamarło, gdy poderwał się z prędkościąekspresowej windy, zostawiając jej żołądek gdzieś w tyle.Wiele razy w życiu latała, ale zawsze wielkimi ładnymi samolotami pasażerskimi.Nigdy niczym tak małym, niemal zaczepiającym o czubki drzew w smaganej wiatremgórskiej dolinie.Zamknęła oczy i przyjrzała się własnemu lękowi.Po raz drugi tego dnia zaliczy atakpaniki w pełnej krasie czy tym razem to będzie coś mniejszego? Powoli oddychając, słuchała,jak Alec rozmawia z pilotem, jak skrzeczy jego krótkofalówka, jak dudni silnik i śmigłahelikoptera.Jak na razie szło jej niezle.Może dać radę.Da radę.Chociaż naprawdę wolałaby,żeby żołądek nadążał za resztą ciała.- Ej, przydadzą ci się buty? - Ktoś szturchnął ją ramię.- Co?Otworzyła oczy i zobaczyła, że dzieciak o płomienno - rudych włosach patrzy na nią.O ile dobrze pamiętała, to Brian, a wysoki, chudy blondyn, który z przodu sprawdzałzawartość plecaków, to Eric.- Buty.- Brian wskazał na jej stopy.- W tych niewiele zdziałasz.- Och.Racja. Zobaczyła, jak Alec na siedzeniu obok pilota rozpina narciarskie buty.- Dobra, przyjąłem - powiedział przez krótkofalówkę.- Proszę o jeden śmigłowiec idrugi w pogotowiu.Za dwie minuty powinniśmy być na miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki