[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Boga! trze-ba to będzie prędko naprawić!Inni pogrążeni byli w milczeniu, nie wiedząc, co rzec, pan Zagłoba zaś przymknął oczy itym razem udawał, że drzemie.Tymczasem wrócił Mellechowicz i podał Wołodyjowskiemu list Bogusza.Mały rycerz począł czytać, co następuje: Ze wszystkich stron słyszę, że nikogo nad cię przydatniejszego do takiej posługi nie ma, ato dla dziwnej miłości, którą oni k'tobie płoną.Pan hetman gotów im przebaczyć i przebacze-nie Rzeczypospolitej na się bierze.Z Kryczyńskim się znoś jako najczęściej przez ludzi pew-nych i praemium mu obiecuj.Tajemnicę pilnie obserwuj, bo dla Boga, zgubiłbyś ich wszyst-kich.Panu Wołodyjowskiemu jednemu arcana dywulgować możesz, bo to twój zwierzchniki siła ułatwić ci potrafi.Trudu i starania nie żałuj bacząc, że finis coronat opus; i bądz pe-wien, że za ową życzliwość matka nasza równą ci miłością nagrodzi. Ot mi nagroda!  mruknął ponuro młody Tatar. Na miły Bóg! czemużeś nikomu słowem nie wspomniał?  zakrzyknął Wołodyjowski. Waszej miłości chciałem wszystko powiedzieć, alem nie miał jeszcze kiedy, bom poowym szwanku chorował; przed ichmościami (tu Mellechowicz zwrócił się ku oficerom)miałem tajemnicę nakazaną, któren nakaz milczenia zechcesz pewnikiem wasza miłość terazznów ichmościom wydać, aby tamtych nie zgubić. Dowody twojej cnoty są tak oczywiste, że i ślepy by im zaprzeczyć nie mógł  rzekłmały rycerz. Prowadz dalej dzieło z Kryczyńskim.%7ładnej przeszkody mieć w tym nie bę-dziesz, chyba pomoc, na co ci moją rękę, jako zacnemu kawalerowi, daję.Przyjdzże dziś domnie na wieczerzę.Mellechowicz uścisnął podaną mu rękę i skłonił się po raz trzeci.Z kątów ruszyli się kuniemu i inni oficerowie mówiąc: Tośmy się na tobie nie poznali, ale nie umknie ci dziś ręki, kto cnotę kocha.Lecz młody Lipek wyprostował się nagle i przechylił w tył głowę jak ptak drapieżny dzio-bać gotowy. Przed godniejszymi stoję  rzekł.Po czym wyszedł z izby.Uczyniło się gwarno po jego wyjściu. Nic dziwnego  mówili między sobą oficerowie burzy mu się jeszcze serce o to posądzenie, ale to minie.Trzeba nam inaczej go traktować.Fantazją ma on prawdziwie kawalerską! Wiedział hetman, co robił! Dziwy się dzieją, no,no!.Pan Snitko triumfował po cichu i w końcu nie mógł wytrzymać, lecz zbliżywszy się dopana Zagłoby, skłonił mu się i rzekł: Pozwól waszmość pan, a tak i ów wilk nie zdrajca. Nie zdrajca?  odparł Zagłoba  zdrajca, jeno cnotliwy zdrajca, bo nie nas, ale ordęzdradza.Nie trać waćpan nadziei, panie Snitko, będę się co dzień modlił za waści dowcip,może się Duch Zwięty zlituje!Basia cieszyła się wielce, gdy jej pan Zagłoba o całej sprawie opowiedział, bo miała dlaMellechowicza życzliwość i litość. Trzeba  mówiła  abyśmy oboje z Michałem na pierwszą niebezpieczną ekspedycjęumyślnie z nim pojechali, bo tym sposobem najlepiej mu ufność okażem.Ale mały rycerz począł gładzić po różowej twarzy Baśkę i odrzekli O, mucho utrapiona, znają cię! Nie o Mellechowicza ani o ufność ci chodzi, jeno by cisię chciało w step lecieć i bitwy zażyć! Nic z tego.To rzekłszy począł ją raz po razu całować w usta.128  Mulier insidiosa est!  rzekł z powagą Zagłoba.Tymczasem Mellechowicz siedział zowym przysłanym Lipkiem w swojej kwaterze i rozmawiali po cichu.Siedzieli tak bliskosiebie, że prawie czołem w czoło.Kaganek z baraniego łoju płonął na stole, rzucając żółteblaski na twarz Mellechowicza, która była mimo całej swej piękności po prostu straszna, takamalowała się w niej zawziętość, okrucieństwo i dzika radość. Halim, słuchaj!  szeptał Mellechowicz. Effendi  odrzekł posłaniec. Powiedz Kryczyńskiemu, że mądry, bo w piśmie nie było nic, co by mnie mogło zgubić.Powiedz mu, że mądry.Niech nigdy wyrazniej nie pisuje.Oni mi teraz będą jeszcze bardziejufali.wszyscy! sam hetman, Bogusz, Myśliszewski, tutejsza komenda  wszyscy! Słyszysz?Niech ich mór wydusi! Słyszę, effendi. Ale naprzód w Raszkowie muszę być, a potem tu wrócić. Effendi, młody Nowowiejski cię pozna. Nie pozna.Widział mnie już pod Kalnikiem, pod Bracławiem i nie poznał.Patrzy wemnie, brwi marszczy, ale nie poznaje.On miał piętnaście lat, jak z domu uciekł.Ośm razyzima od tego czasu stepy pokryła.Zmieniłem się.Stary by mnie poznał, ale młody nie po-zna.Z Raszkowa dam ci znać.Niech Kryczyński będzie gotów i blisko się trzyma.Z perku-łabami musicie porozumienie mieć.W Jampolu także nasza chorągiew jest.Boguszowiwmówię, żeby u hetmana ordynans dla mnie do Raszkowa wyrobił, że stamtąd łatwiej mibędzie Kryczyńskiego praktykować.Ale tu muszę wrócić.muszę!.Nie wiem, co się zda-rzy, jako się ułoży.Ogień mię pali, w nocy sen ode mnie ucieka.Gdyby nie ona, byłbymzmarł. Błogosławione jej ręce.Wargi Mellechowicza poczęty się trząść i pochyliwszy się jeszcze bliżej ku Lipkowi, jąłszeptać jakoby w gorączce: Halim! błogosławione jej ręce, błogosławiona głowa, błogosławiona ziemia, po którejchodzi, słyszysz, Halim! Powiedz tam im, żem już zdrów  przez nią.129 ROZDZIAA XXVKsiądz Kamieński, za młodych lat żołnierz i kawaler wielkiej fantazji, siedział pod starośćw Uszycy i parafię restaurował.Ale że kościół był w zgliszczach, a parafian brakło, zajeżdżałów proboszcz bez owieczek do Chreptiowa i po całych tygodniach tam przesiadując, rycer-stwo pobożnymi naukami budował.Wysłuchawszy więc z uwagą opowieści pana Muszalskiego, w kilka wieczorów pózniejtak ozwał się do zgromadzonych: Lubiłem ja zawsze słuchać takowych opowiadań, w których żałosne przygody szczęśli-wy swój koniec mają, gdyż widoczna z nich, że kogo boża ręka piastuje, tego z łowczychobieży wyzuć każdego czasu potrafi i choćby z Krymu pod spokojny dach zaprowadzi.Dlatego niech każdy z waściów raz na zawsze to sobie zakonotuje, iż dla Pana Boga niemasz nic niepodobnego, i niechże w najcięższych nawet terminach ufności w jego miłosier-dzie nie traci.Ot, co jest!Chwali się to panu Muszalskiemu, że prostego człeka braterską miłością pokochał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki