[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie możemydostarczyć dowodu prawnego ani nie jesteśmy na tyle bogaci,abyśmy mogli ponieść koszty sądowe.Dowiedzieć się o tym toteż pewna korzyść.Skłoniłem się i skierowałem ku drzwiom.Przywołał mnie z powrotem i dał mi list, który na początkurozmowy położył, jak zauważyłem, przed sobą. - Ten list przyszedł pocztą przed kilku dniami - rzekł.- Czynie zechciałby pan go doręczyć? Proszę jednocześniepowiedzieć pannie Halcombe, że jest mi bardzo przykro, ale jakdotychczas nie mogę jej w niczym pomóc, służąc jedynie radą,która, obawiam się, będzie jej równie niemiła jak panu.Podczas gdy to mówił, przyjrzałem się listowi.Zaadresowanybył, jak następuje:  Panna Halcombe.Na ręce panów Gilmore iKyrle, Chancery Lane.Pismo było mi zupełnie nie znane.Wychodząc z pokoju zadałem ostatnie pytanie.- Nie wie pan przypadkiem, czy sir Parsival Glyde przebywanadal w Paryżu?- Powrócił do Londynu - odparł.- Tak przynajmniejsłyszałem od jego adwokata, którego wczoraj spotkałem.Otrzymawszy tę odpowiedz pożegnałem go.Wychodząc z kancelarii musiałem przede wszystkim mieć sięna baczności, aby nie stanąć i nie rozglądać się, czymzwracałbym na siebie uwagę.Udałem się w kierunkunajspokojniejszego z dużych skwerów, znajdującego się napółnoc od Holborn, a gdy miałem już za sobą duży odcinekchodnika, zatrzymałem się nagle i obróciłem.Na rogu skweru ujrzałem dwóch mężczyzn, którzy równieżsię zatrzymali i stali teraz rozmawiając ze sobą.Po chwilizastanowienia zawróciłem, aby ich minąć.Gdy przybliżałem sięku nim, jeden z nich skręcił za róg i podążył ulicą, wychodzącąze skweru.Drugi pozostał w miejscu.Przechodząc spojrzałemna niego i natychmiast go poznałem.Był to jeden z owychludzi, którzy mnie śledzili, nim wyjechałem z Anglii.Gdybym mógł iść za popędem instynktu, prawdopodobnienajpierw wdałbym się w rozmowę z owym człowiekiem, apotem powaliłbym go na ziemię.Musiałem jednak zastanowićsię nad konsekwencjami.Gdybym raz zachował sięniewłaściwie w miejscu publicznym, dałbym sir Parsivalowibroń przeciwko sobie.Nie było innej rady, musiałem chytrościprzeciwstawić chytrość.Skręciłem w ulicę, w której zniknął ówdrugi mężczyzna, i minąłem go czekającego w bramie.Nieznałem go i chciałem mu się dobrze przyjrzeć, co mogło mi sięprzydać w przyszłości.Na stępnie znowu skierowałem się na północ, aż znalazłem się na New Road.Poszedłem nią nazachód (mając wciąż owych mężczyzn za sobą), a gdy byłemniedaleko miejsca, gdzie, jak wiedziałem, znajdował się postójdorożek, zatrzymałem się i czekałem, czy nie nadjedzie jakaśpusta, szybka dwukółka.Po chwili nadjechała.Wskoczyłem doniej i poleciłem dorożkarzowi jechać jak najszybciej w kierunkuHyde Parku.Nie było za mną żadnej innej dorożki, do którejmogliby wsiąść szpiedzy.Ujrzałem, jak puścili się pędem podrugiej stronie ulicy, aby biec za mną, póki nie nadjedzie jakaśdorożka albo nie zbliżą się do postoju.Ale ja już ichwyprzedziłem i kiedy zatrzymałem dorożkarza i wysiadłem, niebyło ich nigdzie widać.Przeszedłem Hyde Park i na otwartejprzestrzeni upewniłem się, że jestem wolny.Dopiero w kilkagodzin pózniej, już po zapadnięciu zmroku, skierowałem swekroki do domu.Marianna czekała na mnie w małym saloniku.NamówiłaLaurę, aby się położyła spać, obiecując, że skoro tylko przyjdę,pokaże mi jej obrazek.Niepozorny, blady szkic, który tak małoznaczył sam w sobie, a tak wiele ze względu na skojarzenia,jakie budził, stał starannie podparty dwiema książkami,umieszczony w ten sposób, aby nikły blask jedynej świecy, najaką nas było stać, oświetlał go jak najlepiej.Usiadłem, aby musię przyjrzeć i opowiedzieć Mariannie, co się zdarzyło.Przepierzenie, rozdzielające dwa pokoje, było tak cienkie, żeniemal słyszeliśmy oddech Laury i moglibyśmy ją zbudzićgłośną rozmową.Marianna ze spokojem wysłuchała mojej relacji z rozmowy zpanem Kyrle.Ale gdy mówiłem o dwóch mężczyznach, którzypodążyli za mną po moim wyjściu z kancelarii, gdywspomniałem, że dowiedziałem się o powrocie sir Parsivala,wtedy na twarzy jej odmalowała się troska.- Złe nowiny, Walterze - stwierdziła - najgorsze, jakie mogłeśprzynieść.Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?- Mam ci coś dać - powiedziałem wręczając jej powierzony miprzez pana Kyrle list. Spojrzała na adres i momentalnie poznała pismo.- Wiesz, kto napisał ten list?- Aż nazbyt dobrze - odparła.- Hrabia Fosco.Mówiąc to otworzyła list.Kiedy czytała, na twarz jej wypłynąłciemny rumieniec.Z oczami błyszczącymi gniewem dała mi godo przeczytania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki