[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaakceptowałem to jako część jej osobowości i przez większość naszego pożyciamałżeńskiego nie miało to większego znaczenia.Przeważnie zgadzamy się zesobą, a jeśli nie, to jedno z nas po prostu ustępuje.Sprzeczki, do których kiedy-kolwiek między nami doszło, dotyczyły śmiesznie trywialnych spraw, z wyjąt-kiem tej ostatniej i najbardziej zażartej, gdy poszło o mego ojca.Zwietnie poradził sobie ze śmiercią mamy w 1980 roku, sprzedając TempleManor w szczytowym okresie boomu na nieruchomości i kupując mieszkanie wBrighton, skąd przyjeżdżał do miasta, by dopilnować interesu i wpaść do swojegoklubu.Często nas odwiedzał, rozpieszczając wnuki i będąc rozpieszczanym przezNaomi.Miał idealnie zdrowe podejście do śmierci; powtarzał wciąż, że jego oj-ciec i dwaj bracia zmarli na atak serca i przepraszał za szok, jaki któregoś dniatym u nas wywoła, ale argumentował, że z pewnością jest to lepsze od zniedołęż-nienia.W 1988 roku stwierdzono u niego chorobę Parkinsona, a w rok pózniejprzenieśliśmy go do domu opieki mniej więcej kilometr od miejsca, gdzie miesz-kamy.Było to dla mnie potwornie przygnębiające.Dożył osiemdziesiątki, zachowu-jąc sprawność i pełnię władz umysłowych; i nagle było tak, jakbym oglądał hor-ror, w którym zdrowe ciało gnije i rozpada się w ciągu paru sekund.Jego mięśniezwiotczały, zaczął niewyraznie mówić i potworny, błagalny smutek zagościł wjego oczach.Naomi odwiedzała go prawie co dzień, a ja wpadałem każdego wie-czora po drodze do domu, chyba że było już za pózno.Opowiadałem mu, co wy-darzyło się w pracy, jak miały się jego udziały, raczyłem ploteczkami z City, a onkiwał głową.Nie wiem, ile z tego rozumiał, ale miałem nadzieję, że bardzo nie-wiele; dawniej była to niezwykle istotna część jego świata, a teraz został od niejodseparowany.Odwiedziny stawały się coraz bardziej bolesne. Jak on się miewa? zapytała pewnego wieczora Naomi, gdy wszedłem dokuchni; nic nie znaczące pytanie, które zadawaliśmy z przyzwyczajenia, nie zwa-żając na to, jak głupio brzmiało. Jak zwykle. Standardowa odpowiedz była równie mechaniczna. Co jestna kolację? Wołowina po burgundzku.Zaraz ci odgrzeję w mikrofalówce.Idz i napijsię whisky.131Poszedłem do salonu, przygotowałem sobie drinka i padłem na fotel przy ko-minku.Naomi przyłączyła się do mnie z winem, siadając w fotelu naprzeciw iprzesuwając palcami w górę i w dół po nóżce kryształowego kieliszka. To się staje męczące, prawda? powiedziała. Wydaje mi się, że on zdajesobie z tego sprawę. Sam nie wiem, z czego zdaje sobie sprawę, a z czego nie. Czułem siębardzo zmęczony. Rozmawiałem dziś wieczorem z pielęgniarką i powiedziałami, że jego stan znacznie się pogorszył w ciągu ostatniego tygodnia. Więc oczywiście nie możemy wyjechać w przyszłym miesiącu.a ty po-trzebujesz wypoczynku. Przeżyję. Wziąłem łyk whisky i zapatrzyłem się w kominek, zaczynającrozmowę na temat pomysłu, który przyszedł mi do głowy już jakiś czas temu.Myślałem o tym, żeby go tutaj przenieść. Tutaj? Naomi wyglądała na zaskoczoną. Czemu nie? Mógłby mieć sypialnię z łazienką i zatrudnilibyśmy całodobo-wą pielęgniarkę.Możemy zdobyć wszelki sprzęt specjalistyczny, jaki będzie po-trzebny. Ale w czym mu to pomoże? Będzie częściej widywał nas oboje.I.wydaje mi się, że wolałbym raczej,by umarł w naszym domu niż tam, gdzie teraz jest.Naomi spuściła wzrok i pokręciła głową. Nie chcę tego. To nie potrwa długo argumentowałem. Lekarz mówi, że najwyżej rok. Nie!Wstała i przeszła przez pokój do okna, zaczynając zasuwać zasłony, mimo żena zewnątrz nadal nie było jeszcze całkiem ciemno.Kiedy odezwała się ponow-nie, w jej głosie słychać było napięcie. Nikt nie może dokładnie powiedzieć, jak to długo potrwa, a ja nie mogę.nie mogę mieć go tak blisko siebie.Przepraszam, ja po prostu.Kocham go.Zrobię wszystko, by.Ale nie tutaj. Przecież będzie pielęgniarka powtórzyłem. Przez cały czas.W niczymnie będzie się to różniło od obecnej sytuacji. Będzie.Będę wiedzieć, że on jest w domu.Umierający i.Chryste, kolacjapewnie już gotowa.Prawie wybiegła z pokoju.Przez kilka minut nie mogłem zrozumieć, a gdy cośsobie wreszcie uświadomiłem, poczułem się winny, że nie pomyślałem o tymwcześniej.Przeszedłem do kuchni.Naomi drżącymi dłońmi podawała kolację.132 Przepraszam rzekłem. Jestem bardzo zmęczony i martwię się o niego.Zupełnie zapomniałem, że już przez to przechodziłaś. To nie ma znaczenia. Zaczynała się złościć. To było całe wieki temu.Inie ma nic wspólnego z terazniejszością.Ja po prostu nie chcę być z nim sama wtym domu! Ale będzie pielęgniarka. Przez cały czas? %7ładnych wolnych dni? Jej gniew gwałtownie eskalował,przybierając niemal cechy histerii. Czasami będzie wychodzić, prawda? A jabędę musiała tu być.Nie mogłabym tego znieść! Upuściła chochlę i przecisnęłasię obok mnie, potrącając moją dłoń z drinkiem tak, że połowa tego, co tam jesz-cze zostało, rozlała się na podłogę. Dalej sam się obsłuż! Ja nie jestem głodna!Kiedy usłyszałem jej głośne kroki po schodach na górę i trzaśniecie drzwi sy-pialni, sam zacząłem odczuwać złość.Popełniłem błąd, nie pamiętając, co stałosię z jej ojcem, ale to było bez sensu.%7łyliśmy od lat z chorobą mojego ojca iwspieraliśmy się nawzajem.Co było takie niemożliwe do zaakceptowania w tym,by spędził swoje ostatnie dni w domu ludzi, których kocha i dla których, o czymNaomi dobrze wiedziała, zrobił tak wiele? Ogarnął mnie taki nastrój, że postano-wiłem nie dawać jej czasu na ochłonięcie i podążyłem na górę.Gdy otworzyłemdrzwi sypialni, siedziała przy toaletce plecami do mnie. Zawsze mówiłaś mi, jak bardzo go kochasz powiedziałem z wyrzutem.Nie proszę cię przecież teraz o żadne wielkie poświęcenie. Wiem, że nie. Spojrzała na moje odbicie w lustrze. Przepraszam. W takim razie podaj mi powód.Choć jeden, który miałby sens. Nie mogę. Wobec tego taki powód nie istnieje. Istnieje. Co to jest?Jej histeria zaczęła mi się udzielać i oboje już mówiliśmy podniesionym gło-sem.Podskoczyłem, gdy wzięła do ręki lustro w srebrnej oprawie i trzasnęła nimo toaletkę. Nie naciskaj na mnie, Charles! Nie naciskam.Chcę tylko, żebyś zaczęła mówić do rzeczy! O moim ojcu! Dobrze. Odwróciła się na taborecie i spojrzała prosto na mnie. Gdybymzostała z nim sama w tym domu, nie byłabym w stanie się do niego zbliżyć.Na-wet gdyby wołał.Zadowolony? Teraz już ani słowa.Koniec rozmowy.Po prostuzostaw mnie w spokoju.Proszę.133Wstała, weszła do małej garderoby przy naszej sypialni i usłyszałem, jak za-myka drzwi na klucz.Stałem tam przez chwilę, po czym zszedłem na dół, skoń-czyłem nakładać posiłek i zaniosłem go do jadalni.Naomi nakryła nasze dwamiejsca jak zwykle, ze szklankami z wodą mineralną i pocztą, która przyszła pomoim wyjściu z domu.Wieczorny posiłek już dawno ustanowiliśmy chwilą, któ-rej potrzebowaliśmy, by codziennie pobyć tylko we dwójkę automatyczna se-kretarka chroniła nas przed dzwoniącymi i zrzucić z siebie brzemię danegodnia.Kiedy problemy dzieci, reprezentujących jedno pokolenie, i rodziców,przedstawicieli innej generacji, zaczynały nas przytłaczać, jadalnia podczas kola-cji stała się naszą oazą, w której mogliśmy pobyć razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- ebooks pl prawda o kielcach 1946 r jerzy robert nowak historia Ĺźydzi polityka polska rzeczpospolita paĹstwo ojczyzna patriotyzm honor nkwd prowokacja
- Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec Biedny Ojciec[cz. 1]
- Roberts Nora Trzy Siostry [Siostry z klanu MacGregor]
- Robert T. Kiyosaki i Sharon L. Lechter Bogaty ojciec, Biedny ojciec Kwadrant przepływu pieniędzy[Cz. 2]
- Roberts Nora Bracia MacKade 01 i 02 Braterska wię tom1 Powrót Rafe'a tom2 Duma Jareda
- Roberto Why Great Leaders Don't Take Yes for an Answer Managing for Conflict and Consensus
- 002. Robert Jordan Koło Czasu t1 cz2 Oko wiata
- 012. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz2 Czarna Wieża
- 13. Robert Jordan Koło Czasu t7 cz1 Czara Wiatrów
- 011. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz1 Triumf Chaosu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elanor-witch.opx.pl