[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. M?j drogi przeciwniku, wyje?d?asz z jedyn? prawdopodobn? trudno?ci?  rzek? Francuz pomimo to zanadto ufam przemys?owi ameryka?skiemu, kt?ry nie dopu?ci, abym t? wiar? utraci?. Ale? gor?co, jakie si? wywi??e w skutek chy?o?ci kuli w przecinaniu warstw powietrza? O! ?ciany kuli b?d? grube, a zreszt? tak szybko przeb?d? atmosfer?. A ?ywno??? woda? Obliczy?em si?; mog? tyle wzi?? ze sob?, ?e mi na ca?y rok wystarczy, a podr?? moja tylkocztery dni trwa? b?dzie. Ale? zk?d we?miesz powietrza potrzebnego do oddechu podczas podr??y? Wytworz? je ze sk?adnik?w chemicznych. A uderzenie przy spadni?ciu na ksi??yc, je?liby? go rzeczywi?cie osi?gn??? B?dzie sze?? razy mniejsze, ni? uderzenie o ziemi?, bo ci??ar na ksi??ycu jest sze?? razymniejszy. Ale wystarczy, aby ci? zgruchota? jak szk?o. Kt?? mo?e mi? wstrzyma? od zgruchotania si?? Dobrze, przypu??my, ?e wszystkie trudno?ci znikn?, mo?liwe przeszkody si? usun?, ?e wszystkou?o?y si? pomy?lnie, aby? si? ca?o na ksi??yc dosta?  powiedz mi, jak powr?cisz ztamt?d? Nie my?l? wcale wraca?.S?owa te wypowiedziane z taka prostot?, wprowadzi?y zgromadzenie w oniemienie; milczenie to wymowniejszem by?o od okrzyk?w zachwytu.Nieznajomy korzysta?, aby jeszcze raz g?os zabra?. Niezawodnie si? zabijesz, a ?mier? twoja, kt?ra b?dzie ?mierci? waryata, ?adnej korzy?ci naucenie przyniesie. M?w dalej, wspania?omy?lny m?j nieznajomy, bo istotnie przyjemne mi wr??by prawisz. A, to za wiele!  zawo?a? nieznajomy.Nie pojmuj? naprawd?, po co wda?em si? w tak?rozpraw?.Trzymaj si?, je?eli chcesz, twego szalonego zamiaru.Nie do ciebie trzeba si? bra?. O, nie wstrzymuj si?. Nie, inny to odpowie za twoje czynno?ci. Kt?? naprzyk?ad? G?upiec, kt?ry u?o?y? ca?? t? niemo?ebn? i niedorzeczn? wypraw?.Atak a? nadto prosto by? wymierzony.Barbicane ju? od pierwszej chwili wyst?pienianieznajomego sili? si? panowa? nad sob?, ale kiedy ostatecznie tak obel?ywie dotkni?tym si? uczu?,zerwa? si? z miejsca i pu?ci? si? ku przeciwnikowi, ale go zatrzymano.Estrada ca?a podnios?a si? naraz w g?r? na stu silnych barkach; Barbicane i Micha? Ardau uczuli,?e ich nios?, jakby w tryumfie.Jakkolwiek estrada niema?o wa?y? musia?a, nie dawa? si? ten ci??arczu?, gdy? ci?gle si? mieniano, a ka?dy si? dobija? o zaszczyt niesienia.Nieznajomy nie korzysta? wcale z zamieszania, aby zaj?te miejsce opu?ci?.Czy?by mu si? by?ouda?o w?r?d tak zbitego t?umu? Naturalnie, ?e nie.Sta? wi?c na swojem miejscu, z r?kami za?o?onemi, patrz?c bezustannie na prezydenta Gun-klubu wzrokiem wyzywaj?cym, a ten tak?e go z oka niespuszcza?; tak wi?c wzrok tych dw?ch ludzi krzy?owa? si?, jak dwie w ruch wprawione szpady.Poch?d tryumfalny odbywa? si? spokojnie; Ardau czu? si? uszcz??liwiony, potwierdza?a, to jegotwarz rozpromieniona.Od czasu do czasu chwia?a si? estrada, jak okr?t, tr?cany ba?wanami, leczdwaj bohaterowie mieli nogi marynarskie, nie zachwiali si? ani razu i dop?yn?li na tym nowym okr?cie bez przygody do portu Tampa-Town.Tu uda?o si? szcz??liwie wymkn?? Ardauowi po?egnalnym u?ciskom zapalonych wielbicieli;uciek? on do hotelu Franklina, a dostawszy si? do swego pokoju, ukry? si? pod ko?dr?, podczas gdystutysi?czna gwardya trzyma?a stra? pod jego oknami.Tymczasem odbywa?a si? pomi?dzy Barbicanem a nieznajomym scena kr?tka a decyduj?ca.Barbicane bowiem uwolniwszy si?, wr?ci? do niego i rzek? kr?tko: Chod?! Nieznajomy us?ucha?, pod??y? za m?wi?cym i znalaz? si? nareszcie sam na sam ze swymprzeciwnikiem u wnij?cia na Jonesfall.Tu dopiero spojrzeli sobie oko w oko dwaj nieznajomiwrogowie. Kto? ty?  zapyta? Barbicane. Kapitan Nicholl. Domy?li?em si? tego.Dot?d los nie rzuci? ci? jeszcze nigdy na moj? drog?. Ot?? przyszed?em w?a?nie stan?? ci w drodze. Zel?y?e? mi?! Publicznie! Wi?c zdasz mi rachunek z tej obelgi. W tej chwili. Zaraz nie, chcia?bym bowiem, aby ca?a sprawa mi?dzy nami odby?a si? w tajemnicy.Zt?d trzymile jest lasek Skersnaw; czy znasz go? Znam. Czy b?dziesz tak dobry przyj?? tam jutro o pi?tej godzinie zrana. Dobrze, je?eli i ty tam stawi? si? nie zapomnisz.Po tych s?owach, zimno wypowiedzianych, po?egna? si? Barbicane z kapitanem.Barbicane powr?ci? do domu, lecz zamiast spa?, rozmy?la?, jakby usun?? uderzenie kuli opowierzchni?.Mozoli? si? nad tem trudnem zadaniem, postawionem przez Micha?a Ardaua podczasrozprawy mityngu. Rozdzia? XXIJak za?atwia Francuz spraw?.Podczas uk?ad?w pojedynku, tej strasznej i dzikiej walki, pragn?cej ?mierci przeciwnika,odpoczywa? Micha? Ardau po odniesionym tryumfie.Czy rzeczywi?cie odpoczynkiem nazwa? mo?na spanie na ???ku ameryka?skiem, nie wiem, bopos?ania te pod wzgl?dem twardo?ci mog? ?mia?o i?? w zawody z p?ytami marmurowemi.Ardau spa? te? do?? ?le; ci?gle si? przewraca? po serwetach, kt?re za prze?cierad?a s?u?y? mumia?y, marzy? o wygodniejszym legowisku w kuli, kiedy nad ranem g?o?ny gwar ze snu go obudzi?.Silne uderzenie o drzwi i silniej podniesione g?osy wzmacnia?y wrzaw? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki