[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.181Na toaletce stała oprawiona w skórzaną ramkę fotografia przedstawiająca przystojnego, dobrze zbudowanego Milne'aw sportowej koszuli.Wpatrywał się z zimną złością i zmieszaniem w uśmiechniętą twarz na zdjęciu i zastanawiał, dlaczego Milne go tu wczoraj przyprowadził.Na pewno niebył to odruch filantropa.Być może, musiał zakładać takąewentualność, Milne miał zamiar go zabić i w ostatniej chwilizmienił zdanie.Zawiłości umysłu, kryjącego się pod gładkimobliczem i zadufanym uśmiechem, pozostawały dla niegozupełną zagadką.Jeżeli miał zamiar powiadomić policję, to teraz był najwłaściwszy moment.Uciekinier mógł zniknąć w hrabstwie Los Angeles na tygodnie, miesiące lub nawet na zawsze.Niktw pojedynkę nie mógł sprawdzić wszystkich hoteli, moteli,kwater, noclegowni czy mieszkań, gdzie Milne mógł sięzaszyć.Przewrotność losu już raz doprowadziła go do tegoczłowieka, nie miał jednak nawet cienia nadziei, że sytuacjasię powtórzy.To było zajęcie dla policji, choć nawet immogło się nie udać.Podszedł do telefonu stojącego w salonie, zdawał sobiesprawę, że sytuacja jest nieco dziwaczna, gdyż dzwoni napolicję z mieszkania zbiega.Nim zdążył podnieść słuchawkę,doszedł do wniosku, że nie może tego zrobić.Nie musiałsłuchać Pauli, ale powinien być wobec niej choć odrobinęlojalny, a jej rola w całej tej historii była na tyle niejasna, żenie mógł wezwać policji.Wzdragał się na myśl, jaka to mogła być rola i co jąnaprawdę łączyło ze zmarłą kobietą i Harrym Milne'em.Dotychczas uważał ją za osobę szczerą, nawet wyjątkowoszczerą.Może to była tylko iluzja wywołana przez miłość.Dramatyczne wydarzenia mijającego dnia i wątpliwości, któresię w nim zrodziły, musiały w konsekwencji sprawić, że jakaścząstka uczucia, którym ją darzył, zniknęła, a w zamian182pojawiła się bolesna świadomość, że nie zna jej tak dobrze, jak przypuszczał.Nie był już pewien, co kryje się w tym,wydawałoby się, szczerym spojrzeniu.Wiedział, że byłanieszczera, każąc mu myśleć o przyszłości, zapomnieć o Lorraine i zostawić w spokoju całą tę sprawę.Paula musiała się już wcześniej spotkać z Harrym Milne'em.Ponieważ niechciała wyznać prawdy, choćby najgorszej, logiczne wydawałosię, że jest w zmowie z mordercą.Bał się, że jeśli zacznie sięzagłębiać w te splątane fakty i zrozumie konsekwencje, jakieniosą, może przeżyć szok.Wezwał przez telefon taksówkę i zszedł na dół, żebypoczekać na nią na ulicy.Taksówkarzowi podał adres Pauli.Kiedy przebijali się przez zakorkowane ulice Wilshire, jegoumysł wbrew woli intensywnie pracował.Paulę coś łączyłoz Milne'em, być może zbrodnia.Wypierając się jakichkolwiekzwiązków z tym człowiekiem, chroniła go.Mimo jej wysiłkówMilne był zmuszony uciekać.Istniała zatem szansa, że schroniłsię u Pauli, oczekując od niej dalszego wsparcia.Skręcili w ulicę, przy której mieszkała, z typową hollywoodzką zabudową, zbyt dużymi domami otoczonymi rzędami palm.Na podjeździe zauważył samochód Pauli i kazał się zatrzymać taksówkarzowi, nim dojechali do jej domu.— Numer dwa tysiące dwieście czterdzieści pięć jest trochędalej — powiedział kierowca.— Wiem.Proszę się tu zatrzymać.Taksówka stanęła sto metrów od domu Pauli.Kierowcawyciągnął się wygodnie w fotelu, przesadnie manifestującradość z przerwy w pracy.Bret pochylił się do przodu, oparłłokcie na kolanach i w napięciu obserwował dom.Po chwili, która wydawała mu się wiecznością, spojrzał nazegarek.Za dziesięć szósta.Ani na przeszklonej werandzie,183ani w żadnym z okien nikt się nie pojawił.Nie przyjechał, ani nie odjechał żaden samochód.Zachodzące słońce rzucałogłębokie cienie.Wraz z wydłużającymi się cieniami okolicznych palm zaczęło się robić chłodno.Niski, lecz rozległy dom, w którym mieszkała, wydawał się w bursztynowymświetle popołudnia oazą spokoju.Strumień wody ze zraszaczasprawił, że przez chwilę nad trawnikiem pojawiła się tęcza.Następnie okna wychodzące na zachód zapłonęły na kilkaminut blaskiem odbitego słonecznego światła.Słońce zniknęłow końcu za horyzontem i okna, martwe teraz i puste, wyglądały jak oczy ślepca.Wraz z zachodem słońca Breta zaczęło ogarniać przygnębienie.Znalazł sobie wyjątkowo ponure zajęcie; obserwował dom Pauli jak detektyw albo zazdrosny mąż, który oczekuje najgorszego.W ciągu tych miesięcy, kiedy przywracał swojemu umysłowi zdolność funkcjonowania, to właśnie Paula dawała mu nadzieję i budziła energię do pokonania opanowującej go inercji i nudy.To ona nadawała znaczenietemu, co udało mu się osiągnąć.Jego umysł wycofywał sięw panice, kiedy wyobraźnia podsuwała obraz zniszczenia,jakie wywoła utrata Pauli — pustynia martwych popiołówi on, osamotniony, sparaliżowany siłą własnej woli, pozostawiony tam na wieczność w bladym świetle niezapadającego do końca zmierzchu, owładnięty uczuciem zbyt słabym i chłodnym, by nazwać je rozpaczą, wyczerpany duszącym obrzydzeniem, jakie do samego siebie odczuwał, dręczony błahymi poronionymi pomysłami, niezdolny do działania nawet w obliczu podsuwanego przez pamięć przerażenia.Przez pierwsze miesiące w szpitalu, które w jego pamięcizlały się w jeden niepodzielny dzień, czuł się gorzej niżnieboszczyk, stanowił bezużyteczną kupę mięsa, zbyt słabąi chorą, by mogła znosić psychiczne brzemię człowieczeństwa.Z tak źle rokującego materiału, dzięki upływowi czasu,184wysiłkom lekarzy i miłości Pauli, zrodził się na nowo człowiek.W pamięci wciąż jednak tkwiło, niczym ziarno nieprzemijającej melancholii, wspomnienie tamtych chwil.Wystarczająco dużo wycierpiał, by znać granice swoich siłi słabości i wiedział, że bez Pauli jego świat szybko poszarzałby i rozsypał na powrót w proch.Nie miał pomysłu, jak sobie pomóc.Musiał poznać prawdę,musiał doprowadzić do triumfu sprawiedliwości.Gdyby,podobnie jak Paula, uważał, że sprawiedliwość jest tylkopustym słowem, nie potrafiłby dalej żyć.Bez sprawiedliwościprzestałaby istnieć zwykła ludzka przyzwoitość, ba, ludzkieżycie stałoby się pozbawione sensu.Zdał sobie sprawę, że odtego, jak zakończy się ta historia, zależeć będzie jego wiaraw sprawiedliwość.Mimo że sam nie był zupełnie bez winy, tojedno szczególne wydarzenie w jego życiu postawiło go przedkoniecznością dokonania bezkompromisowych wyborów.Gdyby tamtego majowego wieczoru poszedł prosto do domui czekał na powrót Lorraine, nie doszłoby do zabójstwa bądźsam zostałby zamordowany, gdyby bronił swojej żony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki