[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jezdziec był barczysty, jeszczebardzo krzepki, jedynie włosy i brodę miał mlecznobiałą.Mógł mieć również dobrze pięćdziesiąt, jak przeszło sześćdziesiąt lat.W chwili kiedy po-zostawał w pozycji nieruchomej, ze wzrokiem wbitym w dal, cała jego postać tchnęła takbezgranicznym smutkiem, że nawet zupełnie obcy ludzie doznawali na jego widok bolesnegouczucia.współczując mimo woli jego milczącej rozpaczy.Gdy jednak roztkliwiony osobnikspotkał się z lodowatym spojrzeniem jego stalowych oczu, ukrytych pod krzaczastymibrwiami, współczucie ustępowało miejsca lękowi i chęci ucieczki, aby znalezć się jak najdalejod tej posępnej osobistości.Istotnie był to najgrozniejszy dostojnik w całej stolicy  sam pan de Noirville  wielki pre-fekt policji.Ojciec Polnej Różyczki.42 Tak przynajmniej zapewniała pani Alicja de Bagnolet.Na widok wielkiego prefekta w oczach Alicji zapalił się posępny ogień.Odruchowo się-gnęła ręką po sztylet i pomyślała z pełną okrucieństwa radością. Cierpisz, Noirville u! Płaczesz w duchu! Cierpliwości, godzina wielkiej zemsty jest jużbliska! Wtedy dowiesz się, jak cierpią potępieńcy, skazani na męki piekielne.Krwawe łzy,jakie teraz wylewasz, wydadzą ci się ożywczą rosą w porównaniu ze łzami, jakie będą ci wte-dy spływać w głąb serca, ciężkie, jak krople roztopionego ołowiu!Jakby czując dotyk brzemiennego nienawiścią wzroku Alicji, Noirville obrócił głowę w jejstronę i spojrzał na nią badawczo swymi stalowymi oczami.Alicja uśmiechnęła się niefrasobliwie i wyminęła posępną postać, prefekt z przyzwyczaje-nia odprowadził ją spojrzeniem, potem odwrócił się z obojętną miną, nieruchomiejąc znowuw swym niemym bólu.Alicja stanęła wreszcie przy bramie miejskiej.Tu ujrzała prefekta kupców, imć pana JanaMorin a, wjeżdżającego konno; za nim postępowało dwunastu pieszych łuczników.Jan Morin ze swą eskortą zatrzymał się na chwilę przed samą bramą.Alicja, niby wiedzio-na pustą ciekawością, zbliżyła się do orszaku, a wtedy jeden z łuczników, korzystając z gwa-ru, jaki panował przy bramie, szepnął jej coś na ucho, na co ona odpowiedziała mu paru krót-kimi słowami.Wszystko to odbyło się niezwykle szybko i zręcznie.Jan Morin i wielki prefekt de Noirville znalezli się przy sobie i zaczęli rozmawiać półgło-sem.Ich świta czekała na rozkazy swych panów.Jeden z łuczników, mimo pozornej obojęt-ności zbliżył się jak tylko mógł najbardziej bez zwracania na siebie uwagi, otwierając jak naj-szerzej uszy i oczy, aby uchwycić bodaj strzępy rozmowy tych dwu dostojników.Tłum gapiów otaczał, rzecz oczywista, obydwa orszaki; wśród nich znajdowała się Alicja;stojąc w pierwszym rzędzie wzrokiem porozumiewała się z podsłuchującym rozmowę łuczni-kiem, który na migi informował ją o tym, co dało mu się podsłuchać.Czynił to tak zręcznie,że gdyby nawet sam Noirville chciał go obserwować, nie posądziłby go nawet przez chwilę ojakieś konszachty z eleganckim młodzieńcem, zaszytym w tłumie.Gdy dwaj prefekci skończyli naradę i rozjechali się każdy w swoją stronę, Alicja udała sięrównież w drogę.powrotną.Tym razem jednak odbywała ją w przyspieszonym tempie.Nie traciła już czasu na tajemnicze porozumiewania się.Raz jeden tylko zaczepił ją że-brak, prosząc o jałmużnę nosowym głosem.Był to ten sam, który szedł krok w krok za matkąAgadou.Tuż za Alicją jechał prefekt de Noirville na swym czarnym rumaku, a za prefektem szlimiarowym krokiem łucznicy.43 XVIIW POGONI ZA MONTAUBAN EMZmierzając w kierunku oberży  Pod Zlepą Sroką Alicja myślała o Montauban ie.Uporczywość, z jaką prześladowało ją wspomnienie o nim, zdziwiła ją. Nigdy jeszcze nie interesował mnie tak bardzo żaden mężczyzna  myślała. Czemu taksię dzieje, że dziś nie mogę się otrząsnąć z wrażenia, jakie ten na mnie wywarł? Wiem już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki