[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trzymam cię - usłyszała gdzieś przy uchu uspokajającygłos Brocka.Poczuła, że jej stopy tracą kontakt z podłogą, i poraz drugi w ciągu dwóch dni znalazła się w jego ramionach.Rozdział 10Nie usprawiedliwił tego, co robi, nie powiedział też, gdzie jązabiera.Po prostu wyszedł z laboratorium i niósł ją korytarzemtam, skąd kilka minut temu przyszła z Alex.- Puść mnie - zażądała Jenna.Nadal była oszołomiona, alestarała się wydostać z jego objęć, nie zważając na to, że nawetdrobny ruch powoduje gwałtowne zawroty głowy i falemdłości.Jej głowa opadła na muskularne ramię Brocka.Jennyjęknęła z bólu.- Powiedziałam, żebyś mnie puścił, do cholery.Nie zatrzymał się.- Słyszałem za pierwszym razem.Zamknęła oczy, by nie patrzeć na wirujący nad głową sufit,gdy Brock niósł ją w głąb kwatery.Nagle zwolnił, potemskręcił ostro, a kiedy Jenna otworzyła oczy, stwierdziła, żeprzyniósł ją z powrotem do apartamentu, który oddano do jejdyspozycji.- Proszę, postaw mnie - wymamrotała.Język nie chciał sięporuszać, gardło miała wyschnięte.Ucisk w gałkach ocznychzmienił się w pulsujący ból, dzwonienie w uszach wprzeszywający gwizd, który groził rozsadzeniem czaszki.-OBoże - jęknęła, niezdolna ukryć cierpienia.- To tak boli.- Już dobrze - powiedział Brock cicho.- Teraz wszystkobędzie dobrze.- Nieprawda - wyjęczała, upokorzona własną słabością itym, że on widzi ją w tym stanie.- Co się ze mną dzieje? Co onmi zrobił?- W tej chwili to bez znaczenia - szepnął Brock, a w jegogłębokim głosie słyszała zbyt wielkie napięcie, zbytniątroskliwość, by mogła mu uwierzyć.- Najpierw pozbądźmy siębólu.Przeniósł ją przez pokój i ułożył na kanapie.Delikatniewyprostował jej nogi, a Jenna mimo cierpienia zauważyła, jakczule dotyka ją silnymi dłońmi, które zapewne bez trudu mogłypozbawić kogoś życia.- Odpręż się - polecił i przesunął dłonie ku jej twarzy.Pochylił się nad nią i lekko pogładził ją po policzku, patrząc jejprosto w oczy.- Odpręż się i oddychaj głęboko.Zrobisz to dlamnie, Jenno?Zaczęła się uspokajać na sam dźwięk swojego imienia i podwpływem ciepła jego palców, które przesuwały się powoli z jejpoliczka na szyję.Urywany szybki oddech zaczął zwalniać,kiedy położył jedną rękę na jej karku, a drugą gładził jąniespiesznie i uspokajająco po mostku.- Właśnie tak - wymruczał, nadal patrząc jej w oczy,poważnie i dziwnie czule.- Pozwól, niech ból odejdzie.Odprężsię.Jesteś bezpieczna, Jenno.Możesz mi zaufać.Nie wiedziała, dlaczego te słowa poruszyły ją aż takgłęboko.Może z powodu bólu, który ją osłabił, albo strachuprzed nieznanym, przed otchłanią niepewności, w którązapadło się jej życie po tej lodowatej, przerażającej nocy naAlasce.A może po prostu dlatego, że od bardzo dawna - od czterechsamotnych lat - nie zaznała pieszczoty męskich dłoni, ichdotyku, choćby miał on na celu wyłącznie niesienie pociechy.Minęły cztery puste lata, odkąd przekonała samą siebie, żenie potrzebuje czułego kontaktu ani intymnej bliskości.Cztery niekończące się lata, odkąd próbowała zapomnieć,jak czuje się kobieta z krwi i kości, kobieta, której ktoś pożąda.Cztery lata utraconej nadziei, że pewnego dnia będzie zdolnaotworzyć serce na coś więcej.Zamknęła oczy, bo zapiekły w nich łzy.Odsunęła od siebienagle wezbraną falę emocji i skupiła się na niosącym ukojeniecieple palców Brocka gładzących jej skórę.Czuła, jak jego głosopływa ją, jak jego słowa i jego dotyk wyprowadzają ją z tejdziwnej traumy, która szarpała jej wnętrzem.- Już dobrze, Jenno.Oddychaj.Miała wrażenie, że pod wpływem tych słów imadłoprzestaje ściskać jej czaszkę.Brock gładził kciukami jejskronie, zanurzył palce w jej włosy, trzymał jej głowę wdelikatnym uścisku.Przeszywający gwizd w uszach zacząłcichnąć, aż wreszcie ustał.- Świetnie sobie radzisz - wymruczał Brock, jego głosjeszcze się obniżył i przypominał teraz ciche warczenie.-Pozwól temu odejść.Pozwól, że ja się tym zajmę.Westchnęła głęboko.Brock nadal gładził ją po twarzy i szyi.Czuła, że ból stopniowo ustępuje.Cóż za przyjemne uczucie!- To miłe - szepnęła, nie mogąc się oprzeć przemożnejpotrzebie, by ją nadal dotykał.- Ból nie jest już tak silny.- To dobrze - łapał oddech, ciężko dysząc, co brzmiało jakcichy jęk.- Pozwól mu odejść.Gdy to mówił, poczuła drżenie jego palców.Uniosłapowieki i spojrzała na niego, zdumiona tym, co widzi.Miał napięte ścięgna szyi, szczęki zaciśnięte tak mocno, żeaż dziw, że nie zmiażdżyły zębów.Na wklęsłych policzkachwystąpiły guzy mięśni.Na czole i nad górną wargą perliły siękropelki potu.Cierpiał.Cierpiał tak bardzo, jak ona kilka minut temu.Nagle pojęła,co się dzieje.On jej nie uspokajał dotykiem.On w jakiś sposób uwalniałją od bólu.Z własnej woli przejmował go na siebie.Poczuła wstyd, że samą siebie okłamywała, wyobrażającsobie, iż w jego dotyku kryje się coś więcej niż litość.Cofnęłasię gwałtownie i usiadła na kanapie.Dyszała ze złości, patrzącw ciemne oczy, w których zalśniły bursztynowe błyski.- Co ty do cholery robisz? - warknęła, zrywając się na równenogi.Mięsień w jego szczęce drgnął.Wstał i z bliska spojrzał nanią.- Pomagam ci.W tej samej chwili w jej umyśle pojawiły się obrazy -nagłe,dojmująco żywe wspomnienie tego, co się stało po odejściustworzenia, które wdarło się do jej domu na Alasce.Wtedy też cierpiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki