[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On nie jest twoim siostrzeńcem.Zmiech Bosque'a był jak brzęk tuczonego szkła.- Jak mało rozumiesz.Jesteś wojowniczką i przewodzisz wojownikom.- Zrobił krok naprzód.-Nigdy bym się nie spodziewał takiej głupoty po Strażniczce alfa.- Ona nie jest głupia - powiedział Shay, splatając palce z moimi.- Należy do innego i zdradziła swój ród.Jest wcieleniem pochopnych decyzji.- Bosąue spojrzałna nasze złączone dłonie i pokręcił głową.- Obawiam się, że to nie uchodzi.- Kim ty jesteś? - Shay panował nad głosem, choć czułam łomot jego pulsu.361 - Jedyną rodziną, jaka ci została - mruknął Bosąue.Znów popatrzył na obraz.Twarze Tristana iSary wydawały się jeszcze smutniejsze niż za pierwszym razem, kiedy widziałam portret.- Jestemtym, który wie, co jest dla ciebie najlepsze.- Chcesz mnie zabić - szepnął Shay.Bosąue przekrzywił głowę i się uśmiechnął.- Dlaczego miałbym zabijać własnego siostrzeńca? Zcisnęłam mocniej dłoń Shaya.- Przestań.Dość kłamstw.Oni go związali! Przyprowadzili na ceremonię, żeby go złożyć wofierze.Wiemy o przepowiedni, o Potomku.Czytaliśmy Wojnę każdego z każdym.-Wiem - odparł gładko Bosąue.- Ale jak myślisz, dlaczego zakazaliśmy czytania tego dzieła?- %7łeby się chronić, chronić Opiekunów - powiedziałam.- %7łebyśmy nie poznali prawdy o naszejprzeszłości.Zrobiliście z nas niewolników.- Nie, moja droga.Ocaliliśmy was.- Bosąue zrobił zbolałą minę.- Opiekunowie zawszetroszczyli się o swoich Strażników.Ta księga to trucizna, pełna kłamstw wymyślanych przezPoszukiwaczy.Przez stulecia była rozpowszechniana przez naszych wrogów, by uwodzić innychdla ich nikczemnej sprawy.Bardzo się staramy wyplenić te kłamstwa, ze względu na szkodę, jakączynią.I popatrzcie, co się przez nie stało.Ta księga sprowadziła rozlew krwi do naszego domu.- To nie księga nas zaatakowała! - krzyknęłam.- Nawet nie wiem, jak nazwać to, co wylazło zobrazów.- Wskazałam jego dziwaczny cień.- Ani ciebie.Czym ty jesteś?Twarz Bosque'a pociemniała, ale po sekundzie na jego ustach znów pojawił się pobłażliwyuśmiech.- Przepraszam, jeśli się wystraszyłaś, ale wyjątkowe okoliczności zmusiły mnie do tego, żebyzyskać waszą uwagę.Musicie posłuchać głosu rozsądku.- Rozsądku? - prychnął Shay.- Ja chcę znać prawdę!362 - Oczywiście że tak, Shay.- Bosąue szybko pokiwał głową.- Gdybym zdawał sobie sprawę, najakiego niezależnego młodzieńca wyrosłeś, nigdy nie zakazywałbym ci wstępu do tej biblioteki.Bocóż innego mógł robić taki bystry chłopak jak ty, jeśli nie szukać sposobu, żeby się tu dostać? Twojepragnienie wiedzy jest godne podziwu.Jego uśmiech był jak ostrze noża.- To moja wina.Ciągle myślę o tobie jak o małym chłopcu.Chciałem cię bronić przed wrogami,ale nie dostrzegłem, jak bardzo wydoroślałeś.Zaniedbywałem cię i bardzo tego żałuję.Palce Shaya ściskały moją dłoń tak mocno, że aż bolała.- Powiedz mi, kim naprawdę jesteś.- Jestem twoim wujem - odparł spokojnie Bosąue, idąc w naszą stronę.- Rodziną z krwi i kości.- Kim są Opiekunowie? - pytał dalej Shay.- Innymi jak ja, którzy chcą cię tylko chronić.Pomóc ci.Shay, nie jesteś jak inne dzieci.Maszniewykorzystane zdolności, których nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.Mogę ci pokazać, kimnaprawdę jesteś.Nauczyć cię używać mocy, które posiadasz.- Skoro tak bardzo ci zależy na chronieniu Shaya, to dlaczego był ofiarą na moich zaślubinach? -Odepchnęłam Shaya za siebie, zasłaniając go przed Boskiem.Bosąue pokręcił głową.- Kolejne tragiczne nieporozumienie.To był test, Calla, test twojej lojalności wobec naszejszlachetnej sprawy.Sądziłem, że daliśmy ci najlepsze wykształcenie, ale może nie słyszałaś o próbieAbrahama z jego synem Izaakiem? Czy poświęcenie tego, kogo kochasz, nie jest ostatecznymdowodem wiary? Czy ty naprawdę wierzyłaś, że chcemy, by Shay zginął z twoich rąk? Prosiliśmycię, żebyś go chroniła.Zaczęłam się trząść.- Kłamiesz.363 - Kłamię? - Bosąue uśmiechnął się i ten uśmiech wyglądał niemal dobrotliwie.- Po wszystkim,co przeszłaś, nie masz wiary w swoich panów? Nigdy nie zmusilibyśmy cię, żebyś skrzywdziłaShaya.W ostatniej chwili na jego miejsce pojawiłaby się inna ofiara.Rozumiem, że taka próba możesię wydawać zbyt sroga, że wymagaliśmy od ciebie i Reniera zbyt wiele.Może jesteście zbyt młodzi,żeby przejść taki test.Nie mogłam mu odpowiedzieć; nagle zaczęłam kwestionować wszystko, co zrobiłam do tej pory,zastanawiaćsię, czy moje pragnienia zepchnęły mnie z drogi, zaburzyły zdolność dostrzegania prawdy.Niewiedziałam już, w co wierzyć.- Troszczyłem się o Shaya, od kiedy był malutkim dzieckiem.Spełniałem każdą jego zachciankę.To chyba dowodzi mojej troski o jego dobro.- Bosąue zatrzymał się parę kroków przed nami iwyciągnął ramiona do siostrzeńca.- Proszę, okażcie mi zaufanie.Witraże za jego plecami wybuchnęły nagle wodospadem kolorowych odłamków.PchnęłamShaya na ziemię i osłoniłam go własnym ciałem przed kaleczącym deszczem.Uniosłam rękę,zasłaniając twarz, gdy szkło sypało się na nas, tnąc materiał mojej kurtki i skórę.W bibliotece rozległy się krzyki, tupot stóp na podłodze.Uniosłam głowę i zobaczyłamprzynajmniej dwudziestu Poszukiwaczy, wskakujących przez wytłuczone okna i szarżującychfalangą połyskującej stali i brzęczących strzał na Opiekuna.Powietrze wokół Bosque'a zamigotało ichmura lecących na niego pocisków odbiła się jak od tarczy.Bosąue uniósł ręce.Płomienie nakominku zgasły i czerwoną poświatę, która rozjaśniała salę, zastąpił gęsty mrok.Kilku Poszukiwaczy potknęło się i padło; inni zatrzymali się niezgrabnie, usiłując rozpoznaćotoczenie.Shay zepchnął mnie z siebie i skoczył na równe nogi.- Co się stało?- Poszukiwacze - syknęłam.- W życiu tylu nie widziałam.364 Bosąue odrzucił głowę do tyłu i krzyknął.Zakryłam uszy przed tym dzwiękiem, od któregoksiążki zawibrowały na półkach.Ciemność w bibliotece zaczęła się skupiać w gęstsze kałuże, któreunosiły się w powietrze i stopniowo nabierały kształtu.Zachłysnęłam się i złapałam Shaya za rękę.- Czy to są.- spytał zduszonym głosem.- Zmory - mruknęłam.- Ale to niemożliwe.- Dlaczego? - Szeroko otwartymi oczami patrzył, jak upiorni ochroniarze rzucają się nanapastników.Ledwie mogłam zaczerpnąć oddechu, żeby wydobyć z siebie głos.- Nikt nie może przyzwać więcej niż jedną zmorę na raz.Zbyt trudno je kontrolować.- Zmory atakują! - ryknął jeden z Poszukiwaczy.-Ethan, Connor! Bierzcie chłopaka i wynościesię stąd! Reszta, oczyścić im drogę!Kolejny Poszukiwacz, kobieta - krzyknęła, kiedy czarne macki oplotły się wokół jej talii.Innybezskutecznie rąbał mieczem zmorę, która go wchłaniała; wydawał zduszone dzwięki, kiedy jegociało znikało pod czarnym welonem.- Ruchy! Ruchy! Ruchy! - wrzeszczał pierwszy Poszukiwacz.Twarz Bosąue'a wykrzywił grymas oburzenia.Palcami wydłużonymi jak szpony wskazał drzwibiblioteki, wykręcił rękę dłonią do góry i szarpnął ją do siebie.Drzwi otworzyły się z hukiem ihorda czekająca na galerii rzuciła się do bitwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki