[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stała nieruchomo.Zaległa cisza.Tylko woda szeptała na piasku i kamieniach.Twarz dziewczyny wyglądała tak, jakby przed chwileczką McCady wyrwał z jejpiersi serce.- Ale ja cię kocham - powiedziała w końcu.Tak cicho, że jej głos zlał się zodgłosami morza.Wcale jednak nie musiał słyszeć tych słów.On je czuł.- Niedobrze, panno Letty.Bo ja tego uczucia nie odwzajemniam.Odwrócił się na pięcie i odszedł, póki jeszcze starczało mu na to odwagi.Uciekał odniej.Od tego wszystkiego, kim, jej zdaniem, mogła dla niego być.I od tego, kimnigdy nie mógłby się stać dla niej.- McCady! - krzyknęła.- Nie zostawiaj mnie.Kocham cię! Przyspieszył kroku.Jeślijuż miał ją zranić, to lepiej teraz157 ten jeden raz, niż pózniej tysiąc razy na tysiąc sposobów.Blask, jaki widział w jejoczach, nie trwałby długo.Zgasłby wraz z pożądaniem.Potem znienawidziłabysiebie i jego za to, że okazała się tak głupia.Wolał nie być przy tym, gdy do tegodojdzie.Zatrzymał się w połowie drogi w górę klifu i obejrzał.Jessalyn stała przygarbiona, ztwarzą ukrytą w dłoniach.Płakała.Jej cudowny, ochrypły śmiech słyszał tego lata ztysiąc razy.Wolałby nie pamiętać, że gdy widział ją ostatni raz, roniła łzy.z jegopowodu.Do licha, była taka młoda, zbyt młoda, aby wiedzieć, że lepiej nie zadawaćsię z człowiekiem jego pokroju.I mimo wszystko jeszcze dość młoda, aby o nimzapomnieć.Po raz drugi zatrzymał się na szczycie urwiska.Teraz Jessalyn stała wyprostowana,wysoka, szczupła, nieruchoma na tle mlecznego kornwalijskiego nieba.Wiatrszarpał wstążki przy kapeluszu, który jej podarował, kapeluszu z bukiecikiemżółtych pierwiosnków.Przypuszczał, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy będzie mógłspacerować wzdłuż tej białej piaszczystej plaży nad niebieską wodą i nie myśleć otej chwili.Wiedział na pewno, że już do końca życia trudno mu będzie znieść widok żółtychpierwiosnków. CZSC DRUGA XIIW Newmarket Heath między niebem a ziemią wisiały przejrzyste zasłony deszczu.To był ciągły deszcz.Z pozoru niewinny, ale zdradziecki, uparty deszcz, któryprzenikał nawet przez materiał najgrubszego wełnianego płaszcza i zmieniłtrawiasty tor wyścigowy w chlupoczące bajoro.Lady Letty siedziała pod skórzanym dachem rozklekotanego kabrioletu i znachmurzoną twarzą spoglądała w niebo.Podniosła do oka monokl i skierowaławzrok na linię startu.- Upłynie najmniej pół godziny, zanim coś się ruszy.Akurat wystarczy nam czasu,żeby postawić jeszcze ćwierć setki na naszą szkapę.- Och, babciu.- Jessalyn odetchnęła i zmarszczyła nos.Wynajęty powóz wydzielałwoń pleśni i zatęchłej tabaki.- Nie możemy ryzykować następnych dwudziestupięciu funtów.- Co? Nic cię nie słyszę, dziewczyno.Jessalyn przyłożyła zwinięte dłonie do ust i nachyliła się do babki.- Jeśli ogłuchłaś, babciu, będę musiała postarać się o specjalną trąbkę!- Hę?- A jeżeli stracimy jeszcze więcej, będę musiała pożyczyć trochę pieniędzy od panaTiltwella.- Zabraniam - oświadczyła lady Letty, zdradzając, o czym Jessalyn dobrzewiedziała, że słyszała każde słowo.- %7ładna kobieta o nazwisku Letty nie pożyczała nigdy pieniędzy od swojegonarzeczonego.- Monoklem boleśnie trąciła Jessalyn w kolano.- Ktoś mógłby sobiepomyśleć, że nie wychowałam cię odpowiednio.160 Jessalyn roztarta piekące kolano.- Clarence nie jest moim.- Do diaska, wiem, kim jest dla ciebie ten chłopiec, i wcale mi się to nie podoba.Clarence Tiltwell nie należy do mężczyzn, których się poślubia, moje dziecko.Rozumiem, że może masz do niego niejaką skłonność.Ma pewien urok, jeśli ktośgustuje w mężczyznach bladolicych i jasnowłosych.Ja osobiście nie przepadam zanimi.Zatem niechże Bóg da ci cierpliwość i pozwoli bezpiecznie poślubić kogoś ztwojej klasy.A potem możesz wziąć go sobie do łóż.- Za nic w świecie nie chcę Clarence'a Tiltwella w ten sposób - niemal wykrzyknęłaJessalyn.- Ma zostać moim mężem -dodała szybko, kiedy lady Letty przeszyła jąprzenikliwym spojrzeniem.To nie miało sensu.Spierały się już wcześniej i jakprzystało na rodzinę Lettych, żadna z nich nie chciała ustąpić.Tak się przewrotnie złożyło, że Jessalyn przyjęła propozycję Clarence'a Tiltwellagłównie ze względu na babkę.Poślubiając go, mogła zapewnić starszej panidostatnie życie do końca jej dni.Chociaż nie.Powinna być uczciwa przynajmniejwobec siebie.Nie chodziło tylko o babkę.Przecież pewnego dnia i jej miałozabraknąć.Jessalyn nie chciała spędzić całego życia w samotności.Pragnęła miećdom, męża, dzieci.Clarence mógł dać jej to wszystko.Powtarzała to sobie może jużpo raz setny.Czy wolno jej było oczekiwać czegoś więcej? Poza tym lubiła go,lubiła szczerze.Korzenie ich przyjazni sięgały lat dzieciństwa.Należało oczekiwać,że jako mąż i żona przeżyją dobre lata.A Clarence kochał ją.Często jej przypominał, jak bardzo ją kocha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki