[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korzycki zaniemówił i zrobiłnagle wrażenie, jakby wytrzezwiał. Pan wie, ja wiem mruknął i oddalił się, nic już więcej nie mówiąc.I wtedydopiero zacząłem się bać.Zrozumiałem, że za dużo wiedziałemi jak idiota, by dobrze wypaść w rozmowie z pijanymbandziorem, wydałem się z tym.Ten to strach właśnie skłoniłmnie, aby natychmiast porozmawiać z Morsztynem, co byłobezsensowne, skoro mówiłem jedynie o pijackich pogróżkach,rzucanych, być może, na wiatr, a nie wspomniałem o tym, iżsprawa jakby przybrała bardziej poważny obrót, gdyprzypomnieliśmy sobie ze Zbyniem zbrodnię sprzed lat.Ale Rysio też mi nie wszystko mówił.Powiedzenie, że niearesztowano kierowcy Derkacza, który go prawdopodobnieprzejechał, było  rzecz jasna  prawdą, ale niecałą.Nieoddawało nawet istoty rzeczy, jako że Pęksa został znaleziony wswoim mieszkaniu, lecz martwy, zabity ciosem karate w szyję. Poważne ostrzeżeniaDolce vita to było tu.Rozległy taras willi w starym, pięknymogrodzie.Na tarasie cztery stoliki, z czego oprócz naszegonakryty był jeszcze jeden.Przy czym  nakryty" oznaczało tuśnieżnobiały, wykrochmalony obrus, porcelanę i srebro.Nawózku z drinkami stał podstawowy pewexowski garnituralkoholi i napojów chłodzących.Kiedy zaczęły się pojawiaćpotrawy i wina, to były właśnie takie, jakich się człowiek wpodobnej scenerii spodziewa.Miękka, słoneczna pogodapóznego lata i dochodząca skądś nienatrętna muzyka  jak nieMozart, to coś podobnego  dopełniały rozkoszy. Może to nieeleganckie, ale chociaż ze względówpoznawczych chciałbym wiedzieć, ile to kosztuje  spytałemLeszka, który przyjechawszy wraz z Lucille z urlopu na wyspieKorfu, zaprosił tu Marię i mnie na obiad. Jak będziesz pracować w  Derpolu", będziesz mógł tutajjadać.Od czasu do czasu.Ja się tu codziennie też nie stołuję. Ruchu tu nie ma.Czy oni chociaż wychodzą na swoje? Nie martw się o nich.A ruch? Czymś to się musi różnić odkolejki w barze mlecznym.Jeden taki posiłek dziennie chybaby im wystarczył, a mają kilka.Maria, chyba tak samo jak ja, musiała sobie w tej chwiliprzypomnieć ,,Lido", gdyż uśmiechnęliśmy się do siebie.Zbliżyła się bowiem gospodyni, elegancka i miła pani   panieLeszku",  pani Lucille"  by spytać o nasze tutajsamopoczucie.Niedorzecznością byłoby wyobrażenie sobie, żemogłaby tu podejść Terenia.O tego rodzaju cichych lokalikach, prowadzonych pozaWarszawą dla wybranych i poleconych gości, słyszałem, lecz poraz pierwszy miałem okazję z czegoś takiego korzystać.Urodamojego życia  pomyślałem  będzie polegać między innymina bywaniu w tym miejscu.Uświadomiłem sobie, że choć czasy pod każdym względem są marne, to mnie wreszcie zaczyna się dobrze powodzić.Będę wkońcu naprawdę dobrze zarabiać, robiąc mniej więcej to, coumiem.Może szkoda, że nie przyniesie mi to powszechnegouznania i popularności,o czym myślałem kiedyś, usiłując się dostać do telewizji.Alew końcu na jaką popularność może dziś liczyć dziennikarz?Wystarczy, że będę wreszcie żył luzno i miło.No i kobiety.Zprzyjemnością spojrzałem na elegancką, wypiękniałą jakby wostatnim czasie Marię i miłego wrażenia nie popsuło obecneciągle wspomnienie tej samej Marii, napiętej, postarzałej izaniedbanej, która wygnała mnie od siebie, gdy pojawiłem się uniej po rozmowie ze Sztarkiełłą i Drapichem.Z równą przyje-mnością wspomniałem wystrzałową Kaśkę, z którą miałemzamiar spotkać się dziś wieczorem i pomyślałem, że wulgarna iciepła zarazem Terenia też mi się mieści w komplecie wraz zMarią i Kasią.Tak, trzeba używać życia  pomyślałem, bardzoz siebie zadowolony.Terenia by na pewno nie pasowała do tego miejsca itowarzystwa, lecz Kasieńką można się tu pochwalić.Lucille jużjutro wyjeżdża, ale Leszkowi jakoś ją zaprezentuję postanowiłem  niech widzi, na co mnie jeszcze stać.Lucille opowiadała właśnie o dzisiejszej swojej rozmowie wbiurze pełnomocnika rządu do spraw przedsiębiorstwpolonijno-zagranicznych.Przyjął ją jakiś bardzo ważny isympatyczny urzędnik, mówiący biegle w kilku językach,znający świat, w tym Paryż, i rozeznany w biznesiekonfekcyjnym. Wyobrazcie sobie  opowiadała rozbawiona Lucille  żeten człowiek w czasie jednej rozmowy ubolewał, że  Santex" zamało przynosi dewiz, a jednocześnie, że stara się wyłapywaćpolskim firmom polski surowiec, miast go kupować za granicą iwydawać przecież te dewizy.A zarazem stwierdził, że dalszyrozrost firmy byłby już zle widziany, bo choć ustawa niewyznacza górnej granicy, to państwu zależy, by zagranicznezakłady były małe. Przedstawił ci, Lucille, wszystkie podstawowe postulatypod adresem firm zagranicznych  powiedziałem.  Ale one są sprzeczne ze sobą! %7łycie jest sprzeczne ze sobą  stwierdził Leszek. Zresztąsłyszałaś już to wszystko w Poznaniu.Nie pamiętasz? To było nie do zapomnienia.Ale tam mówili to różniludzie.A tu jeden człowiek wypowiada to wszystko naraz.I totaki, od którego wiele zależy.Cóż więc mam robić? Robić swoje i patrzeć końca  powiedział Leszek, a potemzaczął objaśniać, co znaczy to porzekadło. To ty rób tutaj swoje, a potem szybko przyjeżdżaj doParyża.Ja tu już swoje pieniądze odzyskałam i to z nawiązką.Co jeszcze wpłynie, to jakby dar Pana Boga.Nie chciałabymtylko mieć tu nie zasłużonej złej opinii.Andrzej, napisz artykuł,który by to wszystko wyjaśnił.Na przykładzie mojej firmy,najlepiej.Leszek ci wszystko powie. Ja już trochę za dużo o tym pisałem  odpowiedziałem.Zaczynam wyglądać na stronniczego i to osłabia wiarygodnośćtego, co piszę.Ale wiesz co  zwróciłem się wciąż po angielskudo Leszka  przyślę ci autora, który to za mnie zrobi. Kto to taki? Dziewczyna.Praktykantka po dziennikarstwie. Rozumiem, że młoda. I atrakcyjna pod każdym względem. A dziennikarsko? Pomogę jej napisać. Mógłbyś poczekać z tym rajfurzeniem, aż wyjadę powiedziała pogodnie Lucille. Ale nie przejmuj się.Niepretenduję do wyłączności.Młodych dziewczyn, Leś, możeszmieć, ile zechcesz.Im więcej, tym lepiej.Z nimi nie konkuruję.Ciebie, Mario, bałabym się naprawdę. Nareszcie ktoś sobie o mnie przypomniał  skwitowała toMaria. I to w tak sympatyczny sposób.Na takim ple-ple zeszedł nam cały obiad.Aż do wetów.Kawę jaka to była kawa!  i koniak podano nam przy stoliku wgłębi ogrodu.Leszek oznajmił, że możemy się jeszcze nieśpieszyć, bo jego Józio przyjedzie po nas najwcześniej za półgodziny. A właśnie, Józio!  przypomniałem sobie. Miałem ci coś o nim powiedzieć. Co? Nie wiem, czy wiesz, że mnie wiózł z Poznania doWarszawy. Mam nadzieję, że był, jak zawsze, uprzejmy. Wręcz miły.Ale powiedziałem mu wtedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki