[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu pojawiły się łzy.Woniały tanim bimbrem.Przetarł oczy wierzchem dłoni;widział coraz wyrazniej pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była gromada siedmiu,może ośmiu szarych, wielkich szczurów domowych.Czarne, obrzydliwe oczkawpatrywały się w niego wrogo.Na widok spiczastych pysków, sterczących wąsów,obwisłych brzuchów i długich, cienkich ogonów poczuł gwałtowny skurcz żołądka.Otworzył usta wydobyło się z nich coś pośredniego między wydalinami amieszanką przednich win i wykwintnych potraw.Gardło zabolało go jak rozcinaneostrym nożem, nos okropnie szczypał, przytkany wymiocinami.Nagle wpadła mu woko lśniąca czarna dubeltówka, wisząca na ścianie.Ten wymowny widoknatychmiast zbudził go z odrętwienia, przypominając mu całe mnóstwo odległychzdarzeń i postaci paniczną ucieczkę, spotkanie z widmowym starcem nielegalnymhandlarzem wontonów, starego rewolucjonistę-opiekuna Cmentarza Bohaterów,tańczącego ducha maotai, przepasanego szarfą z czerwonego jedwabiu, i tegoimponującego, groznego psa o żółtawej sierści.Feeria przeróżnych obrazów i myślirozkwitała w jego umyśle niczym sto kwiatów.To było jak sen i jawa zarazem żywe, niemal namacalne, i jednocześnie nierzeczywiste.Niespodziewaniezaatakowało go wspomnienie ponętnych kształtów kobiety-kierowcy.W tymmomencie wielki szczur wskoczył mu na ramię ze zdumiewającą zwinnością i wbiłzęby w jego szyję.To zmusiło go do oczyszczenia umysłu z kłębowiska myśli istawienia czoła terazniejszości.Otrząsnął się, zrzucając szczura.Mimowolny okrzykjuż wyrywał mu się z gardła, lecz uwiązł w nim pod wpływem przerażającegowidoku.Ding otworzył usta ze zdumienia: na kangu leżał stary rewolucjonista, ponim biegało kilkanaście szczurów.Nos i uszy starca zostały już pożarte przezwygłodniałe (a może wcale nie były głodne?) zwierzęta, spod ogryzionych wargwyzierały żółtawe dziąsła.Te usta, które niegdyś sypały perłami dowcipu, terazprzedstawiały wyjątkowo wstrętny widok.Ogołocona ze wszystkich wystającychczęści czaszka wyglądała odrażająco.Szczury tymczasem z wielkim zapałemdobierały się do rąk starego rewolucjonisty.Te ręce, które niegdyś dzierżyły strzelbębądz trzymały kij, teraz ogryzione do białej kości przypominały odarte z korygałęzie wierzby.Zledczy żywił ciepłe uczucia dla starego rewolucjonisty twardegostarca, który w najtrudniejszych chwilach podał mu pomocną dłoń.Wytężywszy resztki sił swojego udręczonego ciała, Ding rzucił się w kierunkuszczurów, chcąc je odpędzić.W tej samej chwili ich oczy zaczęły raptownie zmieniaćkolor: od atramentowej czerni do różu, od różu do szmaragdowej zieleni.Zledczycofnął się przerażony i oparł plecami o ścianę.Patrzył na wyszczerzone zęby,ruchliwe wąsy i wytrzeszczone oczy, a szczury, grzbiet przy grzbiecie, utworzyłyzwartą formację, gotową do ataku.Nagle poczuł, że coś uwiera go w plecy.Dubeltówka.Olśniło go.Odwrócił się błyskawicznie, złapał broń, wycelował,poszukał palcem spustu i przyjął grozną postawę, jakby miał stawić czoło potężnemuprzeciwnikowi. Nie ruszać się, bo strzelam! krzyknął wielkim głosem.Szczury popatrzyły po sobie i zatańczyły w miejscu, drwiąc sobie ze śledczego, któryruszył na nie z wściekłym zgrzytaniem zębów. Pierdolone szczury! Zaraz się dowiecie, z kim macie do czynienia!Ledwie przebrzmiały te słowa, Ding pociągnął za spust.Przez pomieszczenieprzetoczył się huk, potężny jak uderzenie pioruna, a wraz z nim strumień ognistegoblasku.Pokój wypełnił się kłębami dymu.Gdy dym się rozwiał, śledczy zauważył zulgą, że udało mu się tym jednym strzałem mocno nadwątlić siły wroga.Niedobitkizwiewały, aż się kurzyło, wspinając się po belkach dachowych i czepiając płatwi,śmigając pod okapami, biegając po ścianach, i przeklinając matki i ojców za to, żenie wyposażyli ich w dodatkowe komplety łap.Wkrótce nie było po nich śladu.Zledczego zaniepokoił fakt, że salwa z dubeltówki, oprócz uśmiercenia paruszczurów i przepędzenia reszty, podziurawiła mocno twarz starego rewolucjonisty,która teraz przypominała sito.Przyciskając strzelbę do piersi, oparł się o ścianę; stałna miękkich nogach, po czym osunął się na ziemię.Jego serce krzyczało z bólu.Byłpewien, że stary rewolucjonista poniósł śmierć na skutek zagryzienia przez szczury,lecz teraz, na widok tej głowy, napakowanej ołowiem, nikt w tę wersję nie uwierzy.Ludzie pomyślą, że został zastrzelony, a szczury pokiereszowały go dopiero pośmierci.Ech, Ding Gou er, Ding Gou er, wszystkie wody Jangcy nie zdołają z ciebiezmyć tego brudu.Zmętnieją bardziej niż Huang He. Wody Huang He przejrzyścieją,kiedy mędrzec się pojawia.Wszyscy razem z rodzinami puszczają na wodę lampiony.Jakie lampiony? Z białych melonów, z arbuzów oraz z dyń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Abercrombie Joe Czerwona kraina
- Brooks Terry Kapitan Hak[white]
- China Mieville Kraken (v5.0) (epub)
- Watson Casey Krzyk o ratunek
- Megan Derr The Lost Gods 02 Burning Bright
- Piekara Jacek Plomien i krzyz wersja 2
- Scholes Katherine Bożyszcze tłumów
- John D MacDonald Travis McGee 21 The Lonely Silver Rain
- Coulter Catherine FBI 5 Ulica cykuty
- Leopold Tyrmand Siedem dalekich rejsow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jucek.xlx.pl