[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz, że to bzdura, grubymi nićmi szyta - warknął Aaron, czując, jak jego anielska moc zaczynakumulować.Wykorzystywała każdą sytuację konfliktową i Aaron musiał znów zebrać siły, żeby jąposkromić.Nie miał najmniejszej ochoty, żeby po raz kolejny doświadczyć na sobie efektówmagicznych kajdan.- Gdyby to zależało od mojego ojca, wciąż siedzielibyście zamknięci w tej zatęchłej piwnicy - bezwzględu na to, czy jesteś Wybrańcem, czy nie.- Lorelei podeszła, opuszczając ręce z zaciśniętymipięściami wzdłuż boków.- A tak w ogóle, skąd ta pewność, że jesteś jakiś wyjątkowy? -uśmiechnęła się zjadliwie.- Ja się o to nie prosiłem! - Aaron odepchnął ją na bok i ruszył w przeciwną stronę.- A ty dokąd się wybierasz?Aaron przystanął, ale nie odwrócił się.- Muszę się przejść.Poza tym, Gabriel jest głodny.Ja też chętnie bym coś przekąsił.Dostaniemy tutaj jakieś jedzenie?Lorelei milczała przez chwilę, jakby zastanawiała się, czy może ich puścić.Aaron wiedział, że jejewentualny sprzeciw może wywołać opłakane skutki, biorąc pod uwagę, że moc w jego wnętrzu byłajuż gotowa do ataku.- Idziesz w dobrym kierunku - odezwała się w końcu dziewczyna.- Musisz skręcić w lewo, w ulicę Gagnon.Tam zobaczysz dom kultury.Można w nim chyba dostać kanapkę czy coś podobnego.- Dzięki.- Aaron ruszył przed siebie.Gabriel podreptał za nim.Tylko Kamael nie ruszył się zmiejsca.- Do zobaczenia pózniej - rzucił Aaron.- Zgadza się - zawołała za nim Lorelei.- Im prędzej się do tej myśli przyzwyczaisz, tym będzie ciłatwiej.ROZDZIAA 6Kamael patrzył w ślad za oddalającym się Aaronem.Podzielał, przynajmniej częściowo, jegoniezadowolenie.- Więc co tak naprawdę o nim myślisz? - spytała Lorelei, gdy tak stali na chodniku przedzaniedbanym domem.- Naprawdę wierzysz, że to Wybraniec?Kamael odwrócił wzrok i spojrzał jej w oczy.- Wierzę, że jest w nim coś wyjątkowego -odpowiedział.- Gdy miałam osiem lat, dostałam w prezencie kota.Te ż wydawał mi się wyjątkowy, co nie znaczy,że był Mesjaszem.- W głosie Lorelei zabrzmiał sarkazm.Kamael zignorował jej docinki.Zamiast tego wskazał na dom, przed którym stali.- Tutaj będziemy mieszkać? - spytał, jakby chcąc się upewnić.- Tak, tutaj.To jeden z najsolidniejszych i najlepiej zachowanych domów w okolicy.Nic nie cieknie, nie zdewastowały go też dzieciaki, które mają jeszcze odwagę czasem się tuzapuszczać.- To mi wystarczy - zapewnił ją Kamael, po czym zapadła cisza.Anioł miał nadzieję, że dziewczynazrozumie wymowność jego milczenia i zostawi go samego.Nie miał ochoty na pogawędkę.Musiałprzemyśleć wiele spraw, a jej obecność tylko go rozpraszała.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - odezwała się Lorelei, wywierając na niego lekki nacisk.-Uważasz, że Aaron jest tym, o którym mówi przepowiednia?- Nieważne, co uważam - odparł, wbijając w nią spojrzenie swoich lodowatych oczu.-Ty i twoi ludzie i tak już podjęliście decyzję.- Mieliśmy do czynienia z wieloma fałszywymi prorokami.Odkąd tu jestem, sama widziałam conajmniej dwóch takich.Dlatego słowo byłego dowódcy Potęg to dla nas za mało.- Loreleiskrzyżowała ramiona w charakterystycznym dla siebie geście.- Wybacz brak zaufania, ale takie sąfakty. Kamael czuł, że Lorelei oczekuje czegoś więcej - że chce, by ją przekonał, że to prawda.Ale gdy takstał na pustej ulicy, w środku opustoszałej dzielnicy, która okazała się rajem, tak długo przez niegoposzukiwanym, Kamael nie znalazł w sobie dość siły, by potwierdzić jej oczekiwania.- Szukałem tego miejsca, odkąd sięgam pamięcią.A nawet jeszcze dłużej - odparł, zataczając dłoniąkrąg po okolicy.- Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym zwiedzić Aerie na własną rękę.Lorelei przytaknęła po chwili wahania.W jej spojrzeniu dostrzegł rozczarowanie i poczuł się trochęgłupio.- Pewnie, nie krępuj się.- Dziewczyna wsadziła ręce do kieszeni krótkiej kurtki.- Kajdankina rękach i na szyi powinny trzymać cię z dala od kłopotów.- Po tych słowach Lorelei odwróciła sięna pięcie i przeszła na drugą stronę ulicy, zostawiając anioła samego.- Wiem, że pewnie inaczej to sobie wyobrażałeś.- Kamael usłyszał jeszcze, jak mówi, zanim ruszyław kierunku, z którego przyszli.- Ale to właśnie jest nasz dom.Kamael nie był pewien, czego właściwie spodziewał się po Aerie, ale schodząc w dółkompletnie wymarłej ulicy, otoczonej rozsypującymi się ruderami i cuchnącej chemikaliami, którezatruwały tutejsze powietrze i glebę, wiedział, że na pewno nie tego oczekiwał; nawet przez myśl munie przeszło, że Aerie może tak wyglądać.Co spodziewałeś się znalezć? - zadał sam sobie pytanie, czując na plecach promienie zachodzącegosłońca.Ziemską wersję dawno utraconego, niebiańskiego Raju? Na to właśnie liczyłeś?W oddali przed sobą Kamael dostrzegł złoty krzyż, wieńczący dzwonnicę kościoła, i poczuł, że zjakiegoś powodu musi odwiedzić miejsce kultu.Kościół został wzniesiony we współczesnym stylu -prosty, dużo skromniejszy niż zdecydowana większość świątyń, które Kamael miał okazję odwiedzaćw ciągu wielu lat spędzonych na tej planecie, zamieszkiwanej przez ludzi.Powoli wspiął się pozniszczonych, betonowych stopniach, prowadzących do kościoła, instynktownie wyczuwając w jegomurach słowa dawno przebrzmiałych modlitw.Otworzył drzwi i natychmiast spłynęła na niego miłość, jaką te prymitywne istoty obdarzały swojegoBoga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki