[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzyłaprzerażona.Coś żywego było w środku i nieporadnie próbowało się wydostać.Wyobraziła sobiemokre, zakrwawione i drapiące ze strachu zwierzątko, pokryte ranami od szorstkiego worka.Odbiegłakilka kroków i rozejrzała się niespokojnie po pustej drodze.Za jej plecami rozległo się słabemiauknięcie.Odwróciła się.- Kici-kici - zawołała niepewnie.Na dzwięk głosu ruch ustał.Worek leżał nieruchomo, jakby na coś czekał.Dziewczynka pochyliłasię szybko i podnio-106 sła go.Wilgotny, zabłocony tobołek uderzał o jej nogi.Trzymając go więc z dala od siebie, pobiegładrogą w stronę dużego domu, który stał na wzgórzu wśród ciemnych sosen.Jej buty zachrzęściły na wysypanym żwirem podjezdzie, wtórując rytmowi oddechu.Potempobiegła ścieżką pokrytą warstwą mokrych liści i przecięła trawiasty kort, otoczony zardzewiałymdrucianym ogrodzeniem.Wybrała okrężną drogę i ostrożnie obeszła basen.Był elegancko wyłożonyniebieskimi i złotymi płytkami, ale stała w nim brudna, śmierdząca woda, a wśród gnijącychwodorostów widać było nadmuchiwaną złotą rybkę.Ellen przez cały czas patrzyła prosto przed siebie,nie chcąc za nic w świecie zerknąć w dół, jakby bała się, że ponura głębina przyciągnie jej wzrok izawoła do siebie.W końcu dotarła do starej przebieralni, która przypominała miniaturową górską chatę.Byłazaniedbana tak samo jak reszta posiadłości; drewniane okiennice z wyciętymi w środku serduszkamizwisały bezwładnie na zawiasach przeżartych przez rdzę.W przebieralni dziewczynka przyklękła i drżącymi palcami rozwiązała worek.Jednocześnie jejwzrok wędrował po małym pomieszczeniu, przeszukując stosy gratów.Wyciągnęła jakiś karton,włożyła do niego pożółkłe gazety, które wcześniej pozwijała w kulki.Potem znalazła sztywny zestarości ręcznik, który wciąż wisiał na haczyku pod zbutwiałym gumowym czepkiem kąpielowym.Przez chwilę powoli oddychała, potem chwyciła za rogi worka i potrząsnęła najpierw delikatnie, apotem nieco mocniej.- Wychodz!Po podłodze potoczyło się małe, bezwładne ciałko.Po chwili z trudem uniosło się na łapki i stałosztywno, z wyprostowanym ogonkiem.Ellen patrzyła przerażona.%7łałośnie chude ciałko drżało,mokre białe futerko było przyklejone do ciężko unoszących się żeber i wychudłych łapek.Wybału-szone oczy zdominowały cały pyszczek, a głowa, dzięki du-107 żym, sterczącym uszom, przypominała nietoperza.Kociątko powoli zaczęło podchodzić do Ellen.Dziewczynka odskoczyła do tyłu.- Nie.Idz sobie!Zaburczało jej w brzuchu.Kotek był brzydki, niezgrabny i brudny.Chciała, żeby wróci! do worka,znalazł się na środku kanału i utonął.Wciąż idąc, nie odrywał od niej wzroku.Jedno oko miał błękitne jak letnie niebo, drugie cieple,brązowe.Otworzy! szeroko pyszczek i cichutko miaukną!.Ellen jęknęła, jej oczy napełniły się łzami.- Chodz do mnie.Przyklękła przy kotku i szybko wytarła go ręcznikiem do sucha, starając się robić to jaknajdelikatniej, by nie wyrządzić zwierzątku krzywdy.Potem włożyła je do pudła i wybiegła.Po kilkuminutach wróciła z butelką mleka.Nalała trochę na jakiś spodeczek i postawiła obok kociątka.Zatrzymała się na chwilę w drzwiach i obejrzała.Biały kształt poruszył się i zaczął chłeptać mlekoróżowym języczkiem.Poczuła ciepło w okolicach serca.Zadowolona z siebie, powędrowała w stronę domu.Tego wieczoru Margaret wróciła pózno.Ellen, jak zawsze, czekała na matkę, siedząc nad zadaniami.Zaplamione skarpetki dawno wyprała i zawiesiła na strychu.Zabłocone buty znów były czyste, tylkotrochę wilgotne.Dziewczynka miała na nogach nowe, nieskazitelnie białe podkolanówki.Mimo to,słysząc dzwięk opon na podjezdzie, poczuła kluchę w gardle.Wyprostowała się, gdy wysokie obcasyzastukały na parkiecie w korytarzu, przeszły przez jadalnię i zatrzymały się przy wejściu do kuchni.- Cześć, Margaret - powiedziała, nie unosząc głowy.Poczuła zapach papierosów i perfum.Skupiłasię na perfumach.Poznała je, była nawet w stanie przypisać ich zapach108 do jednej z buteleczek na toaletce Margaret.Madame Rochas.Poczuła przypływ optymizmu.Tenzapach kiedyś towarzyszył im na plaży.Wtedy, kiedy Margaret kupiła córce lody, śmiała się i bawiłasię z nią jak przyjaciółka, nie matka.Miała na sobie nowy strój kąpielowy i była tak piękna, że Ellenchciało się płakać.Dzisiaj jednak to nie miało żadnego znaczenia.Margaret stała w drzwiach, w jednej ręce trzymającpoczerniałą lufkę, w drugiej otwarty list.Zmarszczone czoło szpeciło jej gładką, wypielęgnowanątwarz.Ellen starała się nie patrzeć, wiedząc, że Margaret nie cierpi, kiedy ktoś się na nią gapi.Martwiłją natomiast list, chociaż wiedziała, że nie zrobiła nic złego.- Taaak! - Margaret wydęła wargi.- To będzie dobre.Zerknęła na Ellen, w ułamku sekundy oceniając jej postawę, ubiór i pismo.Uznała, że wszystko jestw porządku, ale nie siliła się na pochwałę.- Chodzi o najbliższe wakacje - wyjaśniła.Przerwała, jakby doskonale wyczuwała niepokój córki.-Codziennie będziesz chodzić do szkoły.Ellen ukryła zaskoczenie i ulgę.Szkoła! Zamiast długich, pustych dni, siedzenia w domu wsamotności i ciszy, czekania na koniec wakacji.- Organizują kursy tańca.Rano balet, popołudniami tańce ludowe.Możesz chodzić na obydwa.- Tylko nie to.Proszę.- Ellen uniosła głowę, przerażona i pełna niedowierzania.- Wolałabymzostać w domu.Nie umiem tańczyć, nie.Urwała.Margaret uśmiechnęła się, a dym spowił jej błyszczące, czerwone usta.- Nie sprzeciwiaj się, kochanie.Jesteś trochę niezdarna.Jak większość małych dziewczynek.-Zerknęła na obgryzione paznokcie córki.- Dobrze ci to zrobi.Jeszcze tego samego wieczoru Ellen stała przy oknie w swoim pokoju, z czołem opartym o zimną,gładką szybę, wsłuchując się w odległy głos radia, dochodzący z parteru.109 Cofnęła się i spojrzała na twarz odbitą w szybie, otoczoną ciemnością panującą na zewnątrz.Zaduże oczy, za gęste brwi, za wysokie czoło.Blada skóra i ciemne włosy.W niczym nie przypominałaMargaret ani łagodnego, chudego mężczyzny o jasnych włosach, którego widać obok niej na ślubnymzdjęciu wiszącym w korytarzu.Jestem podrzutkiem - pomyślała Ellen.Dzieckiem zamienionym w kołysce.Albo kimś z filmuniemego.Kimś tak niezgrabnym i niezręcznym jak Charlie Chaplin.Nie pójdę -powiedziała sobie.Jejoczy przypominały czarne studnie.Będę się ukrywała.Policzyła tygodnie do końca roku szkolnego.Zostały prawie dwa miesiące.Osiem tygodnioczekiwania i strachu.Znów przycisnęła czoło do szyby i wyjrzała na zewnątrz, między ciemne konary sosen, w stronęstarej przebieralni.Wyobraziła sobie kotka, skulonego w pudle, z brzuszkiem pełnym mleka.Już bynie żył - pomyślała, znów czując cudowne ciepło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki