[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wen westchnął.Przy okazjistwierdził, że blizniacy nie zapomnieli, by penetrować wzrokiem pobliskie krzaki, pole i skrajodległego lasu.Jednak czegoś zdołał ich nauczyć.Prawy jeszcze mocniej się zaczerwienił.- Oj, dziewczyno, zaraz przez kolano przełożę i pokrzywą.Knezinka nie ustępowała, napierałana niego, była coraz bliżej.- Któremu z nich nie wierzysz?I wtedy Spryt popełnił błąd.Złapał Hellonę za rękę.Wilczarz zrozumiał, co teraz uczyni knezinka, jeszcze zanim ona zdała sobie z tego sprawę.Ioblał się zimnym potem.Z tym chwytem nie bardzo sobie radziła.A na pewno nie poradzi sobie zbojarem, który od urodzenia nosił miecz.Omylił się.Knezinka, dotknięta do żywego, wszystkowykonała bezbłędnie.Zadziwiająco szybko.Człowiek postronny nie zdołałby zapewne dostrzec,jak to zrobiła.Stał sobie ważny bojar i nagle, krzycząc wniebogłosy, ciężko runął twarzą na ziemię.Knezinka momentalnie doń przyskoczyła. - Wujaszku Sprycie, nic ci nie jest? - spytała, czerwieniąc się.Wilczarz widział, że jest jejniesporo.W końcu to wujaszek.Trzymał ją na kolanach, pieścił, kołysał sierotkę.Leżeć pobity naziemi to zapewne ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzył.Tymczasem wcale nie spieszno mu byłowstawać.Podparł się tylko na łokciu i, rozcierając żylasty nadgarstek, popatrywał na wszystkich zdołu.Na speszoną knezinkę, ponurego Wena, zachwyconych blizniaków i na starą kobietęsiedzącą na koniu.Rażąca Kopia nie omieszkała pokazać mu języka.- Chciałem, żeby pani sama potrafiła się obronić - rzekł Wilczarz.- Nawet jeśli wszystkich naszabiją.I mnie, i ich - wskazał na braci.-I ciebie.- A skoro tak, to nie musisz stawać w mej obronie! - wpadła mu w słowo knezinka.-Wcale nie tychciałeś, tylko ja cię do tego zmusiłam!- To jak, głupku siwobrody? - wtrąciła się niania.- Wszystko już wiesz? Zrozumiałeś, czymdziewczyna się zajmowała? Czy jeszcze trze ba ci tłumaczyć?Prawy wreszcie podniósł się z ziemi i w milczeniu zaczął otrzepywać pludry.Knezinka podeszła,starając się zajrzeć mu w oczy.Chciała odgadnąć, czy się nie obraził.Wilczarz bez truduprzewidział, co się teraz stanie.Bojar złapał  córkę" w pasie błyskawicznym ruchem, któregodziewczyna najwyrazniej się nie spodziewała, przełożył młodą władczynię przez kolano i ojcowskądłonią wlepił jej kilka solidnych klapsów niżej pleców.Wen nie zamierzał się do tego mieszać.*Kilka dni pózniej do twierdzy przyleciał jeszcze jeden gołąb i heroldzi roznieśli po mieścieszczęśliwą nowinę: Knez powraca z Welimoru! Knez do domu ściąga! A co więcej, wiezie umowęo miłości i zgodzie z wielkim sąsiadem z południa.Radujcie się, ludzie!I ludzie się radowali.*Dzień, w którym knez miał powrócić do miasta, był zimny i szary.Jesienny deszcz jeszcze wprzeddzień zaczął wybijać o dachy swoje żałosne pieśni.Od czasu do czasu zmęczone płaczemniebo przestawało zalewać się łzami, ale tuż nad ziemią nadal wisiała ciężka mgła.Niespiesznywiatr przyprowadzał do brzegu łagodne, leniwe fale.Na ich grzbietach pełzały mokre kosmykizwieszających się z nieba chmur.Miasto nastroszyło się, zmarkotniało i wyblakło, nawet zielonatrawa na dachach utraciła barwy.W taką pogodę nie chciało się wysuwać nosa poza cztery ściany,najlepiej było oddać się domowym zajęciom i słuchać miłych dzwięków dochodzących z paleniska.I nie myśleć o wilgotnym półmroku na zewnątrz.Wilczarz nie pamiętał, aby kiedykolwiek udało musię w taką pogodę przesiedzieć dzionek pod dachem.W jego domu było przyjęte, że kobieta i kotgospodarzą w domu, a mężczyzna i pies - poza domem.A potem przez długie siedem lat w ogólenie widział ani deszczu, ani śniegu - i zapomniał, jak wyglądają niebo, słońce i chmury.Poprzedniego dnia wieczorem, przewidując długi czas niepogody, knezinka nakazała mu pozostaćw domu, sama nie miała zamiaru wypuszczać się gdziekolwiek poza twierdzę.Ledwie o tympowiedziała, po rozmiękłym gościńcu, rozpryskując błoto na wszystkie strony, do miasta przybył konny goniec i oznajmił, że następnego dnia przybędzie knez.I oczywiście córka postanowiławyjechać mu naprzeciw.Wilczarz wiedział, że jeśli nawet ktoś spróbuje ją od tego odwieść, ona itak nie posłucha.Kiedy chmury, bezlitośnie polewające ziemię deszczem, z czarnych jak atrament stały sięgranatowe, Wilczarz osiodłał Siarka, naciągnął na głowę kaptur burki i pojechał do zamku.Jechał przez ciemną bezludną ulicę, na której rzadko pojawiali się nieliczni strażnicy.Rozmyślało tym, że kiedy wyruszą, by powitać knezia, trzeba będzie zdjąć z głowy kaptur - spod niegoniewiele widać.Deszcz na pewno zacznie ściekać za kołnierz i potnie wilgotnymi śladamizamszową kurtkę.Dobrze przynajmniej, że oksydowana kolczuga jest zabezpieczona przedrdzą.Dopiero wczoraj zachwycony Tilorn pokazał mu to, nad czym pracowali z mistrzem Pokrzywąprzez pół lata: żelazną łyżkę.Pokrywała ją błyszcząca jak powierzchnia zwierciadła warstewkametalu.Bez pokrycia pozostała tylko rączka, za którą przytrzymywali łyżkę podczas kąpieli wroztworze.Ale to dopiero pierwsza próba.- Niebawem Pokrzywa będzie pokrywać tym roztworem kolczugi! - oznajmił uczony.- Czymożecie sobie wyobrazić, ile Arranci zażądają za te swoje substancje, kiedy tylko się zwiedzą?Ayżką uroczyście obdarowano Neelith.Dziewczyna natychmiast postanowiła ją wypróbować:mieszała nią zupę szczawiową, która bulgotała w garnku na glinianym piecu.Ayżka nagrzała sięod gorącej strawy, parzyła palce i Neelith owinęła rączkę szmatką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki