[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po prostu próbuję być uprzejmy - wzruszył ramionami.- Daj sobie spokój.Posłuchaj, nie jestem w stanie udawać, że to zwykła kolacjadwojga przyjaciół.Gdy się widzieliśmy ostatnim razem, pocałowałeś mnie na pożegnanie iodleciałeś do Nowego Jorku.O ile pamiętam, to przepraszałeś mnie za to, że zapomniałeś omoich urodzinach, chociaż tak naprawdę zapomniałeś o czymś zupełnie innym, niepowiedziałeś mi, że następnego dnia wylecę z pracy.A może to miała być niespodzianka naurodziny? - dokończyła Cara z ironicznym uśmiechem. - Naprawdę musiałem wtedy polecieć do Nowego Jorku.I nie mogłem powiedzieć ciwcześniej o zwolnieniu, bo to była tajemnica służbowa.- Och, proszę cię.Richard uniósł dłoń.- Cara, posłuchaj.Daj mi przynajmniej szansę, żebym mógł to wyjaśnić.Nie chciałemcię zranić.- Aha.No ale mnie zraniłeś.To był poważny cios i nie miałam niczyjego wsparcia.Poprostu zostawiłeś mnie na lodzie.- Nie przypuszczałem, że wyjedziesz z miasta! Przez te ostatnie miesiące szalałem zniepokoju, zastanawiając się, gdzie jesteś i jak się czujesz! Próbowałem do ciebie dzwonić nadomowy numer, na komórkę, musiałaś chyba dostawać moje wiadomości! Dlaczego nieoddzwoniłaś? Oszczędziłabyś mi wiele cierpienia i sama znacznie wcześniej dowiedziałabyśsię, co się właściwie stało!- Przysporzyłam ci miesięcy cierpienia? O, to ciekawe.- Jeśli od tego poczujesz się lepiej, to tak, przyznaję, że cierpiałem.Zostawiłaś miwiadomość; że zadzwonisz, gdy dotrzesz do domu.Czekałem więc przez kilka dni, a gdyprzeciągnęło się to do kilku tygodni, zacząłem cię szukać.Nikt nie wiedział, gdzie siępodziałaś.Zupełnie jak kamień w wodę.Jednak ja zachowałem spokój, bo wiedziałem, żelubisz podróże, a poza tym na pewno jesteś na mnie wściekła.Cara nie dała się zwieść.Wiedziała, że ona sama ani jej los w najmniejszym nawetstopniu nie obchodzi Richarda.Chciał czegoś od niej i musiała tylko poczekać, żeby to jasnopowiedział.- To już stare dzieje - skonstatowała chłodno.- No tak, ale gdy przez całe lato nie dawałaś znaku życia, przestraszyłem się, żestraciłem cię na dobre.Przychodziło mi nawet do głowy, żeby wynająć prywatnegodetektywa.A wiesz, jak cię w końcu znalazłem? Byłem na lunchu z Adele i ona mipowiedziała, że jesteś u matki w Charlestonie, ale nie chciała dać mi numeru telefonu.Wróciłem więc do biura, znalazłem wszystkich Rutledge ów w książce telefonicznej - zdajeszsobie sprawę, ilu ich jest? - i w końcu trafiłem na twojego brata.No i jestem.- Imponująca opowieść.Mogę się tylko zastanawiać, po co zadałeś sobie tyle trudu.Richard przymrużył oczy i rozpostarł dłonie na stole.- Kochanie, wiem, że jesteś na mnie zła.Przepraszam, rzeczywiście zawiniłem, nieinformując cię o tym zwolnieniu.Naprawdę jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale musiszmi uwierzyć, że miałem już gotowy plan ponownego ściągnięcia cię do firmy.To była tylkokwestia przeczekania.I właśnie o tym chcę z tobą porozmawiać.- Jego brązowe oczy zalśniły w blasku świec.- Chodzi o tę kampanię reklamową barów szybkiej obsługi, nad którąpracowałaś.Projekt przeszedł i teraz oni chcą, żebyś właśnie ty pokierowała całą kampanią.Naszej firmie też na tym zależy, więc naprawdę powinnaś do nas wrócić.Jesteś nampotrzebna.- Odczekał chwilę i dokończył z emfazą:- Jako wiceprezes i dyrektor działu.Cara znieruchomiała.- Chyba nie mówisz poważnie - wymamrotała, wpatrując się w jego twarz.- Ależ jak najbardziej - odrzekł z szerokim, promiennym uśmiechem.- Chcę to mieć na piśmie.- Cara.- Chcę zobaczyć kontrakt z wyszczególnieniem wszystkich tych rzeczy, o którychprzed chwilą mówiłeś, jak również tych, o których jeszcze nie wspomniałeś.Przyślij mi toprzesyłką kurierską.Nie faksem, bo nie mam tu faksu.Jeśli kontrakt mi się spodoba, to polecędo Chicago i pozwolę ci się zaprosić na kolację.A potem, po kilku dniach negocjacji, jeślispodoba mi się to, co usłyszę, to będę z tobą pracować.Richard uśmiechnął się z mieszaniną irytacji i podziwu.- Ty chyba żartujesz?- W sprawach związanych z pracą i pieniędzmi nigdy nie żartuję.Ani nie kłamię.Richard wybuchnął nieprzyjemnym ś miechem.Cara nie miała pojęcia, co właściwiewidziała w tym mężczyznie.Ale biznes to biznes.Jeśli Richard przyleciał tu tylko po to, byznów ściągnąć ją do firmy, należało rozważyć jego ofertę.Zgarnęła torebkę i podniosła się.- Dokąd idziesz? - zapytał zaskoczony Richard.- Powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, więc nie widzę sensu zostawać dłużej.Miłomi było spotkać się z tobą.Mam nadzieję, że zobaczymy się znowu w Chicago.W firmie.- Ale kolacja.- Podobno jedzenie jest tu doskonałe, ale na mnie czeka w domu pstrąg.Och, i skorojuż tu jesteś, to wybierz się na partyjkę golfa.Wyglądasz trochę blado.Do widzenia!Wsunęła torebkę pod ramię i wyszła z restauracji z miłą świadomością, że Richardpodąża wzrokiem za każdym jej ruchem.W domu panowała cisza.- Halo! - zawołała, Cara stawiając torebkę na stole.Kuchnia była wysprzątana nawysoki połysk.Cara pociągnęła nosem, ale nie poczuła zapachu ryb.Toy wyszła ze swojej sypialni w piżamie, chociaż było dopiero wpół do ósmej. - O, cześć, Cara - zdziwiła się na jej widok.- Jak poszło?- Doskonale.Dlaczego tak tu cicho? Gdzie jest Palmer?- Wyjechał chwilę po twoim wyjściu.- A mama?- Tu jestem! - zawołała Lovie ze swojego pokoju.Poszły tam obydwie.Okna byłyszeroko otwarte, ale i tak czuć tu było lekarstwami.Lovie leżała pod maską tlenową ioglądała telewizję.Cara podeszła do łóżka.- Jak się czujesz? - zapytała, siadając na krawędzi.Matka wskazała na maskę.Toy szybko zakręciła tlen.- Dobrze, dobrze.Ta maska trochę pomaga.Cara wiedziała, że matka używa jej z dnia na dzień coraz dłużej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki