[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jestem w nastroju do żartów, siostro - zaczął cichym głosem.- Dopiero, co pochowałempiętnastu ludzi.Przedtem musiałem ich pozaszywać w płócienne worki.A jeszcze wcześniejzbierałem tych chłopców kawałek po kawałku i wciskałem do środka ich bebechy.Pózniej ichzaszyłem i pochowałem.Jakoś nie widziałem pani na pogrzebie, siostro.Archie był aż nadto świadom tego, że nie powinien tak do niej mówić.Uświadomił też sobie, iżto, przez co przeszedł, zapadło weń głębiej, niż sądził.W normalnych warunkach nie dałby się takłatwo sprowokować, lecz warunki nie były normalne, a prowokacja zbyt ostra.- Przyszedłem po szklane płyty.Służą wam za blaty na wózkach i tacach.Są potrzebne od zaraz inie jest to żadne moje widzimisię.A może pani życzy sobie wyjaśnień?Nie powiedziała ani tak, ani nie.Nie uczyniła żadnego dramatycznego gestu, jak na przykładosunięcie się na krzesło, szukanie po omacku jakiejś podpory czy zakrycie ust ręką.Zmienił sięjedynie kolor jej twarzy.Siostra Morrison miała cerę, która podobnie jak oczy i usta pozostawaław wyraznej sprzeczności z jej surową miną i okularami w stalowych oprawkach; na widok takiejskóry potentaci przemysłu kosmetycznego odesłaliby sztab swoich naukowców na ławkęrezerwowych.W tej jednak chwili zniknął gdzieś kolor rzadko oglądanych, klasycznychbrzoskwiń i krem równie nieczęsto widywanej klasycznej angielskiej róży.Bosman zdjął blat ze stolika stojącego przy łóżku Jonesa, rozejrzał się w poszukiwaniu wózków, akiedy stwierdził, że ich tam nie ma, skinął siostrze Morrison i wrócił na oddział  B.Janet spojrzała na niego ze zdziwieniem.- To o to ci chodziło? - Kiwnął głową.- Maggie.Siostra Morrison nie sprzeciwiała się?- W najmniejszym stopniu.Masz tu jakieś wózki ze szklanymi blatami?Chief Patterson i inni zaczęli już lunch, kiedy wrócił bosman z pięcioma szklanymi blatami pod pachą.Patterson też lekko się zdziwił:- Obyło się bez żadnych kłopotów, bosmanie?- Wystarczyło tylko poprosić.Na mostku będą mi potrzebne jakieś narzędzia.- Załatwione - odezwał się Jamieson.- Przed chwilą wróciłem z maszynowni.Pudło z narzędziamipowędrowało już na górę.Jest w nim wszystko, co niezbędne: nakrętki, sworznie, śruby, taśmaizolacyjna, elektryczna wiertarka i piła elektryczna.- Aha.Dziękuję.Przydałby mi się jeszcze prąd.- Prąd jest.Co prawda tylko z prowizorycznego kabla, ale jest.No i jest oczywiście światło.Ztelefonem będzie nieco dłuższa sprawa.- To mi wystarczy.Dziękuję, panie Jamieson.- Skierował wzrok na Pattersona.- Jeszcze jedno,kapitanie.Wśród naszej załogi mamy dobrych kilka narodowości.Kapitan greckiego tankowca,Andropolous, zgadza się? - też może mieć mieszaną załogę.Wydaje mi się, że istnieje sporaszansa na to, by jeden z naszych i jeden z nich znalezli wspólny język.Może zechciałby panpopytać, kapitanie?- A co by to dało, bosmanie?- Kapitan Andropolous zna się na nawigacji.- Oczywiście, oczywiście.Myślimy wciąż o jednym, prawda, bosmanie?- Bez nawigacji nie można się obejść, kapitanie.Myśli pan, że uda się panu ściągnąć Naseby ego iTrenta, tych dwóch, którzy byli ze mną podczas ataku? Pogoda się psuje, kapitanie i na pokładziezaczyna się tworzyć lód.Może wysłałby ich pan, żeby otaklowali dojścia stąd do nadbudówki.- Psuje się pogoda? Bardzo panie McKinnon? - dopytywał się doktor Singh.- Owszem, boję się, tak bardzo.Barometr na mostku rozbity, ale sądzę, że ten w kabinie kapitanajest cały.Sprawdzę.- Wyciągnął ręczny kompas, który wymontował z szalupy ratunkowej.- Tourządzenie jest praktycznie bezużyteczne, ale przynajmniej pokazuje zmiany kierunku.Chyboczemy się w dolinach fal, nadstawiając się lewą burtą, a to znaczy, że wiatr i morze atakująnas na lewym trawersie.Kierunek wiatru raptownie się zmienia.Od chwili, kiedy tu zeszliśmy,zepchnął nas przynajmniej o pięć stopni.Z grubsza biorąc, wieje z północnego wschodu.O ilezawierzyć doświadczeniu będziemy mieć gęsty śnieg, wysoką falę i miarowo opadającątemperaturę.- Nie widać najmniejszego światła w tym tunelu, co, panie McKinnon? - wtrącił doktor Singh.-  Iprzyszłość do nas zewsząd się uśmiecha, a człek niegodziwy z poprawą wciąż zwleka. Tyle, żejest akurat odwrotnie.- Coś tam może nam zaświeci w ciemnościach, doktorze.Jeśli słupek rtęci w termometrze będziedalej spadał w takim tempie, nasza chłodnia utrzyma temperaturę, a mrożone mięso i ryby nierozmrożą się.Co do tego niegodziwca, to owszem, mamy go na pokładzie.Jego lub ich.Mamy,bo inaczej nie bylibyśmy w takim stanie, w jakim jesteśmy.Martwi się pan o pacjentów,doktorze? Zwłaszcza o tych z oddziału  A , tak?- Telepatia, panie McKinnon! Jeśli warunki zdecydowanie się pogorszą, moi pacjenci zacznąspadać na podłogę, a ostatnią rzeczą, na jaką miałbym ochotę, jest przywiązywanie rannych dołóżek.- Za to ostatnią rzeczą, jaką ja chciałbym oglądać, jest koziołkująca za burtę nadbudówka.Jamieson odsunął się wraz z krzesłem i wstał.- No, wzywają mnie obowiązki.Tak czy nie, bosmanie?- Zwięta prawda, panie Jamieson.I dziękuję bardzo.- Znowu telepatia? Nie może być.- Doktor Singh na wpół się uśmiechnął.McKinnon odwzajemnił uśmiech.Zdawało się, że doktor Singh jest w stu procentach właściwymczłowiekiem na właściwym miejscu.- Sądzę, że pan Jamieson poszedł zamienić parę słów z ludzmi, którzy ciągną linię telefoniczną zmostka do maszynowni.- I potem ja uruchamiam silniki? - dorzucił Patterson.- Tak jest.I kurs na południowy zachód.Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego.- Takiemu szczurowi lądowemu jak ja mógłby pan jednak wyjaśnić - odezwał się Singh.- Naturalnie.Są dwa powody.Kurs na południowy zachód oznacza w praktyce, że wiatr i fale idące z północnego wschodu będziemy mieć dokładnie za rufą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki