[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciała chłopcaniepokoić i zamierzała go strzec z daleka.Nie dostrzegł jej.Czuł taką potrzebę ruchu i wędrówki, że już ledwie odczuwał ból wręce.Przyszło mu do głowy, że powinien iść całą noc, cały dzień, bez przerwy, ponieważ nicinnego nie ukoi gorączki, która paliła mu ciało.Zerwał się wiatr, jak gdyby jednoczył się zWillem w żalu.Było cicho, uderzające w plecy chłopca powietrze zachęcało go do dalszejwspinaczki i rozwiewało mu włosy; wokół Willa i w nim coś się działo.Chłopiec wchodził coraz wyżej, prawie nie myśląc o tym, czy odnajdzie powrotnądrogę do Lyry, aż dotarł na niewielki płaskowyż; wydawało mu się, że stoi na szczycieświata.Rozejrzał się i zobaczył, że góry wokół niego nie sięgają wyżej.W olśniewającymświetle księżyca wszystko było zupełnie czarne albo trupio białe, każda krawędz  dziwniewyszczerbiona, każda powierzchnia  jakby wypolerowana.Gwałtowny wiatr przywiał chmury, które zakryły księżyc; przez ich gęstą pokrywę nieprzebijał się żaden promień.W niecałą minutę Will znalazł się w niemal całkowitychciemnościach.I w tym samym momencie poczuł, że ktoś ściska go za prawe ramię.Krzyknął zaskoczony i natychmiast usiłował się wyrwać, ale uchwyt był mocny. Chłopiec wpadł w szał.Czuł, że znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie, że może nawetstracić życie, zamierzał więc walczyć tak długo, aż zwycięży lub zginie.Wił się, kopał i wyrywał, lecz przeciwnik nie puszczał, a ponieważ unieruchomiłWillowi prawą rękę, chłopiec nie mógł dobyć noża.Próbował go wyjąć lewą, ale poczuł tylkosilne pulsowanie  dłoń była tak obolała i opuchnięta, że po prostu odmówiła posłuszeństwa.Willowi pozostało tylko walczyć jedną ranną ręką przeciw dorosłemu mężczyznie.Wbił zęby w przedramię napastnika, a ten uderzył go w tył głowy.Na chwilę chłopiecpoczuł oszołomienie potem znowu zaczął kopać; niektóre kopniaki były celne inne nie.Przezcały czas nie przestawał szarpać się i wyrywać, niestety mężczyzna trzymał go mocno.Jak przez mgłę do uszu chłopca docierały odgłosy własnego sapania i świszczącyoddech przeciwnika.Nagle Will przypadkowo wsunął kolano między nogi pochylonegomężczyzny, a następnie uderzył go w pierś.Napastnik upadł ciężko, a chłopiec skoczył naniego; niestety tamten nawet na chwilę nie wypuścił z ręki ramienia Willa i chłopiec, toczącsię gwałtownie po kamiennym podłożu, poczuł, jak ogromny strach ściska mu serce  bał się,że napastnik nigdy go nie puści i nawet jeśli Will go zabije, nadal będzie trzymał chłopca zcałych sił.Słabł i zaczął krzyczeć, a następnie głośno łkać.Nie przestawał wprawdzie kopać,szarpać się i uderzać mężczyznę głową i nogami, wiedział jednak, że jego mięśnie wkrótce sięzmęczą.Jednak w pewnej chwili mężczyzna padł nieruchomy, choć nie wypuścił z uściskuramienia chłopca.Napastnik leżał, a Will mocno uderzał go kolanami i głową.Po kilkusekundach zupełnie osłabł i padł bezradnie obok przeciwnika.Każdy nerw w jego ciele drgał.Po chwili podniósł się z bólem i spojrzał.W głębokiej ciemności dostrzegł jasnąplamę na ziemi obok mężczyzny.Była to biała pierś i łeb wielkiego ptaka, rybołowa.Dajmona leżała nieruchomo.Will próbował się odsunąć i jego ruch ocucił mężczyznę.Napastnik nie poluzował uchwytu, ale poruszył się.Drugą ręką obmacał ostrożnieprawą dłoń chłopca.Willowi stanęły włosy na głowie. Daj mi drugą rękę  polecił mężczyzna. Proszę, niech pan uważa  jęknął Will.Napastnik dotknął wolną ręką lewego ramienia chłopca.Will poczuł, jak opuszkipalców tamtego lekko suną w dół, potem obmacują nadgarstek, docierają do spuchniętej dłonii z największą delikatnością dotykają dwóch kikutów.Mężczyzna natychmiast puścił chłopca i usiadł. Masz nóż  stwierdził. Jesteś jego strażnikiem.Głos był donośny, chrapliwy i zadyszany.Will podejrzewał, że mężczyzna jest poważnie ranny.Czyżby to on zranił go podczas walki w ciemnościach?Ciągle leżał na kamieniach, zupełnie wyczerpany.Widział jedynie zaryspochylającego się nad nim człowieka, nie mógł dostrzec jego twarzy.Mężczyzna sięgnął pocoś na bok i po kilku chwilach cudowny, kojący chłód zawładnął całą dłonią chłopca aż pokikuty; mężczyzna wmasowywał mu maść w skórę. Co pan robi?  spytał Will. Leczę ci ranę.Nie ruszaj się. Kim pan jest? Jestem jedynym człowiekiem, który wie, do czego naprawdę służy ten nóż.Trzymajrękę w górze i nie ruszaj się.Wiatr dął coraz silniej, na twarz chłopca spadło kilka kropel deszczu.Will drżał, więcpodparł prawą ręką lewą dłoń, mężczyzna tymczasem nakładał balsam na rany chłopca, poczym ciasno owinął rękę paskiem płótna.Zakończywszy opatrunek, położył się na boku.Will, ciągle otumaniony cudownym, chłodnym odrętwieniem ręki, próbował usiąść prosto ispojrzeć na leżącego, było jednak zbyt ciemno.Pomacał przed sobą prawą ręką, dotknął piersimężczyzny, poczuł bicie serca, które szarpało się jak ptak uwięziony w klatce. Tak  odezwał się mężczyzna ochrypłym głosem. Spróbuj to wyleczyć.No dalej. Jest pan chory? Wkrótce poczuję się lepiej.Masz zatem nóż? Tak. I wiesz, jak go używać? Tak.Czy pan pochodzi z tego świata? Skąd pan wie o nożu? Posłuchaj  powiedział mężczyzna, starając się usiąść prosto. Nie przerywaj mi.Jeśli jesteś strażnikiem noża, masz przed sobą trudniejsze zadanie, niż możesz sobiewyobrazić.Dziecko.Jak mogli pozwolić, by strażnikiem zostało dziecko? No cóż, takwidocznie musi być.Nadchodzi wojna, chłopcze.Największa wojna w historii świata.Podobna zdarzyła się już kiedyś, ale tym razem musi zwyciężyć prawość.Przez tysiące latnie otaczało nas nic poza kłamstwami, propagandą, okrucieństwem i podstępem.Czas zacząćjeszcze raz, lecz tym razem w odpowiedni sposób.Mężczyzna umilkł i kilka razy odetchnął; w jego płucach świstało. No więc. kontynuował po minucie. Ci starzy filozofowie nie wiedzieli, corobią.Wykonali przyrząd, który potrafi przeciąć nawet najmniejszą cząsteczkę materii, iużywali go, by kraść cukierki.Nie mieli pojęcia, że zrobili jedyną we wszystkichwszechświatach broń, która może pokonać tyrana.Wszechmocnego.Boga.Zbuntowane anioły przegrały walkę, ponieważ nie dysponowały takim narzędziem.Teraz jednak. Nie pragnąłem go! Teraz też nie chcę!  krzyknął Will. Jeśli pan go chce, niechpan wezmie! Nienawidzę go i tego, co mi zrobił. Za pózno, chłopcze.Nie masz wyboru, jesteś przecież strażnikiem.Nóż cię wybrał.I, co więcej, tamci wiedzą, że go masz.Jeśli nie użyjesz noża przeciwko nim, wydrą ci go zręki i zaatakują z jego pomocą nas wszystkich. Dlaczego mam z nimi walczyć? Zbyt wiele razy walczyłem, nie mogę więcej,chciałbym. Wygrałeś swoje walki?Will milczał.Wreszcie odparł: Tak, przypuszczam, że tak. Walczyłeś o nóż? Tak, ale. W takim razie jesteś wojownikiem.Tak, wojownikiem.Nie można się opieraćwłasnej naturze.Will wiedział, że mężczyzna mówi prawdę, nie miał jednak ochoty słuchać jego słów;brzmiały zbyt poważnie i przerażająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki