[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy wszystko było zrobione, zająłmiejsce przy jej łóżku.Na pościeli widniał odciśnięty ślad jego ciała.Nigdy dotąd nie spędziłu boku kobiety całej nocy.Zwykle po zaspokojeniu swych pragnień odchodził.Tym razembyło inaczej.Bo też nie była to jakaś kobieta, tylko BANNER.Brakowało mu słów, by opisać, co czuł, budząc się obok niej.Ocknął się i natychmiastpoczuł się szczęśliwy.Trzymała rękę na jego piersi, lekko rozchylone usta były tuż przy jegoramieniu.A jego ręka.Z trudem przełknął ślinę na wspomnienie, gdzie we śnie zawędrowała jego ręka.Miał ją bronić przed całym światem.A kto będzie jej bronił przed nim? Nie, on nigdy jużnie zrani jej i wytrwa w tym postanowieniu.Sam nie wiedział, jak długo tkwił przy jej łóżku.To nie miało znaczenia, czas bowiemprzestał się liczyć.Kiedy się ocknęła, była już bardziej przytomna.Równocześnie jaśniej zdawała sobiesprawę ze swego stanu.- Nie wiem, czy będę mogła chodzić.Uśmiechnął się; objawiała chęć życia.Czy to bożaopieka, czyjego starania przywróciły jej to pragnienie, nie wiedział.Najważniejsze, że jestpoprawa!- Dziewczyno, już niedługo wsiądziesz na konia! Jęknęła, a on roześmiał się.- To oczywiście trochę potrwa.A w tej chwili chcesz może herbaty?Skinęła głową, więc poszedł do kuchni.Kiedy wrócił do sypialni, wierciła się pod kołdrą inerwowo poruszała nogami.- Jake, jest coś, co.- Co?Postawił przyniesiony kubek z herbatą na stoliku.- Co ci jest, Banner? Powiedz.- Nie, nieważne - powiedziała, nie patrząc na niego.- Nawrót nudności? Będziesz wymiotować? Zarumieniła się, ale wiedział, że to nie objawtemperatury.- Nie.- To co? Coś cię boli? Może wezmiesz laudanum?- Nie potrzebuję żadnego laudanum.- To, na miłość boską, co?- Muszę iść do ubikacji.Jake zrobił głupią minę.- Przepraszam, nigdy bym o tym nie pomyślał.- To pomyśl i pospiesz się.- Zaraz wracam.Pobiegł do kuchni i wrócił z płytkim rondlem.- Dopóki nie będziesz mogła wstawać i korzystać z nocnika, będziesz używała tego.Odchylił kołdrę.- Co robisz? - zawołała i starała się przytrzymać okrycie.- Przecież muszę ci to podstawić pod, no.dobra, już.- Sama to zrobię.- Nie wolno ci się ruszać.- Dam radę.- Banner, nie wygłupiaj się.Trzymałem cię za głowę, gdy wymiotowałaś poprzedniejnocy.- Dziękuję, że mi to przypominasz!-.i stałem nad tobą podczas całej operacji.Sam ci zmieniałem koszulę, bo sukinsyndoktor odmówił.Widziałem cię całą, i to dokładnie.A teraz pozwól, że wsunę ci ten garnekpod siedzenie, zanim będziesz miała mokro w łóżku.- Poradzę sobie albo nie zrobię wcale - powiedziała przez zaciśnięte zęby.Za takie zachowanie Jake mógłby ją udusić.Odwrócił się i zanim wyszedł, głośnowypowiedział swoją opinię:- Kobiety!Banner natychmiast zauważyła tę zmianę: kiedyś w takiej sytuacji powiedziałby zepsutybachor , teraz kobiety.Wrócił do sypialni po paru minutach.Zaniepokoił go widok jej ramienia leżącego bezsilniew poprzek łóżka.- Co ci jest?Otworzyła oczy i dostrzegła jego niepokój.- Wszystko w porządku, naprawdę.Jestem tylko trochę zmęczona.- Dałaś sobie radę z koszulą? - Obojętnie chwycił naczynie i postawił je na podłodze.-Zamiast ci pomóc, wydzierałem się na ciebie.Przepraszam.Spij teraz, kochanie.- Dobrze, Jake - szepnęła posłusznie.Przymknęła powieki i zasnęła niemal natychmiast.Pilnował jej cały dzień, do póznego wieczora.Obudziła się na krótko.Wypiła kilka łyków herbaty i znowu poczuła się senna.- Zostaniesz ze mną? - spytała prosząco.Przerwał wygładzanie prześcieradła.- Nie mogę.Nie powinienem.- Proszę cię.- Dobrze, ale śpij już.Mam jeszcze różne rzeczy do zrobienia.- Obiecaj, że.- Obiecuję.Spała spokojnie całą noc.Obudziła się tylko na moment, gdy we śnie próbowała odwrócićsię na bok.On też zaraz się obudził.- Spokojnie, spokojnie.Musisz leżeć na wznak.- Pocałował ją w policzek.Tej nocy długo nie mógł zasnąć.Rano zaczęła się skarżyć na głód.- Herbata już mi nie wystarcza - powiedziała, wręczając mu pusty kubek.- To dobry znak.- Czy to smażony bekon tak pachnie?- Tak, ale jeść go jeszcze nie możesz.- Jake, ale ja jestem głodna.Zciągnął brwi i zmarszczył czoło.- Coś nie tak? - spytała natychmiast.- Niewiele jest w domu do jedzenia.Musiałbym wyruszyć do miasta i kupić trochęświeżego mięsa, jajka, mleko i inne rzeczy.Mamy szczęście, że jesteśmy po tej stronie rzeki ibez kłopotu mogę tam dojechać.- Spojrzał na nią zmartwiony.- Nie będziesz się bała, jeślizostawię cię na godzinę?Na samą myśl o tym poczuła strach, lecz nie mogła tego okazać Jake'owi.Przecież starasię, jak może i umie najlepiej.- Jasne, że nie - uspokoiła go.Załatwił sprawunki w rekordowym czasie.Gdy usłyszała, że otwiera tylne drzwi, niemalzapomniała o chorobie i podniosła się na poduszkach.- Już jesteś? - zawołała.- A ty dlaczego nie śpisz? - odpowiedział z kuchni, zdejmując płaszcz.- Jestem zmęczona ciągłym spaniem.- O! Zaczynasz się złościć? W takim razie na pewno wracasz do zdrowia.Gdyby uśmiech mógł leczyć, wyraz jego twarzy od razu postawiłby ją na nogi.- Brakowało ci mnie?- Co mi przywiozłeś? Stek z ziemniakami? Szynkę? Może indyka?- Wołowinę.Ugotuję ci zupkę.- Zupkę?- Na dzisiaj zaplanowałem rosołek.Jutro może coś z kurczaka.Jeśli nie zmienisz tejkwaśnej miny na weselszą, nie dostaniesz niespodzianki.- Czego?Z kieszeni koszuli wyjął dwa lizaki i podał jej.Jeden wiśniowy, drugi pistacjowy.Jejulubione.- Pamiętałeś?- Kiedy byłaś dzieckiem, nie miałbym po co przyjeżdżać do River Bend bez lizaków.Pogłaskała jego policzek.- Lizaki nie miały nic wspólnego z moją radością na twój widok.Teraz również, ale bardzoci dziękuję.Zrobiło mu się gorąco.- Lepiej pójdę i nastawię ten rosół, co? - mruknął i wyszedł z sypialni.Tej nocy nie spał przy niej.Nie prosiła też o to.Milcząco uznali, że byłoby to zbytnieroztropne.ROZDZIAA 20Następnego dnia poprawa była już widoczna.Podparta poduszkami Banner mogła siadaćw łóżku.Od doby nie miała gorączki.Rana nie ropiała.Ciało wymagało jedynie czasu, abyodzyskać pełną sprawność.- Czujesz się na siłach stanąć na nogi i zrobić kilka kroków? - spytał Jake, zabierając z jejkolan tacę, na której podał śniadanie.Zjadła jajecznicę z dużym apetytem.Już wcześniej myślała o wstaniu, ale teraz bała się, że nogi mogą odmówić jejposłuszeństwa.Brzuch też był jeszcze obolały.Wstać, przejść kilka kroków i na powrótpołożyć się do łóżka wydawało się jej w tej chwili dość ryzykownym przedsięwzięciem.- Myślisz, że mogę? Co by na to powiedział doktor Hewitt?Jake oparł ręce na biodrach i popatrzył na nią wyzywająco.- Czyżbyś polubiła to płaskie naczynie w łóżku?W jej oczach pojawił się ów wojowniczy błysk, o jaki mu chodziło.- W porządku.Już wstaję.Rzuciła mu złe spojrzenie i odrzuciła kołdrę.Powoli opuściła nogi.Poczuła ból i skrzywiłasię.- Banner, poczekaj! - zawołał.- Niepotrzebnie cię poganiam.Poczekajmy do jutra.Pokręciła przecząco głową.Zbladła na twarzy, ale już zdecydowała.- Nie.Masz rację, ale kiedyś przecież muszę zaryzykować.A im pózniej zacznę, tym będzieto trudniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bruce Lansky [Girls to the Rescue 02] Girls to the Rescue Book 2 (pdf)
- Warren Adler Wojna państwa Rose 02 Dzieci państwa Rose
- Hieber Leanna Renee Percy Parker 02 Walka wiatła i mroku o Percy Parker (2)
- Coulter Catherine Gwiazda 02 Dzika gwiazda
- Kallysten [Blurred Trilogy 02 Blurred Bloodlines (pdf)
- § Trigiani Adriana Pula szczęcia 02 Pula marzeń
- Anne Stuart Czarny lód 02 Zimny jak lód
- Reynard Sylvain Piekło Gabriela 02 Ekstaza Gabriela
- Broadrick Annette Bracia z Teksasu 02 Zaloty po teksasku
- Bidwell George Michał i Pat 02 Synowie Pat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sylkahaha.htw.pl