[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.System opiera się na zaufaniu.– Ale to oznacza, że w zasadzie mógłbym wnieść tutajwszystko.111– Owszem, mógłby pan.Ale nie chcielibyśmy, by doszło do czegoś takiego.– Nordbø uśmiecha się.– Proszę tamwejść i zaczekać, zaraz przyprowadzę Torego.– Okej.Henning wchodzi do niewielkiego, ciasnego pokoju wi-dzeń z szarym linoleum na podłodze, żółtymi ścianami,podłużnym oknem z zielono -białymi zasłonkami.Pod ok-nem stoi czarna skórzana kanapa, obok niej zbiera kurzwysoka roślina w doniczce.W przeciwległym końcu poko-ju ustawiono nędzną skrzynkę z plastikowymi zabawka-mi.Zielona szafka skrywa, jak się okazuje, prześcieradłai ręczniki w przygaszonym odcieniu zieleni.Wkrótce rozlegają się kroki.Pierwszy wchodzi Nordbø.– No to zostawiam was samych – zapowiada z uśmie-chem.Henning dziękuje mu skinieniem głowy i patrzy, jakNordbø odsuwa się, ustępując miejsca olbrzymowi, któ-ry wchodzi do pokoju.Henning czuje podniecenie i musiwalczyć z chęcią zasypania go pytaniami, ale na razie tylko obserwuje.Tore Pulli zmienił się nie do poznania.Musiałschudnąć co najmniej piętnaście kilo.Ostrożnie stawiakroki.Na głowie ma czerwoną czapkę z daszkiem, którakolorem nie pasuje ani do zielonej koszuli, ani do niebie-skich spodni od dresu.Henning robi krok w jego stronę, myśląc o wszystkim,co ostatnio czytał i czego się o nim dowiedział.Egzeku-tor długów, biznesmen, kumpel, kłamca.Kim jest teraz?Pulli przekłada parującą filiżankę z prawej ręki do le-wej i wyciąga wolną dłoń do Henninga.Ten ujmuje ją, nieuciekając wzrokiem.– Cześć.Henning Juul.Pulli ściska mu dłoń mocno i spokojnie.– A więc tak wyglądasz – mówi.– A czego się spodziewałeś?– Nie bardzo wiem.– Większość ludzi dziwi się na widok mojej gęby.112– Widywałem gorsze.Pulli mija Henninga, siada na kanapie pod samym ok-nem.Henning wybiera dla siebie krzesło po drugiej stroniestołu, przygląda się, jak Pulli zanurza we wrzątku torebkęz herbatą.Jego ruchy są pełne gracji, wyważone.Rękawykoszuli podwinął do łokcia.Na prawym przedramieniu mawytatuowaną twarz kobiety z długimi falującymi włosa-mi.Kiedyś miał czekoladowobrązową skórę, ale teraz jestblady.Ściąga czapkę, odsłaniając kompletnie łysą głowę,drapie się w nią i wkłada czapkę z powrotem.– No tak – mówi, ostrożnie siorbiąc herbatę.– Zakła-dam, że zna…– Zanim zaczniemy o tym rozmawiać – przerywa muHenning – mam prośbę.Właściwie nawet żądanie.Jeślimam ci pomóc, a przynajmniej podjąć taką próbę, musiszmi najpierw coś dać.Pulli odstawia filiżankę i uśmiecha się kokieteryjnie.– Dać ci coś?– Kiedy dzwoniłeś do mnie w sobotę, powiedziałeś, żewiesz coś o wydarzeniach tego dnia, kiedy zginął mój syn.Muszę wiedzieć, czy mogę ci ufać.Czy w ogóle jest cośw tym, co mówisz, czy może tylko mnie nabierasz?– Chyba trochę źle mnie zrozumiałeś.– Uśmiech Pul-liego nabiera pogardy.– Ależ skąd.Chcesz, żebym ci pomógł.Ja chcę, żebyśty pomógł mnie.Podrzuć mi coś, co mógłbym sprawdzić,by uwierzyć, że dostanę więcej.Pulli z niedowierzaniem patrzy na Henninga, ale nicnie mówi.– Jaką mam gwarancję, że mnie podrapiesz po plecach,jeśli najpierw zajmę się twoimi plecami? – pyta Henning.– Mogę ci to obiecać.– Świetnie.Ale ja nie mam pojęcia, ile jest warte two-je słowo honoru.Szczególnie że nie masz nic do strace-nia.Zgłosiłeś się ze swoim problemem do mnie, do face-ta, który w ostatnich latach nie był zbyt aktywny w roli113dziennikarza śledczego.Dlatego zastanawiam się nad dwiema rzeczami.Najwyraźniej wiesz, że mój syn nie żyjei że był u mnie pożar.Kusisz mnie największą marchew-ką na świecie.Skąd mam mieć pewność, że mnie cynicz-nie nie wykorzystujesz, dlatego że przestały ci się podo-bać kolory ścian w tym miejscu? Muszę wiedzieć, czy niepróbujesz mnie oszukać, Pulli.Tore Pulli wypija łyk herbaty i odstawia filiżankę.– Jeśli już teraz powiem ci to, co wiem, nie będzieszmiał żadnego powodu, żeby mi pomóc.– Jeśli jesteś niewinny, to ci pomogę.Nie lubię mor-derstw sądowych.Pulli znów się uśmiecha.– Mam mało czasu.– O co ci chodzi?– Jeśli teraz powiem ci wszystko, co wiem, pójdziesztym tropem, dopóki nie utkniesz, a mnie w tym czasieolejesz.A poza tym nie mam pewności, czy zajdziesz takdaleko i czy będziesz wtedy jeszcze żył.– Rozmawiamy więc o ludziach niebezpiecznych?– A jak ci się wydaje? Martwy w niczym mi nie pomo-żesz, a ja mam mało czasu.Niedługo zacznie się procesapelacyjny.– No dobrze, rozumiem, ale…– Padał deszcz – mówi Pulli.– Tamtego dnia padało.Henning nadyma wargi.– O tym dobrze wiem.Każdy mógłby się tego dowie-dzieć.– Tamtego wieczoru siedziałem w samochodzie podtwoim domem.Wycieraczki pracowały na okrągło.– Dlaczego tam siedziałeś?– To akurat nie jest ważne.Nie o to chodzi.– A o co?– O to, że zobaczyłem, jak ktoś, kto nie miał tam nic doroboty, wchodzi na tylne podwórze.Henning czuje ściskanie w żołądku.114– Skąd wiesz, że nie miał tam nic do roboty?– Bo wiem, kto to był.Henning się prostuje.– Kto?Pulli się uśmiecha.– Niezła próba, ale już wystarczy.– Nie ma mowy.Skąd wiesz, że nie miał tam nic do ro-boty?Pulli wzdycha.– Nie mieszkał tam i z tego, co wiem, nie znał tam ni-kogo.To nie jego okolica.– Ale mnie znał albo wiedział kim jestem?Pulli odwraca głowę i znów wypija łyk herbaty.– Tego nie wiem.– Dalej, właśnie, że wiesz! Widzę to po tobie!– Nie.Henning długo mu się przygląda.– Skąd wiedziałeś, że ja tam mieszkam?– Hm?– Mówiłeś, że siedziałeś pod moim domem, to znaczy,że wiedziałeś, że tam mieszkam.Skąd to wiedziałeś?– Kilka dni później pisali o tobie w gazecie.Dodałemdwa do dwóch.– Aha – mówi Henning z wahaniem.– A ten facet, skądgo znasz?– Wystarczy.– Nie.– Nic więcej ci nie powiem.– Jak się tam dostał?– Gdzie?– Na tylne podwórze.Włamał się? Miał klucz? Dzwoniłdo kogoś?– Z tego miejsca, gdzie siedziałem, trudno było coś kon-kretnego zobaczyć.W każdym razie dostał się bez kłopo-tów.Nic więcej ci nie powiem.Tym razem.– Miał coś ze sobą?115Pulli znów wzdycha.– Torbę.– Czarną? Niebieską? Białą?– Nie widziałem.Było ciemno.Na tym kończymy.– To, co mi powiedziałeś, łatwo po prostu wymyślić.– Twierdzisz, że kłamię?– Niekoniecznie, ale właśnie o to chodzi.Nie mogęsprawdzić twoich słów.Tego, że jakiś mężczyzna wszedłna tylne podwórze, kiedy zaczynało się ściemniać.Dajspokój, Pulli!– To prawda.– Już to mówiłeś.– Spójrz na mnie.– Pulli agresywnie się wychyla.– Czyja wyglądam na kogoś, kto kłamie?Henning myśli o tym, co powiedziała mu Irene Otnes,ale robi to, o co Pulli prosi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki