[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale cóż zrobić, tak już mają.A biedny Koreda dawał impowodów aż nadto.Był podrzutkiem dziwożon, to raz.Mieszkał u Biłki, szeptunki,pomawianej o konszachty z zaświatem, to dwa.Może była pomocna, ale nigdy nic niewiadomo, taka umiałaby bez powodu klątwę rzucić.Wreszcie Koredę wychowywał Duda,nie bez racji wygnany z Mocarnych, to trzy.I na sam koniec, po dziwnych wydarzeniach wJasionce górale z Moczarek woleli unikać spotkań z mieszkańcami przysiółka, to cztery.Apewnie znalazłoby się coś po piąte, po szóste i dziesiąte.Nie byli za bardzo ufni.Dlatego Koreda postanowił nie naprzykrzać się bogatym i wysoko noszącym głowęMocarnym.I dlatego po zmroku ostrożnie wszedł do wioski i mijając psie pozdrowienia orazzaczepki, zastukał w okienko chałupy Talby, pod którym juhasował w bezczartowychczasach. Witaj, chłopcze powitał go w drzwiach stary watah. Co cię sprowadza w te strony?Od trzech lat unikasz mnie przecież, skąd ta odmiana?Talba nigdy nie był chłop ludziom miły, ale miał dobre serce.Po śmierci żony, którazmarła w połogu, stał się jeszcze bardziej oschły.Odchował syna i mieszkał samotnie, przezcałą zimę czekając tylko na początek wypasów.Dopiero na halach odżywał, tam był jegoświat. Po nocleg przychodzę, na jedną noc, przygarnijcie, Talbo. Przecież cię na mrozie nie zostawię.Ale nie licz, że wyprosisz, bym cię na redyk wziął.Mam już namówionych ludzi. Moje juhasowanie, dawne dzieje. Koreda wspomniał swe pierwsze spotkanie zczartem południowym. Kłopotu nie narobię, rano odejdę. Wejdz, bo ziąb do izby idzie.Po chwili siedzieli wewnątrz chałupy i Koreda grzał się, opierając plecami o bielony piec. Pewnie głodny jesteś.Ja już jadłem, ale odgrzeję ci kaszę ze skwarkami. Dobry z was człek, Talbo. Pode mną juhasowałeś, toś mi prawie syn.Choć na pasterza za dobrego nie wyrosłeś.Za leniwy byłeś.Taki los, widać tak być musiało.Gdzie cię gna, opowiadaj, chłopcze.Watah za bardzo rozmowny nie był, ale potrafił wspaniale słuchać.Czuło się, żezapamiętuje każde słowo, że poświęca na to całą swą uwagę.Dlatego wszyscy mówili, żemało kto zna tyle opowieści, co stary Talba, choć po prawdzie nikt go nie słyszałopowiadającego.Ale watah musiał trochę na opowieści poczekać, bo zmarznięty i wygłodniały Koredawpierw milczkiem wymiótł całą miskę kaszy, a potem jeszcze nieśmiało poprosił o kromkęchleba.Talba nakroił mu trzy, a pózniej naparzył w imbryku kwiat lipy i spokojnie zapaliłfajkę.I młody góral opowiedział mu o czartach, o zapomnieniu, o Soroczce.O dziwożonach io słowach Biłki..sam nie wiem, jak jest, ale spróbować trzeba skończył, lekko ziewając.Bo od tej gawędy zrobiła się noc gęsta i smolista.Watah wzdrygnął się z zimna i dorzuciłdo gasnącego pieca brzozowe polano.Ogień strzelił wesoło. Coś chyba jest na rzeczy. odezwał się po chwili, wsparty o pogrzebacz. Dziświosna ruszyła, a zwykle jeszcze miesiąca potrzebuje, żeby się do nas wyzbierać.Niedługoowce trzeba będzie na połoniny prowadzić, jakoś wcześniej niż w zeszłe lata.Niezwyczajneto wszystko.Może się świat jakoś poruszył od tej twojej drogi.Kto wie, może coś na rzeczyjest. Trzeba mieć nadzieję, a z nią u nas krucho. I u nas nie lepiej.Choć czarty jeszcze się w Moczarkach nie zadomowiły jak wJasionce, to widzę po twej opowieści, że wnet na nas zapomniki spadną, kto wie, może zakilka dni.Talba wystukał resztki tytoniu z fajki o brzeg popielnika i wdrapał się na pogrążony wciemności zapiecek. Przystaw ławę do pieca, bo inaczej zmarzniesz krzyknął z góry. I przynieś sobie zdrugiej izby wełniany koc.Wiosna idzie, ale noc jeszcze o tym nie wie.Koreda ułożył się na twardym posłaniu i wsłuchany w chichoty dogasającego paleniskaodpłynął w zasłużony sen.Za oknem, z czerwonym nosem przylepionym do szyby, dzwoniąc zębami naśródnocnym mrozie, na zasypiającego Koredę zawistnie spoglądał południowy czart.Koreda wstał w porze przedświtu, kiedy słońce nie rozpędziło na dobre mroków nocy.Zimowy poranek był rześki, choć Moczarki jeszcze pochrapywały.Nie budząc Talby, napaliłw piecu i posiliwszy się skromnym śniadaniem, ruszył w dalszą wędrówkę.Wioska leżała nad starą sztolnicką drogą.Za traktem rozpoczynały się moczary ipodmokłe, zdradzieckie łąki.Dalej rosły kępy drzew, o tej porze otulone szarą, spopielałąprzez noc mgłą.Lekki wietrzyk przynosił do Moczarek zmrożoną woń błot.Za sztolnickądrogą zaczynała się Rówień, kraina, gdzie zlewały się wody Srebrnego i Rudego Beretyczu,Jaworzynki, Kośnego i wielu innych górskich potoków.Niegdyś na Równi żyli górale,budując swe domy na zielonych polanach i sypiąc groble między osadami.Ale od wieludziesięcioleci woda podnosiła się z każdą wiosną i zalewała kolejne polany.W czasachKoredy tylko z trudem można było przejść przez Rówień suchą stopą.Nieliczni, którzypozostali na obrzeżach, używali dłubanych w pniach łodzi.A i tych było niewielu, gdyż namokradłach rozpanoszyły się żertwy, wcześniej trwające w uśpieniu.Złowieszcze krakanieogromnych padlinożerców wyludniało wioski.Górale uciekali ku górom, ku swej odwiecznejnaturze, zdradzonej przez osadnictwo na Równi.Ale nawet w czasach Koredy Rówień nie była jeszcze Pustacią, zdechłym miejscem,gdzie nikt nie mieszkał i na które zachodzili tylko odważni lub głupi.Młody góral wszedł w przedsłoneczną szarość, odnajdując pod stopami kamienną drogę.Trakt, wolny od śniegu, wiódł go na południe.Brzask zaróżowił niebo, potem nastał dzień iKoreda dziarsko wędrował w stronę Starej Gospody.Droga była niemal pusta, minął jednąkarawanę kupiecką, zdążającą do Kośnych, i trzech górali z Moczarek, którzy gnaliniewielkie stadko leniwych, pokrytych gęstą sierścią wołów.Po lewej ręce mijał równewstęgi pól, zieleniące się oziminą.Przeplatane zmrożonymi, zaoranymi pasami tworzyły ażpo dolną granicę lasu malowniczy kobierzec.Czas płynął szybko, rozkołysany rytmemkroków.Czart południowy pojękiwał z tyłu, z trudem nadganiając za szybkonogim góralem.Rozdział piątyw którym Koreda spotyka starego Kumaka,człowieka trochę z innego świataKoło południa Koreda zobaczył przed sobą wielki wóz i dwóch ludzi krzątających sięwkoło niego.Pokrzykiwali na siebie, biegali bezradnie.Zza wiklinowej pałuby dochodziłkwik poganianych koni.Mimo to wóz stał w miejscu.Kiedy góral podszedł bliżej, zrozumiał powód tego zamieszania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Tolkien J.R.R. Władca Piercieni I Drużyna Piercienia tom 2
- Lewandowski Konrad T. Saga o Kotołaku Tom 2 Wyprawa Kotołaka
- Wałek Czernecki Tadeusz Naród, narodowoć, ojczyzna w starożytnoci [Przeglšd Historyczny 1926 27 Tom 26 Z. 2]
- Erikson Steven Malazańska Księga Poległych Tom 5.2 Przypływy Nocy. Siódme Zamknięcie
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM I
- sandemo margit saga o ludziach lodu tom 37 miasto strachu
- Rosemary Rogers Bezdroża namiętnoÂści(1)
- Civil War Lucan
- Harris, Thomas Hannibal
- Lee Tanith Mroczny taniec
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sylkahaha.htw.pl