[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Naprawdę? Szczerze mówiąc, brzmi to podejrzanie. Nabywcy nie zależy na domu. W takim razie to jakiś idiota.Jak w ogóle można&Przerwał jej od razu. Dom jest nieważny, chodzi o ziemię.Ma tu powstać motel.Zaoferowali bajeczną wprost cenę.Tess wyglądała, jakby ktoś jej odbierał dziecko. Więc będą musieli zburzyć dom, tak?  Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Prawdopodobnie. I co im powiedziałeś? Nic.Zapytałem, w którym miejscu podpisać. Beznamiętny głos dobił ją ostatecznie.Stała jeszcze chwilę bez ruchu, jak ogłuszona.Potem podeszła do kanapy i usiadła na niej bezsłowa.Dała z siebie zrobić idiotkę.Największą na świecie.Po radosnym nastroju sprzed chwili niebyło śladu.Najgorsze, że takiego zakończenia dnia nie przewidziała w najczarniejszychscenariuszach, jakie podpowiadała jej wyobraznia.Damian, wciąż zwrócony twarzą do kominka, próbował ją przekonać, że to wyjątkowa okazja, ale nawet nie miała siły tego skomentować.Podszedł do niej. Wiem, że napracowałaś się przy remoncie, więc dostaniesz wynagrodzenie. Nie chcę twoich pieniędzy.Damian nalegał. Dlaczego nie? Mogłabyś je zainwestować albo& Mam gdzieś inwestycje!Jednak z jakiegoś powodu strasznie mu na tym zależało. Wez pieniądze, Tess.Wstała.Ręce trzęsły jej się, gdy cedząc słowa, zapytała: Kompletnie ci odbiło?Błękitne oczy patrzyły na nią obojętnie. Nie rozumiem. Parę godzin temu kochaliśmy się obok w pokoju, a teraz traktujesz mnie jak pokojówkę, którejmożna dać sowity napiwek? Wszystko się zmieniło. Co konkretnie się zmieniło? No dalej, mów.Jestem już dużą dziewczynką, na pewno tozrozumiem. Patrzyła mu w oczy z taką złością i żalem, że musiał odwrócić wzrok. Muszę wracać do domu.Jeśli chcesz, zostań tu, ale pamiętaj, żeby opuścić dom do ósmej. Słucham? O ósmej rano mają przyjechać buldożery  rzucił przez ramię i ruszył do wyjścia.Pobiegła za nim, ale bez przekonania.Bez słowa zamknął za sobą drzwi.Chłodne powietrzewtargnęło do domu i Tess wzdrygnęła się z zimna albo może z obrzydzenia.Ależ była głupia, że dała się na to nabrać.Od początku musiał wiedzieć, że Karmazynowa Willazostanie zrównana z ziemią.Nie miała co do tego wątpliwości.Najpierw pozwolił jej stworzyćwymarzony dom, a potem go zniszczył, a wraz z nim jej marzenia o księciu z baśni.Damian był już prawie przy samochodzie, gdy krzyknęła za nim: Stój! Zatrzymaj się w tej chwili!Przystanął i odwrócił się, patrząc na nią chłodno.W samych skarpetkach ruszyła w jego stronę, nie zważając na to, że pod stopami ma śnieg. Przeziębisz się, wracaj do środka.Podeszła bliżej.Rozpierała ją ochota, by walnąć go prosto w nos. Wiedziałeś od początku, że dom zostanie zburzony, prawda? Była i taka możliwość. I dlatego kazałeś mi wybierać rzeczy, które najbardziej mi się podobały? Damian oparł się o otwarte drzwi samochodu. Chciałem, żebyś poczuła, jak to jest, gdy ktoś ci zabiera to, co kochasz.Patrzyła na niego z niedowierzaniem. I naprawdę myślisz, że będę zdruzgotana z powodu rozbiórki domu?Nie odpowiedział, ale zobaczyła, jak nerwowo zaciska szczęki. Nic do ciebie nie dociera, prawda? Co do mnie nie dociera?  rzucił z wściekłością. Nie wiesz, co jest prawdziwą zemstą? Bo zemściłeś się, ale nie tak, jak ci się zdaje.Myślałam,że coś nas znowu połączyło.Myślałam, że oboje dorośliśmy na tyle, by sobie wybaczyć i zacząć nanowo.I to był fantastyczny początek. Gardło miała ściśnięte łzami tak, że ledwo mówiła.Ale niemogła się teraz rozpłakać.Nie tutaj i nie przy tym draniu.Uśmiechnęła się, kręcąc głową nad własnągłupotą. Okazało się, że chciałam oddać swoje serce w niewłaściwe ręce.Mam nadzieję, że gdyz tego domu zostaną gruzy, wreszcie odnajdziesz spokój ducha.%7łyczę ci tego.Nie dając mu ani chwili na reakcję, odwróciła się i w oblepionych śniegiem i do cnaprzemoczonych skarpetach weszła do domu, żeby się spakować i raz na zawsze opuścićKarmazynową Willę, zostawiając w niej swoje niespełnione marzenia. ROZDZIAA TRZYNASTYBoże Narodzenie to podobno najszczęśliwszy okres w roku.I zapewne takie było dla wielu ludzi.Zapach choinki, prezenty, Zwięty Mikołaj i towarzyszące mu renifery.Jak tu się nie cieszyć, gdyzewsząd rozbrzmiewają radosne kolędy, a obcy ludzie uśmiechają się do siebie przyjaznie i życząsobie wesołych świąt.W tym roku Tess nie należała do grupy szczęśliwców.Odkąd wróciła doMinneapolis, każdego dnia po pracy miała tylko tyle siły, by wsiąść w samochód, dotrzeć jaknajszybciej do domu i zakopać się pod kołdrą.Marzyła o tym, by ten rok wreszcie się skończył.Możekolejny będzie bardziej udany.Zaledwie cztery dni temu wyjechała z Tribute, zostawiając za sobą Karmazynową Willęi mężczyznę, w którym po raz drugi w życiu się zakochała.Dziś była Wigilia.Z Karmazynowej Willipozostały już pewnie tylko gruzy, a mężczyzna, który do tego doprowadził, szykował się do świątgdzieś w odległej, bezśnieżnej Kalifornii.Niosąc pod pachą teczkę z informacjami o nowym kliencie, Tess minęła otwarty gabinet Mary. Tess, pozwól na chwilę  zawołała Mary, gdy tylko ją zauważyła.Parę dni temu Ethan i Mary wrócili z podróży poślubnej.Od czasu ślubu Mary była caław skowronkach i Tess, aczkolwiek bardzo jej życzliwa, miała już tego serdecznie dosyć.Westchnęła, żałując, że nie udało jej się przemknąć niezauważonej, i weszła do gabinetu.Nabiurku Mary stał pokaznych rozmiarów pluszowy Mikołaj, na widok którego można się było tylkoszeroko uśmiechnąć.Tess miała ochotę jednym ruchem zmieść go z blatu.Czuła się fatalnie, naszczęście jakoś udawało jej się to ukryć. Co tam? Muszę zaraz lecieć, klient czeka. Zajmę ci tylko minutkę  zaszczebiotała Mary. Lubisz dzieci, prawda?  zapytała znienacka. Lubię  uśmiechnęła się szeroko, maskując niepewność. A o co chodzi? Chciałabym, żebyś została matką chrzestną mojego dziecka.Oczywiście, jeśli się zgodzisz.Tess nagle spoważniała.Oczywiście, pochlebiała jej ta propozycja.Mary musiała uważać ją zanaprawdę bliską osobę, bo przecież obcych nie wybiera się na chrzestnych.Problem polegał na tym,że Tess nie miała w tej chwili do tego głowy, a, co gorsza, propozycja przypominała jej o tym, że nietak dawno być może na zawsze straciła szansę na związek i dzieci.Podziękowała jej jednak. Muszę nad tym pomyśleć, dobrze? Jasne, nie spiesz się. Mary uśmiechnęła się pokrzepiająco. Porozmawiamy o tym poświętach.Tess skinęła głową.  Po świętach będzie w sam raz.Miała właśnie wychodzić od Mary, gdy do jej gabinetu weszła Olivia. Jak dobrze, że cię widzę!  wykrzyknęła radośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki