[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kalinskarowie pojechali do domu.Minęły cztery lata,a w drugim z nich, w roku 1640, rozpoczęła się wojna domowa o sukcesję, znana jakoWojna Trzech Królów.Jak większość drobnej szlachty, Kalinskarowie poparli w roszczeniach do koronydiuka Givana Sovenskara.Andre zaciągnął się do jego armii; w roku 1643, kiedy w pro-wincji Molseny zdobywała miasto za miastem aż po Krasnoy, Andre był już kapitanem.Gdy Sovenskar szedł na stolicę, by objąć tron, powierzono mu oblężenie ostatniej for-tecy lojalistów położonego na wschód od rzeki miasta i zamku Mogę.Tak więc pew-nego czerwcowego dnia Andre, leżąc na szorstkiej trawie wzgórza, patrzył na znajdują-ce się po drugiej stronie doliny kryte łupkiem dachy miasta, mury wznoszące się spo-śród zielonej fali kasztanowców, okrągłą wieżę i lśniącą za nimi rzekę. Gdzie mamy ustawić armaty, panie kapitanie?Stary książę nie żył, a Brant Mogeskar zginął w marcu na wschodzie.Gdyby królGulhelm wysłał wojska za rzekę ku obronie swoich obrońców, jego rywal być może niejechałby teraz do Krasnoy na koronację; lecz żadna pomoc nie przybyła i Mogeskaro-wie byli teraz oblężeni we własnym zamku.Poddać się nie chcieli.Zastępca Andre, któ-ry przybył na miejsce kilka dni przed nim z lekkimi oddziałami, poprosił George a Mo-geskara o pertraktacje, lecz nawet się z księciem nie widział.Powiedział, że przyjęła goksiężniczka, przystojna dziewczyna, lecz twarda jak żelazo.Odmówiła pertraktacji. Mogeskarowie się nie układają.Jeśli przystąpicie do oblężenia, utrzymamy zamek.Jeśli pójdziecie za uzurpatorem, my zaczekamy tu na króla.Andre leżał, patrząc na płowe mury. No cóż, Solenie, problem przedstawia się tak: najpierw zdobywamy miasto czy za-mek?To jednak wcale nie było problemem.Prawdziwy problem był o wiele bardziejokrutny.Porucznik Soten usiadł przy nim i wydął krągłe policzki. Zamek rzekł. Stracimy kilka tygodni na zdobycie miasta, a potem i tak trze-135ba będzie zdobywać zamek. Zdobyć go tymi działami? Kiedy znajdziemy się w mieście, zamek przyjmie na-sze warunki. Ta kobieta nie przyjmie żadnych warunków, panie kapitanie. Skąd wiesz? Widziałem ją!Ja też odparł Andre. Ustawimy armaty tutaj, przy południowym murze.Za-czniemy bombardowanie jutro o świcie.Proszono nas, byśmy zajęli tę fortecę tak, jakstoi.Będzie się to musiało odbyć kosztem miasta.Nie mamy wyboru. Mówił ponuro,lecz w głębi serca czuł uniesienie.Da jej wszelkie możliwe szansę: wycofania się z bez-nadziejnej walki oraz szansę sprawdzenia siebie, użycia odwagi, która spoczywała lśnią-cym ciężarem w jej piersi niczym miecz ukryty w pochwie.Był godnym konkurentem do jej ręki, człowiekiem dorównującym jej ambicją, i zo-stał odrzucony.Dobrze.Nie chciała kochanka, lecz wroga, a on będzie wrogiem jej war-tym i godnym szacunku.Zastanawiał się, czy zna już jego nazwisko, czy ktoś powie-dział: Prowadzi ich kapitan Kalinskar , a ona odpowiedziała na swój władczy, łagodny,obojętny sposób: Andre Kalinskar? marszcząc może brwi na wiadomość, że przyłą-czył się do diuka występującego przeciwko królowi, a mimo to nie czując niezadowole-nia ani żalu, że ma go za przeciwnika.Zdobyli miasto po trzech tygodniach, kosztem wielu zabitych.Pózniej, kiedy Kalin-skar był już marszałkiem armii królewskiej, mówił po pijanemu: Mogę zdobyć każ-de miasto.Zdobyłem Mogę.Mury były pomysłowo umocnione, zamkowy arsenał wy-dawał się niewyczerpany, a obrońcy walczyli z bezprzykładnym poświęceniem i cier-pliwością.Znosili ostrzał i ataki, gasili pożary gołymi rękami, żywili się powietrzem,a w ostateczności walczyli twarzą w twarz, broniąc pojedynczych domów od brammiejskich do zamkowej skarpy; kiedy zaś brano ich do niewoli, mówili: To dla niej.Jeszcze jej nie widział.Bał sieją ujrzeć wśród rzezi na wąskich, zniszczonych ulicz-kach.Wieczorami spoglądał z nich na wznoszące się na sto stóp blanki, na dymiące sta-nowiska dział, okrągłą, płową wieżę oświetloną na czerwono promieniami zachodzące-go słońca, na nietknięty zamek. Zastanawiam się, jak można by umieścić zapałkę w składzie prochu rzekł po-rucznik Soten, wesoło wydymając policzki.Jego kapitan spojrzał na niego jastrzębimioczyma, czerwonymi i zapuchniętymi od dymu i zmęczenia. Zdobędę Mogę, tak jak stoi! Chcesz wysadzić w powietrze najlepszą fortecę w kra-ju, bo jesteś zmęczony walką? Na Boga, nauczę cię szacunku, poruczniku!Szacunku dla czego lub kogo, zastanawiał się Soten, lecz zmilczał.Jeśli o niego cho-dziło, Kalinskar był najlepszym oficerem w armii i Soten chętnie za nim szedł czy tow szaleństwo, czy gdziekolwiek indziej.Wszyscy byli szaleni walką, zmęczeniem, prze-136możną spiekotą i kurzem lata.Bombardowali i przypuszczali ataki o wszelkich porach dnia i nocy, nie zezwala-jąc obrońcom na odpoczynek.W mroku przedświtu Andre prowadził oddział do nie-wielkiej wyrwy, jaką uczynił wybuch w zewnętrznym murze, kiedy napotkali wyciecz-kę z zamku.W ciemności pod murem wywiązała się walka na szable.Była chaotycznai niecelowa, więc Andre zwoływał swoich ludzi, by się wycofać, kiedy uświadomił sobie,że upuścił szablę.Poszukał jej.Z jakichś powodów ręce osuwały mu się bezwładnie pogrudach ziemi i kamieniach.Coś zimnego i ziarnistego przycisnęło mu się do twarzy:ziemia.Szeroko otworzył oczy i zobaczył ciemność.Na wewnętrznym dziedzińcu pasły się dwie krowy, ostatnie z wielkich stad Mogę.O piątej rano jak zwykle przyniesiono księżniczce do pokoju kubek mleka, a po chwilijak zwykle przyszedł kapitan fortecy, by zdać sprawę z nocnych wydarzeń.Wiadomościbyły te same co zwykle i Isabella prawie ich nie słuchała.Obliczała, kiedy mogą przybyćsiły króla Gulhelma, jeśli dotarł do niego jej posłaniec.Nie wcześniej niż za dziesięć dni.Dziesięć dni to dużo czasu.Miasto padło ledwie przed trzema dniami, a wydawało się,że dawno temu, jak wydarzenie z minionych lat, z historii.Mimo wszystko, jeśli trzeba,to wytrzymają dziesięć dni, a nawet dwa tygodnie.Król na pewno przyśle pomoc. Przyślą posłańca z pytaniem o niego mówił Breye. O kogo? Zwróciła ciężkie spojrzenie na kapitana. O kapitana. Jakiego kapitana? Waśnie ci mówiłem, księżniczko.Rano został wzięty do niewoli. Jeniec? Natychmiast mi go przyprowadz! Otrzymał cios szablą w głowę, księżniczko. Może mówić? Pójdę do niego.Jak się nazywa? Kalinskar.Poszła za Breyem przez lśniące od złota sypialnie, gdzie na łóżkach leżały stertymuszkietów, przez długi korytarz, gdzie na parkiecie pod nogami zgrzytał kryształ zestrzaskanych kinkietów, do sali balowej we wschodnim skrzydle zamienionej na szpital.Dębowe łoża z baldachimami o przekrzywionych zasłonach stały na bezmiarze podłoginiczym statki rozproszone w porcie po sztormie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Dussler Barbara, Mensah Ursula Anioy naprawde istniejš
- LeGuin, Ursula K The Lathe of Heaven
- § Migar Michał Opowiadania 18 z pozycji horyzontalnej
- Bog ksiazka Nicky Cruz opowiada
- Polityka%2Brz%25C4%2585du%2Bwobec%2Bma%25C5%2582ych%2Bi%2B%25C5%259Brednich%2Bprzedsi%25C4%2599biorstw
- MERIDIAN 568
- Maria Rodziewiczówna Nieoswojone ptaki
- Jennifer Echols MiłoÂść, flirt i inne zdarzenia losowe (2)
- N.R. Walker Taxes and TARDIS
- Iris Murdoch Mily i dobry
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl